Jak Macierewicz uciekał z internowania... Mamy fragment nowej książki Tomasza Piątka
Spójrzmy teraz, jak się internowanie Macierewicza zakończyło. Rzecz jasna, chodzi o jego rzekomą ucieczkę z ośrodka odosobnienia w bieszczadzkim Nowym Łupkowie.
Przyjrzyjmy się temu, co o internowaniu i ucieczce Macierewicza pisze przychylnie do niego nastawiona historyczka Justyna Błażejowska na stronie Rodak.net: "Zatrzymany 16 grudnia, internowany - trafił do ZK w Iławie, potem do ośrodka odosobnienia w Kielcach-Piaskach, do Załęża k. Rzeszowa i Nowego Łupkowa. Skierowany 9 listopada [1982 r.] do szpitala w Sanoku, według dokumentów Służby Bezpieczeństwa zbiegł dziewięć dni później po kolejnej wizycie u stomatologa przyjmującego w sąsiednim budynku. Sam opowiadał, że wyszedł, kiedy pilnujący go strażnik na chwilę się oddalił. Wyjechał w karawanie. Przez następne lata ukrywał się, posługując fałszywymi dokumentami, mieszkał głównie u robotników i pracowników służby zdrowia".
Mamy zdawkową opowieść, która jednak może zasugerować czytelnikom malownicze wizje. 18 listopada 1982 r. w Sanoku Antoni Macierewicz siedzi w fotelu dentystycznym, jednak nie patrzy na groźne przyrządy dentysty. Kątem oka zezuje w stronę strażnika. Gdy tępy zbir reżimu drepcze za potrzebą do łazienki, Macierewicz mruga porozumiewawczo do lekarza. Potem wybiega z przyszpitalnej przychodni i z pacjenta staje się denatem. Wskakuje bowiem do karawanu, być może nawet do trumny. Ten "kamuflaż ostateczny" skutecznie go chroni, gdy karawaniarz-konspirator uwozi zbiega w odległe, bezpieczne miejsce. Odtąd przez lata Macierewicz będzie się ukrywać…
A teraz przejdźmy do faktów.
Jeśli uciekł, to kiedy?
W opowieści o rzekomej ucieczce Macierewicza wątpliwe są nawet daty. Jeśli Antoni Macierewicz w ogóle uciekł z ośrodka internowania (względnie szpitala czy też przyszpitalnego gabinetu dentystycznego), to kiedy to zrobił? We wrześniu, listopadzie, grudniu czy jeszcze później?
Doniesienia są sprzeczne:
uciekinier z tego samego ośrodka Bogusław Szybalski twierdzi, że Macierewicz uciekł na krótko przed nim, zatem we wrześniu (sam Szybalski podaje, że uciekł w połowie tego miesiąca, zaś intensywne przygotowania do ucieczki rozpoczął około 10 września, jednak prawicowy badacz Karol Nawrocki ustalił, że Szybalski opuścił ośrodek dopiero 26 lub 27 września);
w niektórych dokumentach PRL-owskiego MSW (w jednym z zapisów ewidencyjnych, jak również w notatce podporucznika Ireneusza Jasińskiego z Departamentu I MSW oraz w odpowiedzi kierownictwa Departamentu I na tę notatkę) czytamy, że Macierewicz uciekł 18 listopada 1982 r.;
tę samą datę 18 listopada podają też historycy związani z Macierewiczem (Justyna Błażejowska i Sławomir Cenckiewicz);
zupełnie inną datę podaje Jerzy Zając, który również siedział z Macierewiczem w Nowym Łupkowie (jak pisze, często grywał z Antonim w szachy). 16 listopada 1982 r. Zając pojechał do Częstochowy na przepustkę do rodziny. Wrócił do ośrodka 2 grudnia, bo mu się skończyła przepustka. Przejeżdżając przez Sanok tego właśnie dnia - 2 grudnia - zajrzał do szpitala, by odwiedzić chorych kolegów. W szpitalu spotkał Antoniego Macierewicza. Następnego dnia, już w ośrodku, Jerzy Zając dowiedział się, że Antoni właśnie (2 lub 3 grudnia) uciekł ze szpitala;
według przytoczonej notatki podporucznika Jasińskiego Wydział III-2 Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych (SUSW) w dniu 3 grudnia 1982 r. wydał pismo zalecające, by w razie zatrzymania Macierewicza przekazać go temu właśnie Wydziałowi III-2 SUSW. Uwaga: pismo to nie było formalnym listem gończym, tylko dokumentem służbowym znacznie niższej rangi. Wydanie takiego pisma w tym właśnie dniu zdaje się potwierdzać wersję Zająca. Jednak nie wyklucza ono wcześniejszej daty ucieczki, gdyż esbecy na różne sposoby opóźniali wszczęcie ścigania Macierewicza (o czym będzie jeszcze mowa w tej książce);
nieżyjący już ksiądz Adam Sudoł, który w porozumieniu z żoną Macierewicza zorganizował uciekinierowi transport z Sanoka do Rzeszowa, w swoich wspomnieniach podaje tylko, że do ucieczki doszło jesienią;
w zapisach ewidencyjnych dotyczących Macierewicza czytamy, że jego internowanie zakończyło się w dniu 23 grudnia 1982 r.;
Bogdan Lis (wybitny działacz opozycji w latach 80., współorganizator władz podziemnej "Solidarności" i koordynator ich współpracy z zagranicą) podaje, że jeszcze w 1983 r. spotkał Antoniego Macierewicza, który wówczas wcale się nie ukrywał, tylko przebywał poza ośrodkiem na legalnej przepustce (zatem wciąż byłby internowany i wcale nie byłby uciekinierem);
biogram z 2000 r. zamieszczony w słowniku biograficznym Opozycja w PRL opracowany przez Teresę Bochwic zgadza się z wersją Szybalskiego: podaje, że Macierewicz uciekł we wrześniu 1982 r.
