Pensja 4,5 tys. zł, ale chętnych niewielu. Dlaczego brakuje kandydatów na urzędników wyborczych?
Urzędnikiem wyborczym można być w innej gminie niż ta, w której się mieszka i pracuje. Trzeba mieć wyższe wykształcenie i obowiązkowo pracować w administracji rządowej lub samorządowej albo w instytucji jej podległej. Za bycie urzędnikiem wyborczym można zarobić - w ramach pełnego miesiąca pracy - prawie 4,5 tysiąca złotych.
Dlaczego więc urzędników brakuje? Prawdopodobnie z kilku powodów.
Po pierwsze, urzędnik wyborczy to nowa funkcja i nie do końca wiadomo, z czym to w praktyce może się wiązać: jakie może mieć problemy, na co powinien zwrócić uwagę.
Nie jest też tajemnicą, że urzędnik ma wiele zadań do wykonania: nadzorowanie organizacji wyborów, współpracę z szefem PKW czy dyrektorem delegatury, czynności związane z powoływaniem obwodowych komisji wyborczych, organizację pierwszych posiedzeń tych komisji, wykonywanie zadań związanych z głosowaniem korespondencyjnym, kwestię druku i dowiezienia kart do głosowania do poszczególnych komisji, pełnienie dyżurów przed wyborami i w dniu głosowania.
Ponadto, jak wynika z wyjaśnień Państwowej Komisji Wyborczej, urzędnik wyborczy ma dojechać na swój koszt do gminy, w której będzie sprawował obowiązki, bo żadnego zwrotu kosztów podróży nie przewidziano.
Urzędnik ma również zapewnić transmisję z kamer z lokalu wyborczego. Jeśli jednak nie będzie to możliwe, bo coś nie zadziała, ma sprawować nadzór nad zapewnieniem „rejestrowania za pomocą urządzeń rejestrujących obraz i dźwięk, a następnie udostępnienia tych materiałów na stronie Państwowej Komisji Wyborczej”. Czyli po prostu będzie musiał przypilnować, by ktoś wszystko nagrywał np. za pomocą telefonu komórkowego.
– Przy czym zakres tych czynności może być jeszcze dodatkowo poszerzony, bo uchwała PKW mówi o tym, że urzędnik wyborczy będzie wykonywał również inne czynności, które będą zlecone przez PKW czy przez właściwego komisarza wyborczego – mówi Daniel Drzazga, dyrektor Krajowego Biura Wyborczego w Lublinie.
Kłopotliwe dojazdy
Zgodnie z uchwałą PKW urzędnik wyborczy, który jedzie do innej gminy, musi poinformować o tym swojego pracodawcę najpóźniej na trzy dni przed planowanym wyjazdem.
Problem w tym, że przy organizacji wyborów pewne sytuacje są nagłe - trzeba w trybie pilnym gdzieś podjechać, coś załatwić, z kimś porozmawiać. Innymi słowy trzeba liczyć się z nieprzewidzianymi sytuacjami, które nie wpasują się w harmonogram stworzony przed ustawodawcę.
Sami kandydaci przyznają, że wymóg, by z trzydniowym wyprzedzeniem informować pracodawcę, jest trudny do zrealizowania. W kilku miastach kandydaci na urzędników wyborczych wycofali swoje zgłoszenia właśnie z tego powodu.
Potrzeba mniej urzędników, ale…
Nie wiadomo, czy uda się zgromadzić odpowiednią liczbę kandydatów na urzędników wyborczych, mimo że PKW zmieniła zasady dotyczące ich liczby.
Wcześniej w gminach do 20 tys. mieszkańców potrzeba było dwóch urzędników wyborczych. W miastach do 50 tysięcy osób potrzebowano trzech. Na kolejne każde 50 tys. mieszkańców przypadał jeden dodatkowy urzędnik (maksymalnie mogło ich być siedmiu).
Teraz to się zmieniło. Zgodnie z wytycznymi Państwowej Komisji Wyborczej z ubiegłego tygodnia każda gmina, w której mieszka do 50 tys. mieszkańców, potrzebuje dwóch urzędników.
