Po co ławnicy w Sądzie Najwyższym? Ekspert: "PiS odwrócił dotychczasową logikę"

- Można mieć wątpliwości, czy kandydaci będą w stanie coś wnieść do rozpatrywania zawiłych prawniczo kwestii, jakie się przed SN pojawiają - komentował pomysł PiS ekspert z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

We wtorek (26 czerwca) odbyło się wysłuchanie, przez senacką Komisję Praw Człowieka, Praworządności i Petycji, kandydatów na ławników w Sądzie Najwyższym. Do obsadzenia jest 36 miejsc. Na razie zgłoszonych zostało jedynie 15 kandydatów, a 13 zostało zaopiniowanych pozytywnie. W tym jedna osoba, która nie stawiła się na wysłuchaniu.

"PiS odwrócił dotychczasową logikę" 

Do tej pory ławnicy zasiadali jedynie w sądach powszechnych. Panowało przekonanie, że powinni wnosić do orzekania ludzkie, życiowe spojrzenie na sprawę. 

- Uważano natomiast, że w Sądzie Najwyższym potrzebna jest wiedza ekspercka.  Zasiadają w nim profesorowie i najbardziej doświadczeni sędziowie, wydawało się więc, że ławnicy nie będą przydatni - wyjaśniał na antenie TOK FM Marcin Szwed z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka

- PiS odwrócił dotychczasową logikę. Uznał, że ławnicy się przydadzą, ale tylko w dwóch kategoriach spraw: dyscyplinarnych i w nowej instytucji, tzw. skargi nadzwyczajnej - dodał ekspert. 

Jak zaznacza Marcin Szwed, ławnicy nie będą mieli w SN przewagi: na dwóch sędziów orzekających przypadać będzie jeden ławnik. 

"Wiem, co jest dobre, a co złe"

Ławników do SN wybiera Senat. Kandydaci nie muszą mieć wiedzy prawniczej. Potrzebne jest wykształcenie średnie, polskie obywatelstwo i ukończony 40 rok życia. 

- Oczywiście taka osoba musi cechować się nieskazitelnym charakterem i musi mieć odpowiedni stan zdrowia. Nie są to jakieś wymagania szczególnie wysokie - zaznaczył gość audycji Połączenie. 

Prowadzący, Jakub Janiszewski, przytoczył wypowiedź z wysłuchania jednej z kandydatek: "Mam czas i chęci. Nie wiem, czy mam kwalifikacje, jeśli chodzi o prawo. Mogę doczytać. Wiem, co jest dobre, a co złe."

- Z tego, co pamiętam, senatorowie nie dopytywali nawet kandydatów o tę wiedzę prawniczą, tylko bardziej skupiali się na kwestii rodziny: czy kandydat ma rodzinę i jak się jego życie rodzinne układa. Czy to jest jakaś taka szczególnie istotna kwestia, która pokazuje, że ktoś ma kompetencje do tego, żeby rozstrzygać te sprawy dyscyplinarne czy nadzwyczajne, to pewnie można dyskutować - skomentował Marcin Szwed. 

Specjalista stwierdził, że niektórzy z kandydatów mieli już doświadczenie z bycia ławnikiem w sądach powszechnych i mogą być odpowiednimi osobami do sprawowania nowej funkcji. Zaznaczył jednak, że dotyczy to mniejszości ze zgłoszonych osób.

- Można mieć wątpliwości, czy znacząca część tych kandydatów będzie w stanie coś od siebie wnieść do rozpatrywania tych przecież szczególnie skomplikowanych, zawiłych prawniczo kwestii, jakie się przed Sądem Najwyższym pojawiają - podkreślił Szwed. 

Czemu mają służyć zmiany? Ekspert uważa, że najprawdopodobniej chodzi o to, aby nie pozostawiać spraw dyscyplinarnych do rozstrzygnięcia jedynie tzw. "kaście sędziowskiej" i wprowadzić kontrolę obywatelską. Do skarg nadzwyczajnych, ławnicy mają wprowadzić "ludzkie spojrzenie". 

- Przesłanki wnoszenia skargi nadzwyczajnej nie są czysto prawnicze, ale są bardziej szeroko zakrojone, zahaczają też o prawa człowieka. Pewnie twórcy uważają, że przyda się nie tylko spojrzenie stricte prawnicze, ale też umiejętność dostrzeżenia krzywdy ludzkiej, jaką zwykły człowiek może tutaj wnieść - podsumowała Marcin Szwed. 

'Mam czas i chęci, ale jeżeli chodzi o prawo to ja mogę doczytać'. Tak wybierano ławników do Sądu Najwyższego

TOK FM PREMIUM