Byliśmy "w sennym niemieckim miasteczku", gdzie neonaziści świętowali urodziny Hitler

W miniony weekend w niemieckim Ostritz neonaziści świętowali 129. urodziny Adolfa Hitlera. Nie wiadomo czy niecodzienna impreza urodzinowa była straszna czy śmieszna. I właśnie to jest w tym najgorsze.

Odbywający się w położonym pomiędzy Zgorzelcem a Bogatynią miasteczku weekendowy festiwal Schild und Schwert (w skrócie "SS", z niem. "Tarcza i Miecz") zgromadził niecały tysiąc neonazistów z różnych części Niemiec oraz z Polski, Czech, Litwy i Łotwy. Ich przyjazd wywołał sprzeciw mieszkańców, którzy w porozumieniu z lokalnymi władzami zorganizowali "Święto pokoju": prodemokratyczny festiwal, podczas którego odbywały się koncerty, przedstawienia i happeningi. Do Ostritz przyjechali też antyfaszyści z Niemiec, Polski i Czech, którzy stworzyli alternatywną młodzieżowo-subkulturową imprezę.

Jak podkreślają media podczas niecodziennego kwietniowego weekendu nie doszło do żadnych spektakularnych nadużyć. Wśród zabytkowych kamieniczek Ostritz wytatuowani mężczyźni w koszulkach z napisami takimi jak czy "Arische Bruderschaft” (aryjskie braterstwo) czy "HTLR SCHNTZL" (hitlerowski sznycel) mijali się z nastoletnimi anarchistami oraz uśmiechniętymi rodzinami z dziećmi w iście piknikowych nastrojach. Wszystko odbywało się pod ścisłą kontrolą władz; na rogu niemal każdej ulicy spotkać można było jednego z ponad 1100 policjantów sprowadzonych z całej Saksonii specjalnie na tę okazję.

I <3 National Socialism

Policja i lokalne władze z wielką skrupulatnością zaplanowały scenę, na której neonaziści oraz osoby kontestujące ich imprezę odgrywać mogły swoje role. Większość uczestników festiwalu Schild und Schwert by dostać się na jego teren przechodziła przez most łączący stację kolejową w polskiej miejscowości Krzewina z Ostritz. Po wstępnej kontroli polskich policjantów, poddawani byli szczegółowym oględzinom po niemieckiej stronie. Części z nich rekwirowano różne przedmioty, m.in. potencjalnie niebezpieczne narzędzia i narkotyki.  Osoby, które na ubraniach miały symbole faszystowskiej międzynarodówki Blood and Honour lub innych nielegalnych organizacji musiały przy wszystkich zdejmować spodnie i zakładać dresy. Inni zmuszeni byli zamazywać markerami lub zaklejać taśmami nielegalne tatuaże. Wszystko odbywało się bardzo kulturalnie i bez żadnych zakłóceń. Na swoim festiwalu neonaziści wyizolowani zostali jak zwierzęta w zoo. Do tego nie byli zbyt rozmowni czy chętni do konfrontacji. Prośby o komentarz spotykały się z odmową, często uzasadnianą „prawami człowieka”, wolnością wyrazu i prawem do prywatności.

Galeria postaci przechodzących przez policyjną kontrolę sprawiała dość surrealistyczne wrażenie. Gromady ogolonych na łyso facetów, ubranych w czarne skórzane kurtki i infantylne koszulki, wyglądały jak zlot fanów metalowych kapel. Ducha grupy najlepiej wyrażał sześćdziesięcioletni mężczyzna z Krakowa, który paradował w koszulce neofaszystowskiego zespołu Legion Twierdzy Wrocław z napisem „HATE REGULAR CORE”. Im dalej ktoś oddalił się od „regular core”, tym większy entuzjazm wzbudzał wśród zebranych. Gwiazdą był roześmiany, opalony Brazylijczyk w zielono-żółtym ponczo, spod którego wystawały nazistowskie tatuaże. Przeważającą część neonazistów stanowili młodzi mężczyźni. Byli z nimi jednak również ludzie starsi i kobiety, często wyglądający zupełnie zwyczajnie. Młody chłopak z zaciśniętą pięścią i surowym orłem na t-shircie na festiwal przyszedł z mamą.