Tu kilka uwag co do wiarygodności tego biogramu.
W słowniku czytamy, że biogramy w dużej mierze oparte są na relacjach osób figurujących w tymże słowniku. Zatem jedno z głównych źródeł stanowiłby tutaj sam Macierewicz. Co do Teresy Bochwic, to jest ona działaczką PiS. Z ramienia tej partii zasiada w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Dodam, że w IPN znajduje się pochodzący z lat 80. notes telefoniczny Roberta Luśni, konfidenta SB i bliskiego współpracownika Antoniego Macierewicza. W notesie tym zapisano nazwisko Teresy Bochwic. Sugeruje to, że obracała się ona wówczas w kręgach bliskich Macierewiczowi.
Tak się składa, że wersja Bochwic stoi w sprzeczności z dokumentami. W aktach ośrodka internowania czytamy bowiem, że Macierewicz przebywał w nim do 9 listopada (dostał wtedy skierowanie do szpitala w Sanoku). Wersję Bochwic wspiera uciekinier Szybalski. On jednak okazuje się niewiarygodny. Zapewne dobrze pamięta swoją znajomość z Macierewiczem i towarzyszące jej zdarzenia. Tadeusz Kensy pisze, że Szybalski i Macierewicz blisko zaprzyjaźnili się w ośrodku. Ale Kensy podejrzewa, że Bogusław Szybalski utrzymywał też stosunki z SB. Stosunki te stawiają pod znakiem zapytania wszystko, co opowiada nam o tamtych czasach. (…)
Ucieczka, czyli zwolnienie?
We wspomnianych wcześniej zapisach ewidencyjnych dotyczących Antoniego Macierewicza na jednej z kart czytamy: "Internowanie od dn. 13.XII.81 r. do 23.12.1982 r.". Tak jak gdyby oficjalny i legalny okres internowania Macierewicza trwał rok i 10 dni. Nie ma tu mowy o ucieczce z dnia 18 listopada 1982 r.
Druga z kart głosi, że Macierewiczowi w dniu: "23.12.82 r. uchylono intern.". Zatem uchylono mu internowanie, znowu w dniu 23 grudnia.
Trzecia z kart brzmi jeszcze bardziej jednoznacznie: Macierewicz został: "Zwolniony 23.12.82 r.". Po prostu zwolniony!
Na czwartej z kart znajduje się najbardziej kompletny zapis, który zaczyna się od daty swego powstania: „3.I.83 uchylono internowanie dnia 23.12.82 r.”.
Zapisy te znajdują potwierdzenie w znanej nam już "łupkowskiej" teczce o sygnaturze IPN Rz/272. Czytamy w niej aż dwukrotnie (na stronach 10 i 106), że Komenda Stołeczna MO w dniu 23 grudnia 1982 r. uchyliła internowanie Antoniego Macierewicza.
Wróćmy na chwilę do Bogdana Lisa. Pamięta on, że w 1983 r. spotkał Macierewicza jako osobę internowaną, przebywającą poza ośrodkiem na legalnej przepustce. Może po latach Lisowi przepustka pomyliła się ze zwolnieniem? Przytoczę jeszcze jedno wspomnienie. Janusz Kijowski przekazał mi relację nieżyjącego już Jana Szczepłka - związanego z podziemiem historyka i drukarza, który przechowywał sprzęt poligraficzny przemycony z Zachodu dla Macierewicza i Naimskiego. Otóż Macierewicza wypuszczono z ośrodka internowania, ale mimo to udawał on, że się ukrywa, zmieniając ciągle miejsca pobytu - tak Kijowski wspomina słowa Szczepłka.
