Rose McGowan chciała oskarżyć znanego producenta o gwałt. "Nigdy nie wygrasz takiego procesu"
Dwa lata temu Rose McGowan zdradziła na Twitterze, że została zgwałcona przez wysoko postawioną hollywoodzką personę. Początkowo aktorka nie podała danych gwałciciela, stwierdzając tylko, że "pora na cholerną szczerość".
Z czasem jednak wyszło na jaw, że chodziło o Harveya Weinsteina, producenta takich hitów, jak "Pulp Fiction", "Sin City - Miasto grzechu" i "Władca Pierścieni". Gwiazda "Deathproof: Planet Terror" miała wówczas 23 lata i padła ofiarą producenta podczas festiwalu w Sundance. Wiadomo też, że w 1997 roku aktorka poszła na ugodę z prawnikami Weinsteina i dostała 100 tys. dolarów zadośćuczynienia.
Dzisiaj Rose McGowan jest ikoną ruchu #MeToo. Jej książka pt. "Odważna" ukazała się nakładem Wydawnictwa Agora. Oto jej fragment.
Dzień z życia Rose McGowan
Wiele myślałam o dniu, w którym zło zawładnęło moim życiem. Tego dnia towarzyszyła mi ekipa operatorów z MTV, którzy przygotowywali dokument pod tytułem: Dzień z życia Rose McGowan. Ekipa miała czekać przed wejściem do hotelu, aż skończę spotkanie z Szefem Studia.
Przez całe lata ganiłam samą siebie za to, że zanim przekroczyłam próg hotelu, odwróciłam się do kamery MTV i z szerokim, całkowicie szczerym uśmiechem oznajmiłam:
- Moje życie w końcu chyba staje się łatwiejsze. (...)
Spotkanie z Harveyem Weinsteinem
Większość ludzi, słysząc określenie "pokój hotelowy", wyobraża sobie nieduże pomieszczenie z łóżkiem, szafą i małą łazienką. Apartament Potwora zajmował całe piętro hotelu! Miał zapewne jakieś 300 metrów kwadratowych, był jak duży dom. Weszłam do środka i znalazłam się w największym salonie, jaki kiedykolwiek widziałam. Szef Studia zasiadał na skraju wielkiej sofy i rozmawiał głośno przez telefon. Pokazał mi, żebym usiadła. Prowadził głośną rozmowę telefoniczną, podczas gdy ja czekałam mniej więcej pięć minut i miałam czas, żeby mu się przyjrzeć.
Od razu poczułam do niego obrzydzenie. Byłoby to niedopowiedzenie stulecia, gdybym stwierdziła, że nigdy nie zdołałby wygrać żadnego konkursu piękności. No, może konkurs piękności w piekle. Mógłby zdobyć nagrodę za najbardziej potworny wygląd. Jest bardzo dużym człowiekiem, zarówno w pionie, jak i poziomie, ma brzydką twarz z tłustą i dziobatą cerą, bulwiastym nosem i wątrobianymi wargami. Prawa powieka mu opadała, więc jedno oko miał mocniej przymknięte niż drugie, co zaburzało symetrię twarzy. Generalnie przypominał mi psującego się ananasa.
Wierz mi, mógłby być straszydłem z twojego najgorszego koszmaru. Na pewno stał się nim dla mnie. Przysiadłam na drugim końcu sofy, a on usiadł jakieś półtora metra dalej, nie przestając rozmawiać przez telefon. Wpatrywałam się w sufit, żebym nie musiała patrzeć na jego twarz. Wreszcie zakończył rozmowę telefoniczną i mogliśmy zacząć nasze spotkanie.
Uznałam, że skupię się na tym, co wychodziło mi najlepiej – pokażę, że mam rozum, i udowodnię mu, że odbiegam od stereotypu aktorki. Byłam nowa w branży, ale już nie znosiłam, gdy wtłaczano mnie w aktorski szablon. Byłam pewna, że będziemy współpracować przez wiele lat i znaleźliśmy się w tym apartamencie, żeby zaplanować ogólny przebieg mojej przyszłej świetnej kariery. Tak w każdym razie moja menedżerka nakreśliła mi zarysy tego nadzwyczaj ważnego spotkania. Tego się spodziewałam, szczerze i z pełnym entuzjazmem. (...)
"Tutaj jest jacuzzi"
Szef Studia zapytał mnie, jakimi projektami chciałabym się zajmować. Ależ banalne pytanie, pomyślałam. Odpowiedziałam, że chciałbym pracować przy rzeczach, które mają znaczenie. Wydawał mi się przemądrzały, nieuprzejmy, nawet nieokrzesany, brakowało mu dobrych manier. Gburowaty wieprz, jeśli mam być szczera. Odrzucała mnie jego zwalistość i brzydota. Maskowałam to, rozprawiając o moim zamiłowaniu do klasycznego kina.