Brama prowadząca do zamkniętego dla mediów hotelu Neisseblick przez ostatnie dwa dni funkcjonowała niczym zdjęciowa ścianka. „I <3 NS” – w torbie z takim napisem na ramieniu, jedna z goszczących na festiwalu dziewczyn, maszerowała przez specjalnie wyznaczony dla neonazistów korytarz. Odgrodzeni od głównej ulicy metalowymi barierkami młodzi mężczyźni kursowali w tą i z powrotem do pobliskiego sklepu pozując przy tym do zdjęć dziesiątkom, jeśli nie setkom, dziennikarzy. Ich faszystowskie tatuaże i koszulki z podobiznami nazistowskich idoli permanentnie znajdowały się w blasku fleszy. Samozadowolenie kipiało z nich jak z małych chłopców, którzy w końcu zwrócili na siebie uwagę rodziców. Gdy kamerzysta jednej z telewizyjnych stacji zaczął nagrywać grupę 40-letnich neonazistów popijających piwo przy szumiącym strumieniu, najbardziej wysportowany z nich wyszedł na środek ulicy, z dumą zrobił szpagat i podskoczył w górę wywołując salwę pełnego uznania śmiechu kolegów. Innym razem, kiedy jeden z dziennikarzy nagrywał grupkę młodzieży, chłopak ze swastyką na szyi zaczepił go pytając czy chce zobaczyć jego penisa, po czym wyjął go na wierzch mówiąc „es ist sehr groß”. Słoneczna pogoda była wyjątkowo przyjemna, neonaziści żartowali z dziennikarzy, dziennikarze kpili z neonazistów. 129. urodziny Hitlera w Ostritz przypominały teatr absurdu.

Pokojowa wata cukrowa

Dwa dni, podczas których w Ostritz zwykli obywatele, antyfaszyści oraz neonaziści zgromadzili się na trzech oddzielnych imprezach były dla znakomitej większości z nich bardzo przyjemne.

Na kolorowym, rozświetlonym wiosennym słońcem rynku powstało niewielkie miasteczko składające się z namiotów, scen oraz punktów, w których odbywały się akcje informacyjne i prodemokratyczne happeningi. W jednym z nich przedstawiciele antyrasistowskiej organizacji rozdawali dzieciom watę cukrową i pacyfistyczne ulotki. W innym lokalna protestancka szkoła zorganizowała wspólne malowanie obrazów.

- Sztuka jest dla nas bardzo ważna. Wspólnie tworząc chcemy pokazać, że jesteśmy razem i że nie ma tutaj miejsca dla neonazistów - mówił nauczyciel, obok którego dziewczyny w muzułmańskich chustach malowały kwieciste kolorowe krzewy. W namiocie obok, pracujący dla ministerstwa młodzi mężczyźni, którzy współorganizowali Święto Pokoju rozdawali ulotki. Według ich relacji sprzeciw wobec neonazistowskiego festiwalu zaczął się od postulatu słynnego cysterskiego Klasztoru Sankt Marienthal.

- Siostry zakonne na codzień zajmujące się niepełnosprawnymi jako pierwsze sprzeciwiły się pomysłowi organizacji neonazistowskiego festiwalu. Ministerstwo wspierało lokalne organizacje finansowo i organizacyjnie; dlatego właśnie tutaj jesteśmy – tłumaczyli.

Święto Pokoju uświetniły swoją obecnością lokalne władze. W namiocie, w którym przez cały dzień serwowano kiełbaski i piwo, przemawiał premier Saksonii Michael Kretschmernad. Zarówno on, jaki i burmistrz Görlitz Siegfried Deinege oraz burmistrz Zgorzelca Rafał Gronicz, włączyli się w akcje przeciwko neonazistom.