Jak zwolnienie Macierewicza tłumaczy Błażejowska? Zdawkowo. Na stronie Rodak.net twierdzi, że Macierewiczowi po jego ucieczce "decyzję o internowaniu formalnie uchylono 23 XII 1982 r.". Dziwny to wykręt. Jako drobną i niegodną wytłumaczenia formalność historyczka próbuje przedstawić coś, co stanowiło niezwykłą łaskawość wobec uciekiniera. Twierdzenie Błażejowskiej mogłoby mieć pozory sensu ze względu na to, że po roku stanu wojennego "Solidarność" była po części rozbita, po części zepchnięta do podziemia. Komuniści zaś odzyskali pełnię władzy, choć zarazem stali się przedmiotem żywej nienawiści sporej części społeczeństwa, może nawet większości. Komuniści czuli zarówno własną siłę, jak i dojmującą potrzebę akceptacji (tyranom rzadko wystarcza strach poddanych, zwykle chcą być kochani). Zapragnęli więc okazać ludzką twarz, a zarazem uznali, że są wystarczająco silni, by to zrobić. Gdy zbliżało się Boże Narodzenie 1982 r. rozpoczęło się wielkie zwalnianie internowanych. Niech zasiądą z rodziną przy świątecznym stole i poczują ciepło rządowego przebaczenia!
Jednak czy taka łaska mogła dotyczyć przestępcy?
Z punktu widzenia komunistów Antoni Macierewicz należał do "związku przestępczego", za jaki uważali KOR. Był jednym z podejrzanych w śledztwie przeciwko tej organizacji. Również ucieczka z ośrodka internowania stanowiła przestępstwo. Artykuł 49 dekretu o stanie wojennym zrównywał ją z pogwałceniem artykułu 256 ówczesnego kodeksu karnego. Groził za to rok więzienia, a w wypadku Macierewicza nawet 5 lat. Dlaczego? Ponieważ podczas swej ucieczki miałby - jak to określał kodeks - "działać w porozumieniu z innymi osobami". Mowa oczywiście o jego żonie, księdzu Sudole oraz co najmniej jednym karawaniarzu konspiratorze, który miał wywieźć uciekiniera z Sanoka.
Dekret o stanie wojennym komuniści traktowali jak legalny i obowiązujący. Dziś wiemy, że wbrew PRL-owskiemu porządkowi prawnemu dekret ten nie został wydany jednogłośnie przez Radę Państwa (organ, który w PRL był kolektywnym odpowiednikiem prezydenta Rzeczpospolitej). Istniały też poważne wątpliwości co do tego, czy Rada Państwa miała prawo wydać taki akt, jeśli równocześnie obradował Sejm (a w grudniu 1981 r. trwała sesja obrad Sejmu). Zatem trudno uznać dekret o stanie wojennym za legalny. Ale komuniści oscylowali między drobiazgowym formalizmem prawnym a kompletną pogardą dla prawa. W wypadku stanu wojennego wybrali to drugie. Nie dbali o to, że ktoś z Rady Państwa w decydującym momencie miał inne zdanie. Ani o to, że akurat obradowali posłowie. Dekret o stanie wojennym został wydany i opublikowany, więc ucieczka z ośrodka internowania z punktu widzenia komunistów stanowiła przestępstwo.
Komu ze znanych nam osób taką ucieczkę wybaczono? Bogusławowi Szybalskiemu. Uczestnikowi esbeckiej gry, najprawdopodobniej świadomemu, za którym wydano, a następnie odwołano list gończy. Za Antonim Macierewiczem listu gończego nawet nie wydano. Choć obciążała go nie tylko ucieczka, lecz także przynależność do KOR.
Sabotaż łupkowsko-gdański?
Jak już wiemy, w IPN znajdują się dwie teczki zawierające akta Macierewicza z ośrodka. Akta te są niezwykle drobiazgowe. Dowiadujemy się z nich o stanie nerek Antoniego Macierewicza i liczbie czerwonych krwinek w jego krwi. Dowiadujemy się, że pokłócił się ze strażnikami o fajkę, którą rzekomo mieli sobie przywłaszczyć. Jednak w wyżej wymienionych aktach o jego ucieczce nie ma prawie nic. Odnosi się do niej jeden szczególny dokument.
Niecały miesiąc po ucieczce Macierewicza, 15 grudnia 1982 r., komendant ośrodka internowania w Łupkowie otrzymuje pismo od naczelnika Wydziału Śledczego Komendy Wojewódzkiej MO w Gdańsku. Cytuję je w całości:
"W odpowiedzi na pismo z dnia 29 XI 1982 r. w załączeniu zwracam uzupełniony nakaz zatrzymania i doprowadzenia CE 02074 dot. Bogusława Szybalskiego. Odnośnie [do - przyp. red.] nakazu zatrzymania i doprowadzenia Antoniego Maciarewicza [sic!] CE 2163 (zwrot w załączeniu) uprzejmie informuję, iż brak jest możliwości ustalenia osoby, która złożyła na tym dokumencie nieczytelny podpis".
