Ma niepełnosprawnego syna i 850 zł emerytury. Ale znalazło się dobre i bardzo hojne serce

Dobroczyńca przeczytał reportaż o historii pani Marii i odezwał się do nas z propozycją pomocy. Comiesięcznej, regularnej, niemałej. - Po prostu tak trzeba. Ale nie chcę być przedstawiony z nazwiska - zastrzegł.

Pani Maria* jest mamą 43-letniego Wojtka*. Wychowuje go samotnie od ponad 30 lat. Syn  ma ciężkie porażenie mózgowe i padaczkę.

Nie mówi, nie chodzi, sam nie je. Matka podporządkowała mu całe swoje życie. Wychowując go, przez 20 lat pracowała w domu: trochę szyła, składała plastikowe zabawki - wszystko po to, by zarobić, ale też wypracować prawo do emerytury.  Bo takie były wtedy przepisy. Nie było świadczeń na dorosłe, niepełnosprawne dziecko. Dzisiaj jej emerytura to zaledwie nieco ponad 850 złotych.

Czytaj więcej: Ma niepełnosprawnego 42-letniego syna, dostaje 854 zł emerytury, nie przysługuje jej nic więcej

 Po tym, jak prawie rok temu opisaliśmy jej historię i jej walkę o wyrównanie emerytury do wysokości świadczenia pielęgnacyjnego, które wynosi prawie 1500 zł, a dostają je rodzice niepełnosprawnych, odezwał się do nas pan Piotr*. Napisał, że chciałby pomóc. "W miarę możliwości chciałbym zachować anonimowość” - dodał.

Skontaktowaliśmy pana Piotra z adwokatem pani Marii (z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka) i to on pośredniczył w dalszym załatwieniu sprawy.

W efekcie kobieta regularnie, co miesiąc dostaje od słuchacza TOK FM duże wsparcie finansowe. Nie chce, by podawać, jaka to kwota (jak mówi, ze względu na zawiść, która przy tego typu historiach pojawia się w Internecie), ale nie jest to 200, czy nawet 500 zł, tylko o wiele więcej. Stałej, comiesięcznej pomocy.

Stała, systematyczna pomoc

– To dla mnie ogromne wsparcie. Mogłam zrobić remont w domu, a dokładniej przebudowałam drzwi, tak my móc wozić syna po mieszkaniu i by wózek mieścił się w futrynie, bo wcześniej nie było to możliwe.

Teraz marzy mi się jeszcze takie przerobienie wjazdu na balkon, by nie było na nim progu. I też mam zamiar to zrobić – mówi pani Maria.

Dodaje, że nigdy w życiu nic za darmo nie dostała, dlatego była ogromnie zaskoczona, gdy usłyszała, że ktoś chce jej pomóc. – Wiem, że ten pan chce pozostać anonimowy, ale bardzo gorąco, z całego serca mu dziękuję – mówi matka.

"Nie robię tego przecież dla sławy”

Udało nam się skontaktować ze słuchaczem, który wspiera kobietę i jej syna. Nie zgodził się na rozmowę do mikrofonu, bo nie chce się w żaden sposób chwalić tym, że komuś pomaga. Jak mówi, czuje że tak po prostu trzeba. - Trochę mi się w życiu lepiej ułożyło, więc jeśli mogę komuś pomóc, to czemu nie? A że wiem, że rodzinom z niepełnosprawnymi dziećmi jest bardzo ciężko, to tym bardziej każda pomoc się liczy – mówi nasz rozmówca.

Podkreśla, że chęć pomagania wyniósł z domu, bo ma w rodzinie samych lekarzy, którzy na co dzień wspierają innych. On sam lekarzem nie został, pracuje w branży związanej z nowymi technologiami, ale dużo czyta, słucha, ogląda i orientuje się w sytuacji.

- Wiem, że pomoc państwa dla osób niepełnosprawnych jest iluzoryczna, w żaden sposób nie przystaje do potrzeb, choćby związanych z rehabilitacją. Przy jednoczesnym bardzo silnym nacisku związanym z zakazem przerywania ciąży. To jest trochę jak w Kenii, gdzie mówi się o tym, że państwo traktuje swoich obywateli na zasadzie „urodziłeś się, to teraz sobie radź” – mówi pan Piotr.

- Od początku deklarowałem, że będę pomagał pani Marii regularnie. Zależało mi na tym, by wiedziała, że będzie to coś, co będzie trwać. Bo to pozwala zaplanować określone wydatki - mówi. Gdy pytamy, ilu osobom pomaga w taki sposób odpowiada, że czterem. Wszystkie są w podobnej sytuacji. - Ustawiam przelew i o tym zapominam. Po prostu jest to dla mnie naturalne, że taki przelew co miesiąc idzie - dodaje słuchacz TOK FM.

Sprawa w sądzie? Niestety, sąd ma związane ręce

Pani Maria walczyła przed sądem administracyjnym o wyrównanie kwoty emerytury do wysokości świadczenia pielęgnacyjnego. Pomagali jej prawnicy pro bono, a także Helsińska Fundacja Praw Człowieka i Rzecznik Praw Obywatelskich. Chodziło o to, by pokazać absurd sytuacji i doprowadzić do zmian systemowych w polskim prawie. By nie było tak, że ktoś, kto pracował i zarabiał dostaje 850 zł emerytury, a ktoś, kto nie pracował i nie zarabiał - dostaje świadczenie pielęgnacyjne na niepełnosprawne dorosłe dziecko (prawie 1500 zł).

- Mimo, że sytuacja naszej klientki i osób, które dostają świadczenie pielęgnacyjne była de facto taka sama, różnica w kwocie otrzymywanych świadczeń jest jednak kolosalna, bo to około 600 zł. Dlatego domagaliśmy się jedynie tej różnicy - mówi mecenas Katarzyna Kucharczyk, reprezentująca przed sądem panią Marię.

- Ironia losu polegała na tym, że w momencie, gdy ustawodawca wprowadził świadczenie pielęgnacyjne, osoby takie jak nasza klientka nie miały możliwości wyboru, czyli na przykład rezygnacji z emerytury. Znalazły się w sytuacji bez wyjścia - dodaje adwokatka.

Sądy - najpierw wojewódzki, potem naczelny - uznały, że nawet, gdyby bardzo chciały, nie mogą przyznać racji matce 43-letniego mężczyzny, bo nie pozwalają na to polskie przepisy.  Nie ma w nich mowy o wyrównaniu kwoty emerytury do wysokości świadczenia pielęgnacyjnego.

Prawnicy biorą pod uwagę skierowanie sprawy do instytucji unijnych. - Czekamy na uzasadnienie. Będziemy się poważnie zastanawiać, czy w tej sprawie nie złożyć skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Chcemy też rozważyć, czy jako fundacja nie wpłynąć na podmioty, które dysponują inicjatywą ustawodawczą - mówi Jarosław Jagura z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

TOK FM PREMIUM