Czytaj też: Komisarz wyborczy: Nie wiem, czy najbliższe wybory będą mogły być w pełni sprawnie przeprowadzone>>>
Na razie nabór idzie jak po grudzie. Sprawdziliśmy, jak to wygląda w różnych miastach w Polsce (kolejność alfabetyczna):
- Białystok – potrzeba 103 urzędników wyborczych - jest 31 zgłoszeń;
- Bydgoszcz – potrzeba 114 osób - na razie są 23 zgłoszenia;
- Gdańsk – potrzebnych jest 108 osób - zgłosiło się 10;
- Katowice – potrzeba 138 kandydatów - zgłosiły się 42 osoby;
- Kielce – potrzebnych jest 208 osób - jest 39 zgłoszeń;
- Kraków – potrzeba 156 urzędników - jest 50 kandydatów;
- Krosno – potrzebnych 86 osób - zgłosiło się 27;
- Lublin – potrzeba 191 urzędników wyborczych - wpłynęły 103 zgłoszenia;
- Łomża – potrzebuje 75 osób - zgłosiło się 27;
- Opole – potrzebnych jest 144 urzędników - jest 25 chętnych;
- Poznań – potrzeba 99 urzędników - a jest 20 zgłoszeń;
- Przemyśl – potrzebnych jest 79 osób - zgłosiło się 29;
- Radom – potrzeba 126 urzędników/ - jest 17 zgłoszeń;
- Rzeszów – potrzebuje 91 osób - zgłosiło się 17;
- Warszawa – potrzebnych jest 178 - zgłoszeń jest 51;
- Wrocław – potrzeba 101 urzędników - a kandydatów jest 23;
- Zamość – potrzebuje 103 urzędników wyborczych - jest 50 poprawnych zgłoszeń;
- Zielona Góra – potrzeba 108 urzędników - jest tylko 8 zgłoszeń.
„Zrobiliśmy wszystko, co można"
Delegatury Krajowego Biura Wyborczego robią, co mogą, by pozyskać urzędników wyborczych. Zamieszczają informacje w internecie i piszą do wójtów, burmistrzów, prezydentów i starostów z prośbą o wsparcie w rozpropagowaniu informacji o naborze; proszą o pomoc lokalne media.
Ale to wciąż za mało. - Nasza delegatura uczyniła praktycznie wszystko, co tylko można było zrobić, aby zainteresować mieszkańców z województwa podlaskiego możliwością zgłaszania swoich kandydatur na urzędników wyborczych - mówi dyrektor Marek Rybnik z delegatury KBW w Białymstoku.
Z kolei w Zielonej Górze, oprócz zamieszczenia informacji na stronie internetowej i wysłania pism do samorządowców, dyrektor delegatury wystąpił na sesji sejmiku województwa lubuskiego. Informacja trafiła do Urzędu Pracy; były też rozmowy z sekretarzami gmin i dyrektorem Urzędu Statystycznego. Na razie efektów brak.
Jeszcze dalej poszli pracownicy delegatury KBW w Opolu. – Osobiście zaczęliśmy namawiać wyróżniających się spośród dotychczasowych urzędników wyborczych i spełniających wymagania, by zgłosili się do ościennych gmin – część osób wyraziła zainteresowanie, jednak zgłoszeń dotąd nie złożyły – przekazał nam Rafał Tkacz, dyrektor Krajowego Biura Wyborczego w Opolu.
Kto się zgłasza na urzędnika wyborczego?
Z reguły są to osoby, które nie mają doświadczenia w pracy przy wyborach. Nigdy się tym nie zajmowały, można więc przypuszczać, że po prostu chcą sobie dorobić.
Co ciekawe, zgłasza się wielu emerytów, w tym ludzie, którzy mają doświadczenie wyborcze. - Nie możemy ich przyjąć, bo ustawa na to nie pozwala - mówi Daniel Drzazga z KBW w Lublinie.
Jest też sporo zgłoszeń od studentów, osób bezrobotnych, a nawet od przedsiębiorców – ale i oni nie spełniają wymogów ustawowych (praca na etacie w administracji). Jedno jest pewne - na razie w całej Polsce przedłużono termin naboru na urzędników wyborczych - można się zgłaszać do 6 kwietnia.
Co na to MSWiA?
Wysłaliśmy do ministerstwa kilka pytań w tej sprawie. Pytaliśmy m.in., czy któryś z pracowników ministerstwa zgłosił swoją kandydaturę na urzędnika wyborczego oraz co w sytuacji, gdy liczba kandydatów na urzędników wyborczych nadal będzie zbyt niska. Czy i co planuje zrobić MSWiA, by zabezpieczyć wymaganą prawem liczbę urzędników wyborczych?
Resort Joachima Brudzińskiego wysłał nam bardzo ogólnikowe pismo, w którym de facto nie odpowiedział na nasze pytania. MSWiA potwierdza jedynie, że termin naboru został przedłużony do 6 kwietnia i że odpowiada za to Krajowe Biuro Wyborcze.
"Ciemne chmury nad wyborami. Brakuje 90 proc. urzędników, MSWiA nie chce dać 600 milionów">>>