Ni stąd, ni zowąd oznajmił mi, że ma jacuzzi w swoim apartamencie. Hm, to chyba trochę nie na temat? Zakładałam, że wzmianka o jacuzzi była zwykłą przechwałką na temat tego, jaki jest bogaty, i wydało mi się to słabe. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć,
zatem kontynuowałam swoją wypowiedź. Około godziny 10:30 spotkanie zaczęło dobiegać końca i on oświadczył, że mnie odprowadzi. Pomyślałam sobie:
Cóż, w sumie poszło nieźle. To było moje pierwsze spotkanie z taką grubą szychą. Nie mogłam się doczekać, by opowiedzieć o wszystkim mojej menedżerce Jill. Wierzyłam, że będzie ze mnie dumna.
Wyszłam z salonu i skierowałam się do korytarza. Gdy szedł tuż za mną, jego wielka sylwetka wydawała mi się jeszcze bardziej przytłaczająca. Mam niewiele ponad metr sześćdziesiąt wzrostu. Odnosiłam wrażenie, że on miał jakieś metr dziewięćdziesiąt
i tyle samo szerokości. Pewnie ważył ze trzy razy więcej niż ja, co najmniej trzy razy więcej.
Myślami byłam już na zewnątrz i przygotowywałam się do wywiadu dla MTV. Kamera miała filmować, jak wychodzę z budynku, i miałam nadzieję, że mój makijaż wyglądał dobrze. Idąc korytarzem, mijaliśmy jakieś drzwi. Nagle zatrzymał mnie i rzucił:
- Tutaj jest jacuzzi.
Nie wiedziałam, co robić, więc zajrzałam do środka i uprzejmie powiedziałam, że wygląda przyjemnie. Nie miałam pojęcia, dlaczego zatrzymuje mnie, żebym zerknęła na jacuzzi, skoro wszyscy doskonale wiemy, jak wygląda jacuzzi. Wydałam z siebie odpowiedni pomruk aprobaty. Tak, fajne jacuzzi. Na pewno gorące i parne.
"Nigdy nie wygrasz takiego procesu"
Potwór dowiedział się, że wyjechałam z miasta, i uparcie próbował się do mnie dodzwonić. Przesyłał mi wiadomości, że jestem jego nową wyjątkową przyjaciółką.
Wymieniał inne sławne aktorki, które z nim pracowały i które zdobyły Oscara, bo były jego wyjątkowymi przyjaciółkami.
(...)
Zamierzałam wnieść oskarżenie. Ktoś skontaktował mnie z pewną krewką adwokat specjalizującą się w sprawach karnych, która powiedziała:
– Jesteś aktorką. Odegrałaś seksualną scenę. Nigdy nie wygrasz takiego procesu. Nic nie wskórasz.
Zmroziło mnie. Byłam osamotniona. Tak skrajnie samotna. Wiedziałam, że jeśli to rozgłoszę, Potworowi nic nie zrobią, ale ja… ja nigdy nie dostanę już pracy. Gdybym straciła pracę, nie byłabym w stanie się utrzymać, a bez pracy znowu trafiłabym na ulicę. Widmo bezdomności było jak wyrok śmierci. Zdawałam sobie sprawę z tego, że gdybym umarła, zostałabym zapamiętana przede wszystkim jako zgwałcona kobieta, która wydała swojego oprawcę, a nie za moje dokonania. Nie chciałam, żeby jego nazwisko pojawiło się obok mojego w moim nekrologu (...).
Książka dostępna jest w formie ebooka w Publio.pl >>
Okładka książki 'Odważna' Rose McGowan (Wydawnictwo Agora) materiały wydawnictwa
-
"Roszczeniowe zetki" rozwścieczyły pracodawców. "Rozwydrzone dzieci, które nie dorosły do pracy"
-
"Bujaj się Andrzej, robimy swoje". "Przetłumaczył" komentarz Kaczyńskiego na "paradę absurdu" Dudy
-
Chińczycy strącili najbogatszego człowieka świata. To zły prognostyk dla gospodarki
-
Ludzie uciekają, a oni strzelają z armat. Ekspert o "chorej logice" Rosji
-
Francja. Atak nożownika. Sześć osób rannych, w tym czworo dzieci. "To tchórzostwo"
- Ujarzmić kobiece lęki. Czego i z jakiego powodu się boimy?
- "Kanibalizować" partie opozycyjne, czy nie? Symetryści bez ogródek o marszu 4 czerwca
- Abp Marek Jędraszewski w Boże Ciało nie zapomniał o polityce. Było o aborcji i "niektórych partiach"
- ETPC podjął decyzję w sprawie skargi ośmiu kobiet. Oskarżały Polskę o brak dostępu do aborcji
- Komisja Europejska rozpoczęła procedurę naruszeniową w sprawie "lex Tusk". Co dalej?