Na przeciwległym końcu miasteczka swój festiwal pod hasłem „Rechts Rockt Nicht!” zorganizowała międzynarodowa lewicowa młodzież. Anarchiści, punki, studenccy działacze oraz przedstawiciele polskiej lewicy wspólnie wyrażali sprzeciw wobec neonazistowskiego festiwalu. I choć pojawiały się poważne tony – na festiwal z Gdańska przyjechał 87-letni członek Razem, który chciał „wyrazić swój sprzeciw wobec nazistowskiej awantury” – to ostatecznie alternatywna lewicowa impreza przypominała wakacyjny muzyczny festiwal: przy dźwiękach gitarowej muzyki, foodtruckach i stoiskach z odzieżą wałęsały się nastoletnie pary i przejęci studenci.

Niebezpieczna subkultura

Obrazki z festiwalu Schild und Schwert uderzają z powodu ambiwalentnego zestawienia nazistowskich symboli, popkulturowych żartów i infantylnych subkulturowych odniesień.  Widok wytatuowanych mężczyzn i kobiet, w czarnych okularach i młodzieżowych kreacjach nieco śmieszy. Jednak ruch neonazistowski w Niemczech rośnie w siłę i nie zajmuje się jedynie pozowaniem do zdjęć.

Zorganizowanie festiwalu możliwe było dzięki wykorzystaniu luki prawnej – choć został on zarejestrowany jako wydarzenie polityczne odbył się w de facto zamkniętej przestrzeni wokół hotelu Neisseblick. Jego właściciel, Hans-Peter Fischer jest byłym członkiem Narodowodemokratycznej Partii Niemiec (NPD) oraz potomkiem niemieckich wysiedlonych. W latach dziewięćdziesiątych organizował grupowe wyjazdy do Polski, czy – jak określają tereny po polskiej granicy niemieccy nacjonaliści - "terytorium pod polską jurysdykcją". Z czasem biznes ten przestał być dochodowy. Dzisiaj Fischer wynajmuje hotel oraz przylegające do niego podupadłe hale produkcyjne neonazistom. Podczas festiwalu poza politycznymi przemowami, koncertami i zawodami MMA odbywała się sprzedaż nazistowskiej odzieży i funkcjonował punkt z tatuażami.

W powiecie Görlitz neonazistowska subkultura staje się coraz bardziej dostrzegalna. Neonazistowskie grupy działają jak swego rodzaju gangi, które stanowią wsparcie dla swoich członków. Jak powiedział jeden z mieszkańców Görlitz, w powiecie „jest kilka domów, w których odbywają się koncerty i w których zbiera się pieniądze, żeby rozbudować struktury”. Aktywne są sieci takie jak Narodowosocjalistyczne Podziemie (NSU) i Blood and Honour. NSU została uznana za organizację terrorystyczną. Ciążą na niej zarzuty zamordowania dziesięciu osób i przygotowania dwóch zamachów bombowych. Choć grupa została formalnie rozbita jej wpływy są wciąż dostrzegalne.

„Zatrzymać polską inwazję!” - pod takim hasłem członkowie NPD od kilku lat ośmielają lokalną społeczność do wyrażania niechęci wobec żyjących i pracujących w Saksonii Polaków. Jednak akcje wymierzone w Polaków są nieporównywalnie słabsze niż te skierowane przeciwko muzułmańskim imigrantom. W Niemczech 6,1% populacji deklaruje się jako muzułmanie. Wieczorem w pobliskim Görlitz mówiąca po arabsku młodzież tłoczy się po jednej stronie rynku, naprzeciwko niemieckojęzycznych rówieśników. Napięcia pomiędzy radykalnymi islamistami a ruchem neonazistowskim i skrajną prawicą od dłuższego czasu przybierają na sile. W 2014 roku w Kolonii odbyła się największa manifestacja skrajnej prawicy od czasu drugiej wojny pod hasłem „Chuliganie przeciwko Salafitom”. Była odpowiedzią na rzekomą próbę zamordowania przez nich jednego z prawicowych liderów.

