Zgłosiła na komendzie ksenofobiczne hasła wymierzone w Ukraińców. Policjant: Polska jest dla Polaków

Kobieta kilka dni temu udała się na komendę w Warszawie, żeby złożyć zawiadomienie o mowie nienawiści. Jak mówi, pouczono ją, że Ukraińcy to narodowość, a nie mniejszość, a wypisywanie nienawistnych haseł na murach to tylko wykroczenie.

Pani Anna (imię zmienione) wybrała się na komendę przy ul. Jagiellońskiej w Warszawie, żeby zgłosić, że na budynku w którym mieszka pojawiły się wulgarne napisy, wymierzone w społeczność ukraińską. Kobieta wzięła ze sobą zdjęcia, żeby pokazać je jako dowód.

Czytaj też: Dlaczego akurat Chemnitz? "Rasistowskie zamieszki uruchomiła rosyjska dezinformacja"

Jak mówi, na komisariat poszła w poczuciu konieczności zrealizowania obywatelskiego obowiązku. Uznała, że z mową nienawiści trzeba walczyć.

Słuchaczka relacjonuje, że policjant, który z nią rozmawiał, ironizował i nie chciał się zgodzić z jej osądem sytuacji. Miał stwierdzić, że to przecież tylko zniszczenie mienia i że policji powinna to zgłosić administracja budynku, a nie mieszkanka kamienicy.

- Usłyszałam też, że „bez przesady, ile kosztuje starcie takich napisów”. Powiedziałam, że to nie są zwykłe napisy, a zastraszanie, nawoływanie do przemocy wobec mniejszości, mowa nienawiści - opowiada pani Anna. To wtedy ze strony policjanta miały paść słowa o tym, że Ukraińcy to narodowość, a nie mniejszość i stwierdzenie, że Polska jest dla Polaków.

Kobieta miała też usłyszeć od policjanta pytanie, czy „chciałaby, aby w Polsce było więcej Ukraińców?” Jak mówi, funkcjonariusz doradził jej też „niech se pani jedzie mieszkać na Ukrainę”.

Będzie skarga na policjanta

Pani Anna dostała wsparcie m.in. organizacji pozarządowych. Z pytaniami w sprawie zajścia zwrócili się też do policji dziennikarze.

W efekcie, sprawa ma swój ciąg dalszy. Kobieta została zaproszona na komendę ponownie, we wtorek wieczorem. Tym razem poszła ze znajomą; składała zeznania przy innym policjancie, który zachowywał się zupełnie inaczej, był merytoryczny i rzetelnie spisał wszystko, co mówiła.

 - Ostatecznie przyjęto ode mnie zgłoszenie o mowie nienawiści. Nie o wykroczeniu, ale o przestępstwie - mówi nasza rozmówczyni.

Kobieta nie zamierza odpuścić. W sprawie policjanta, który rozmawiał z nią podczas pierwszej wizyty złoży skargę u Rzecznika Praw Obywatelskich.

Podkreśla, że całą sytuacją była mocno poruszona i wystraszona. Tym bardziej, że pouczono ją, że nie może na komisariacie używać telefonu i nie ma prawa niczego nagrywać. - Nie byłam świadoma, czy to prawda, a wcześniej zamieściłam wpis na Facebooku - dodaje.

Adwokatka, Katarzyna Gajowniczek - Pruszyńska, wicedziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie nie ma wątpliwości, że przyjęcie zgłoszenia o możliwości popełnienia przestępstwa powinno wyglądać zupełnie inaczej.

Podobnych przypadków jest więcej

- To nie może mieć formy pogawędki, a to tak chyba wyglądało. Bez względu na to, czy to była miła rozmowa, czy niemiła. Ja oczekuję od policji, że oni po prostu podejmą minimum kroków, wynikających z Kodeksu Postępowania Karnego czy z kodeksu w sprawach o wykroczenie - mówi adwokatka.

Jak dodaje, to nie pierwszy przypadek, gdy słyszy o nieprofesjonalnym zachowaniu funkcjonariuszy. Opowiada, że podobne polemiki zdarzają się z osobami zgłaszającymi przemoc w rodzinie czy gwałt. Tu też zdarza się, że policjant podejmuje dyskusję, czy to, o czym opowiada osoba zgłaszająca, to np. akt przemocy, czy też nie.

Pani mecenas zwraca też uwagę, że policjant nie może się uchylać od podania swojego stopnia i danych osobowych. Powinien podać obywatelowi swoje dane. K. Gajowniczek - Pruszyńska radzi też, by zawiadomienia składać w formie pisemnej. - Można wysłać pocztą, można złożyć w biurze podawczym np. prokuratury, z potwierdzeniem, że złożyliśmy. Wtedy unikamy takich polemik, które niestety zdarzają się coraz częściej - dodaje adwokatka.

Wolno nagrywać

Prawniczka podkreśla, że pani Anna przebywając w komisariacie znalazła się w sytuacji dla siebie nietypowej, rzadkiej. - Oczekiwałabym, aby funkcjonariusze wykazywali się empatią i w miejsce polemiki zastosowali łagodne potraktowanie osoby, która w dobrej wierze przychodzi złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa - dodaje pani mecenas.

I mówi, że w jej opinii kobieta miała prawo wszystko nagrywać, by potem móc mieć dowód na potwierdzenie swoich słów. - Żaden przepis prawa nie mówi o zakazie nagrywania funkcjonariuszy policji tak długo, jak nie powoduje to ich znieważenia bądź nie przeszkadza w podejmowanych przez nich czynnościach - tłumaczy Katarzyna Gajowniczek - Pruszyńska.

Przypomnijmy:  Organizacje pozarządowe alarmują, że w Polsce rośnie problem związany z mową nienawiści, w tym tą wymierzoną w Ukraińców. Zwraca też na to uwagę Związek Ukraińców w Polsce

TOK FM PREMIUM