To się nie kończy, to się zaczyna. Urzędniczka, która policzkuje obywatelkę, to symbol władzy PiS [OPINIA]

"To się musiało tak skończyć? Nie, to się dopiero zaczyna. PiS-owska urzędniczka, która policzkuje obywatelkę za "konstytucję", to symbol władzy, która gardzi i prawem, i ludźmi" - pisze Anna Dryjańska.

Nagranie pokazuje wszystko wyraźnie. "Konstytucja! Konstytucja! Konstytucja!" - skanduje kobieta na sobotnich uroczystościach w Warszawie z okazji Dnia Weterana. PiS-owska władza, z prezydentem Andrzej Dudą na czele, tradycyjnie odseparowała się od społeczeństwa barierkami, ale mimo to słyszy z oddali niewygodne okrzyki.

Nagle, od strony władzy, do obrońców konstytucji podchodzi kobieta w sukience. Jak się potem okaże, jest to Dominika Arendt-Wittchen, historyczka sztuki i pełnomocniczka wojewody dolnośląskiego ds. obchodów stulecia odzyskania niepodległości. I podczas tych obchodów właśnie, wymierza obywatelce upominającej się o szanowanie Konstytucji RP siarczysty policzek - rzekomo w obronie weteranów. Działaczka PiS spokojnie odchodzi, obecny na miejscu członek Żandarmerii Wojskowej jest rozbawiony napaścią. Równie dobrze na jego miejscu mógłby stać z uśmiechem na ustach minister Mariusz Błaszczak.

PiS-owska agresorka

Sprawa ataku pisowskiej działaczki jest oburzająca, ale nie powinna budzić zdziwienia. Dziwne jest jedynie to, że wydarzyło się to dopiero teraz. Przecież PiS już od dawna pracował na to, by zdehumanizować znaczną część społeczeństwa, która nie zgadza się z tym, by partia łamała Konstytucję. I wreszcie stało się. PiS-owska urzędniczka ruszyła z rękami do obywatelki.

Szczęście w nieszczęściu, że wszystko się nagrało - inaczej czytalibyśmy o "przepychance", "starciu" i "bójce" między dwoma kobietami, a symetryści rytualnie dzieliliby włos na czworo zastanawiając się dlaczego agresja - abstrakcyjna i nieprzypisana do nikogo - wzrasta, a tak w ogóle, to prawda zawsze leży pośrodku.

W tych okolicznościach, gdy filmik niezbicie dowodzi kto jest napastniczką, a kto ofiarą, agresorkę próbują usprawiedliwiać tylko politycy PiS i część ich zwolenników. Pierwsi - dyskretnie, drudzy - entuzjastycznie. Dzięki nagraniu napadnięta będzie mogła dochodzić swoich praw w sądzie, o ile oczywiście minister - prokurator Ziobro nie zdyscyplinuje prewencyjnie sędziego lub - jeszcze skuteczniej - według tylko sobie znanego algorytmu nie "wylosuje" gwaranta wygodnego dla PiS wyroku.

Marzenia Dudy o rozlewie krwi

To się musiało tak skończyć? Nie, to się dopiero zaczyna. PiS-owska urzędniczka, która policzkuje obywatelkę za okrzyk "konstytucja", to symbol władzy, która jątrzy, szczuje i obraża ludzi. Partii, która nie szanuje ani prawa, ani obywateli. Jarosław Kaczyński i jego podwładni nie bez powodu sączą epitety takie jak "gorszy sort", "komuniści i złodzieje", "sodomici", "gestapo", "zdradzieckie mordy", "kanalie", "posiadacze genu zdrady", "krew na rękach" "element animalny" i wiele innych w debatę publiczną.

Politycy PiS sami sprytnie nie rzucają się z pięściami na ludzi, są także zbyt rozważni na to, by używać konkretnych nazwisk, gdy obrzucają społeczeństwo błotem - zostawiają to swoim mniej wyrachowanym zwolennikom, którzy nie wahają się zachować jak bandyci (choć wmawiają sobie, że są wyklęci). I jak pokazuje przykład Arendt-Wittchen, jad sądzony przez polityków PiS zaczyna przekładać się na rękoczyny.

"W 1989 roku nastąpiła bezkrwawa rewolucja, ale płacimy za to cenę" - powiedział prezydent Andrzej Duda podczas obchodów rocznicy sierpnia'80. Warto zatrzymać się nad tym stwierdzeniem. Oto były polityk PiS, pełniący obecnie funkcję głowy państwa, żałuje, że w 1989 roku nie doszło do rozlewu krwi. Kto wie, może teraz pisowskiej władzy się uda. Poklask, jaki atak Arendt-Wittchen zdobywa wśród coraz bardziej agresywnych zwolenników partii, to zapowiedź tego, że otwartą dłoń w końcu zastąpi zaciśnięta pięść.

TOK FM PREMIUM