Głównym organizatorem festiwalu Schild und Schwert jest Thorsten Heise z saksońskiego oddziału NPD. Partia ta otwarcie odwołuje się do tradycji nazistowskiej. W swoim programie postuluje m.in. zmianę konstytucji, rewizje granic międzypaństwowych i referendum w sprawie członkostwa w UE. Jest skrajnie antyimigrancka a jej członkowie niejednokrotnie nawoływali do przemocy. W przeszłości wielokrotnie podejmowano próby zdelegalizowania partii, jednak okazały się one dotychczas bezskuteczne. W ostatnich latach NPD uzyskało mandaty w dwóch z szesnastu Landtagów (parlamentów krajów związkowych RFN). W 2014 r. dawny lider NPD, Udo Voigt został wybrany na członka Parlamentu Europejskiego.

Jednak to nie wyborcze sukcesy neonazistów stanowią istotę problemu. Powszechnie uważa się, że odrodzenie neonazistowskich symboli i wartości jest konsekwencją kryzysu gospodarczego z 2008 r. oraz wzmożonego w ostatnich latach napływu imigrantów. Realną polityczną odpowiedź na tą sytuację reprezentuje prawicowa i antyimigrancka Alternatywa dla Niemiec (AfD), która w ostatnich wyborach do Bundestagu otrzymała 12,6% głosów stając się tym samym trzecią siłą w parlamencie. W samej Saksonii cieszy się największą popularnością w kraju – otrzymała 27% poparcia w lokalnych wyborach. Sam ruch neonazistowski pod względem politycznym jest w zasadzie pozbawiony znaczenia. Jednak jak pokazał festiwal w Ostritz odgrywa on przede wszystkim rolę symboliczną, jest papierkiem lakmusowym niemieckiej politycznej poprawności. W miniony weekend, przynajmniej na chwilę, zdołał on przyciągnąć uwagę mediów z całych Niemiec i nie tylko.

No platform?

Postmodernistyczne urodziny Adolfa Hitlera obyły się bez ekscesów. Dziennikarze – których do Ostritz ściągnęło kilkuset – byli wyraźnie znudzeni. Policja spacyfikowała neonazistów. Nie doszło do żadnych konfrontacji; większość antyfaszystów nawet nie widziała na oczy uczestników neonazistowskiego festiwalu. Festyn politycznej poprawności na głównym rynku Ostritz nie nadawał się na nagłówki. Wieczorami w lokalnym barze grupa mężczyzn przy piwie śmiała się do rozpuku przedrzeźniając neonazistów i dziennikarzy.

W sobotę odbyła się konferencja medialna z saksońskim liderem NPD Thorstenem Heise. Transmitowana była przez media z całego kraju i z zagranicy. Paradoksalnie, by włączyć swoje postulaty do przestrzeni publicznej, niemieccy neonaziści posługują się językiem poprawności politycznej. Heise mówił między innymi o wadze sportu dla wychowania młodzieży oraz integracji społecznej, którą promuje jego ruch. Patrząc na tłum dziennikarzy otaczających neonazistowskiego lidera zastanawia czy to media przyjechały tutaj z powodu neonazistów czy też to oni wyreżyserowali swoje przedstawienie dla mediów.

W niedziele rano, po zakończeniu festiwalu, w hotelu w pobliskim Görlitz we wspólnej sali, przy stolikach z białymi obrusami śniadanie jedli dziennikarze, policjanci i pozostali goście hotelu. Przy jednym ze stolików siadło troje neonazistów, pijąc kawę i delektując się croissantami z owocami rozmawiali ze sobą uprzejmie. Wszyscy wokół widzieli ich hitlerowskie koszulki i tatuaże, wiedzieli skąd wracają i po co tu przyjechali. Zupełnie jak w słynnej scenie z filmu „The Square” Rubena Östlunda, dla gości hotelu neonaziści jedzący z nimi śniadanie byli osobliwością, którą oczywiście trzeba tolerować. W końcu co mieliby im powiedzieć?

TOK FM PREMIUM