Sposób na dzietność lepszy niż 500 Plus? Związkowiec podpowiada rządowi
Związkowcy z NSZZ "Solidarność" spotykają się po południu z premierem Mateuszem Morawieckim w Gdańsku w czasie nadzwyczajnych obrad Komisji Krajowej. Chcą rozmawiać o podwyżkach dla pracowników budżetówki, których płace zamrożone są od 2010 roku.
Jakie są żądania "Solidarności"? Wzrost wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej o 12 procent, wzrost płacy minimalnej o 8,5 proc. - do sumy 2278 zł. Związkowcy chcą też odmrożenia kwoty naliczania funduszu socjalnego.
Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego, która była gościem Magazynu EKG w TOK FM, zaznaczyła, że może to być ostatni moment na takie rozmowy, ponieważ zgodnie z zapowiedziami minister finansów Teresy Czerwińskiej około 20 sierpnia mamy poznać projekt budżetu. Po tym terminie może być za późno na wpisywanie do niego podwyżek.
Płace w budżetówce - mrozy i patologia
- Piotr Duda zachowywał się do tej pory jak przystawka rządu. Cieszymy się, że wreszcie się obudził i przynajmniej w tej jednej sprawie ludzie pracy są ważniejsi niż pan prezes Kaczyński - ironizował Piotr Szumlewicz, przewodniczący mazowieckich struktur OPZZ, który był gościem Aleksandry Dziadykiewicz w programie EKG.
Przyznał, że OPZZ również chciałoby podwyżek w budżetówce. Ale zwrócił uwagę na jeden fakt, który miał miejsce w ostatnich latach. Chodzi o podwyżki w budżetówce, ale tylko dla wybranych. - Urzędowy wskaźnik podwyżek płac wynosił 0,0, co oznacza, że wielu pracowników w ciągu ostatnich 9-10 lat nie miało żadnych podwyżek. Natomiast rząd dosypywał pieniążki dla budżetówki - wyjaśniał.
Jak wskazał, kończyło się to tym, że dyrektor placówki określonej instytucji decydował, że jedna osoba dostanie np. 500 zł podwyżki, a druga - nie dostanie nic. W efekcie, jak mówił, osoby na tych samych stanowiskach, przy tym samym stażu pracy, w różnych miastach zarabiały różne pieniądze. A różnice sięgały nawet 80 proc.!
Monika Kurtek dodała, że zjawisko zamrożenia pensji mogło być, w przypadku niektórych, niwelowane przez premie kwartalne czy roczne. Ale, jak przyznała, zna przypadki osób, które po wielu latach pracy w sferze budżetowej zdecydowały się z niej odejść, właśnie przez brak podwyżek. - To się też odbija na jakości pracy urzędowej - podsumowała.
Podwyżki lepsze niż 500 Plus?
Piotr Szumlewicz zwrócił uwagę na jeszcze jeden argument, jaki - jego zdaniem - przemawia za podwyżkami. Wyliczył, że dwie trzecie pracowników sfery budżetowej to kobiety. - Rząd bardzo chwali się programem 500 Plus. Korzystają na tym rodziny z dziećmi, ale też część kobiet odeszła z rynku pracy. Natomiast wydaje mi się, że rząd mógłby zastanowić się nad programem "500 Plus podwyżki" w sferze budżetowej - wskazywał.
Wówczas praca w budżetówce, postrzegana często jak stabilna, byłaby być może argumentem za zakładaniem lub powiększaniem rodziny. - Jeżeli chodzi o dzietność, to wydaje mi się, że to byłby to lepszy instrument nawet niż 500 Plus, które, jak się okazuje, niezbyt działa - dodał.
Posłuchaj całej audycji! Dowiesz się z nie również:
- Dlaczego rząd chce zaorać prawo dotyczące profilowania bezrobotnych?
- Czy urzędy pracy spełniają swoją rolę i czy to w ogóle możliwe?
- Jak się w Polsce aktywizuje długotrwale bezrobotnych i dlaczego to nie wychodzi?