"ACTA 2" odrzucone. Ale pomysłów na ochronę praw autorskich trzeba szukać

- Kontrola jest w rękach nielicznych pośredników, a o tym, co możemy publikować, ma decydować maszyna - dr Siewicz z Nowoczesnej Polski krytykuje projekt unijnej dyrektywy i proponuje zupełnie inne rozwiązanie.

Szeroko komentowany i oprotestowany projekt dyrektywy unijnej, w sprawie zmian dotyczących prawa autorskiego, został dziś odrzucony w głosowaniu Parlamentu Europejskiego. Sprawa wróci podczas najbliższego plenarnego posiedzenia europarlamentu - we wrześniu.

Nowe unijne przepisy mają chronić prawa autorskie twórców, które obecnie jest w internecie regularnie i powszechnie łamane. Sprzeciw wzbudził jednak proponowany  realizacji tego celu. Dyrektywa w praktyce spowodowałaby, że o tym, czy dany materiał jest legalny, decydowałyby algorytmy.

Krytycy pomysłu ostrzegali, że roboty nie powinny i nie są w stanie rozwiązywać skomplikowanych prawnych problemów.

Powrót do XIX wieku

- Proponowane w dyrektywie rozwiązania, moim zdaniem nie pomagają twórcom i wydawcom w osiągnięciu celu. Tym bardziej nie rozwiązują problemu swobody w internecie - ocenił w TOK FM dr Krzysztof Siewicz z Fundacji Nowoczesna Polska, która zajmuje się głównie problematyką wolności słowa i komunikacji w sieci.

- Cel jest szczytny, ale dziecko, które jest wylewane z kąpielą, to wszystko czego komputer nie jest w stanie rozpoznać. Nie rozpozna cytatu, parodii, remiksu itd.  Często nawet ludzie nie potrafią ich rozpoznać i rozstrzygać musi sąd - kontynuował gość TOK FM.

Czytaj też: Będziemy monitorowani? Boni: Mam nadzieję, że roboty nie będą decydować o tym, co jest legalne

Zdaniem naukowca, dyrektywa pogłębiłaby trend, który już funkcjonuje i jest bardzo niebezpieczny. Mowa o sytuacji, w której komunikacja internatów prowadzona jest za pośrednictwem kilku największych własnościowych portali, a nie np. otwartego maila. - Coraz częściej prowadzimy profile na portalach społecznościowych, zamiast zakładać strony www - mówił.

W jego przekonaniu, oddanie komunikacji oraz oceny jej legalności w ręce kilku prywatnych podmiotów, przypomina sytuację z XIX wieku, kiedy wydawcy książkowi mogli sobie pozwolić na ogromną kontrolę nad twórcami, bo nie było dla nich konkurencji.

Rozdzielmy kwestie wynagrodzeń i wolności w sieci

Jak więc pogodzić otwartość internetu z poszanowaniem praw twórców?

Fundacja Nowoczesna Polska przygotowała proponuje legalizację niekomercyjnego dzielenia się plikami. - Każdy użytkownik internetu może rozpowszechniać co chce, pod warunkiem, że robi to właśnie niekomercyjnie i nie korzysta z usług pośredników, którzy mogliby kontrolować przekaz i wpływać na niego - wyjaśniał dr Krzysztof Siewicz.

- Chodzi o to, żeby rozdzielić dwie kwestie: kontroli naszych działań w internecie i wynagradzania twórców. Ludzie chętnie płacą za dostęp do treści. Opłacają przy tym niestety często serwisy, które nie są autoryzowane - tłumaczył. Fundacja dąży do uporządkowania tej sytuacji tak, żeby pieniądze trafiały faktycznie do twórców.

Prowadząca audycję Analizy Agata Kowalska zauważyła jednak, że korzystanie z portali społecznościowych jest tak wygodne i powszechne, że nie jest w stanie mu zaszkodzić nawet afera pokroju tej z udziałem Cambridge Analytica.

- Korzystanie z portali społecznościowych jest łatwe, ale jako społeczeństwo musimy podjąć wysiłek, żeby zdecydować jak internet ma wyglądać, zamiast sięgać po najłatwiejsze rozwiązania. Obecnie kontrola jest w rękach nielicznych pośredników, a tym, co możemy wrzucać do internetu, ma decydować maszyna - przekonywał dr Krzysztof Siewicz.

Czytaj też: Facebook zna nas lepiej, niż własna rodzina. Dane, które o nas zbiera, składają się z 98 pozycji>>>

Będziemy monitorowani? Boni: Mam nadzieję, że roboty nie będą decydować o tym, co jest legalne

TOK FM PREMIUM