Rośnie niechęć do pracowników z zagranicy. Ekspert: "To efekt bardzo złej pracy wykonanej przez polityków"
Dziewięciu na dziesięciu obcokrajowców pracujących w naszym kraju to Ukraińcy, jednak zdaniem stowarzyszeń pracodawców oraz pośredników pracy, polskie firmy powinny otworzyć się także na pracowników z innych krajów. Wszystko dlatego, że w całym kraju brakuje około 150 tysięcy par rąk do pracy.
"Hamulec ręczny zaciągnięty dla gospodarki"
- Rozwój gospodarki uzależniony jest dziś od cudzoziemców, nawet Ukraińcy jednak nie załatają luki poemigracyjnej. A jeśli skuszą ich np. Niemcy, Polska może mieć poważny problem. To jak hamulec ręczny zaciągnięty dla gospodarki. Brak pracowników wpływa negatywnie na rozwój gospodarczy - mówi Andrzej Kubisiak z WorkService.
Z kolei zajmująca się migracjami dr Kateryna Krakhmalova zwraca uwagę, że Ukraińcy podejmujący pracę w Polsce borykają się z utrudnieniami:
- To są kwestie długości procedur, ale również możliwości urządów i liczba petentów. Są też fizyczne ograniczenia, ile osób może przyjąć jeden urzędnik - tłumaczy Krakhmalova.
"Efekt strategii przyjętej przez rząd"
Mimo braku rąk do pracy małe firmy obawiają się zatrudniać pracowników o innym kolorze skóry i wyznaniu. - To efekt strategii przyjętej przez rząd - mówi Witold Klaus ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej i dodaje:
- Mówienia o bezpieczeństwie, niechęci do cudzoziemców. Tego nie było wcześniej. Przed 2015 rokiem Polacy byli dość otwarci. Od tego czasu widać zamknięcie na wszystkie nacje. Nawet w przypadku Ukraińców widać regres sympatii Polaków. To jest ogromna, bardzo zła praca, która była wykonana przez polityków. Trudno będzie się z tego teraz niestety wycofać - ocenia Klaus.
Rząd przekonuje, że pracuje nad nową strategią migracyjną. Jej prezentację zapowiada na przełom drugiego i trzeciego kwartału.