Zatem ośrodek internowania o ucieczce Szybalskiego i Macierewicza informuje Komendę Wojewódzką MO w odległym Gdańsku. Zapewne dlatego, że tam zatrzymano obu działaczy w grudniu 1981 r., gdy podjęto decyzję o ich internowaniu. Jednak nie adresy, ale daty są tu najważniejsze. Ośrodek występuje o zatrzymanie i doprowadzenie obu zbiegów - ale robi to dopiero w dniu 29 listopada! 11 dni po tym, jak uciekł groźny opozycjonista Macierewicz, ponad dwa miesiące po ucieczce Szybalskiego. Zakrawa to na sabotaż.
Co więcej, również esbecy z gdańskiej KW MO zdają się sabotować ściganie Antoniego Macierewicza. Pojawia się bowiem zaskakujące utrudnienie formalne: na nakazie zatrzymania Macierewicza podpisał się nie wiadomo kto! Podpis jest nieczytelny i nie da się go rozszyfrować… To absurdalna wymówka: aby ustalić, kto mógł podpisać pismo, wystarczyło zadzwonić. Nie trzeba było zwracać pisma i opóźniać wszczęcia ścigania ważnego uciekiniera, jednego z założycieli KOR. Poza tym podpisy bywają nieczytelne, pieczątkom zdarza się to znacznie rzadziej… Czyżby ośrodek internowania wysłał do milicji i SB nakaz zatrzymania Macierewicza bez pieczątki z nazwiskiem i stanowiskiem decydenta, tylko z niewyraźną parafką? Potwierdziłoby to hipotezę, że ściganie uciekiniera sabotowano już w ośrodku.
Dodajmy jeszcze, że pismo gdańskiej KW MO rozprasza wątpliwości co do roli Szybalskiego. Zwłoka co do jego ścigania jest jeszcze większa niż w wypadku Macierewicza, ponad dwumiesięczna. Znacząco wspiera to podejrzenia Kensego i mocno sugeruje, że ucieczka Szybalskiego od samego początku była monitorowana przez SB. (…)
Człowiek prześladowany inaczej
Dla pewności porównajmy dokładniej to, jak MSW i prokuratura w latach 1982-1986 traktowały Macierewicza oraz jego kolegów z KOR. Już w marcu 1982 r. w Biurze Śledczym MSW powstało pismo, zgodnie z którym Macierewicz miał zostać wyłączony z grupy najbardziej niebezpiecznych podejrzanych - tych, którzy rzekomo chcieli obalić komunizm przemocą. Zaliczono do nich Kuronia, Michnika, Lipskiego, Romaszewskiego, Lityńskiego, Kęcika, Wujca i Blumsztajna, ale nie Macierewicza i Naimskiego. Na początku 1983 r. niektórych członków KOR (w tym właśnie Antoniego Macierewicza) przekazano do odrębnych, mniejszych postępowań karnych. Ale to nie znaczy, że im odpuszczono. Szykowano im oddzielne, ale powiązane procesy - tzw. procesy odpryskowe. Oprócz Macierewicza wśród tych "odpryskowych KOR-owców" znaleźli się inni wybitni działacze organizacji: Lipski, Lityński, Borusewicz, Kęcik, Chojecki, Blumsztajn, Śreniowski i Naimski.
Naimskiego, Chojeckiego i Blumsztajna stan wojenny zastał za granicą. Co z resztą? Zobaczmy:
Lipski został aresztowany w 1982 r. Jako ciężko chorego wypuszczono go na leczenie do Londynu, ale gdy w tym samym roku wrócił do PRL, aresztowano go znowu i wsadzono do szpitala więziennego;
Lityński był internowany do września 1982 r., następnie go aresztowano;
Borusewicza aresztowano jeszcze w 1986 r.;
Śreniowski ukrywał się dłużej niż Macierewicz: aresztowano go 22 października 1984 r. (miesiąc wcześniej Macierewicz się ujawnił: wrócił z kryjówki do swojego mieszkania, a komuniści zostawili go w spokoju);
jak już wiemy, swoistą łaskawość okazano byłemu jezuicie Kęcikowi: w 1982 r. zwolniono go z ośrodka internowania, w 1983 r. wzywano na przesłuchania, ale dwa lata później zezwolono wyemigrować do Szwecji. To ostatnie mogło być oznaką łagodności, mogło też stanowić próbę neutralizacji, albowiem władze zmieniły wówczas zdanie w kwestii wypuszczania na Zachód wybitnych opozycjonistów. Uznały, że jednak lepiej ich wypuścić niż męczyć się z nimi w kraju (minister Kiszczak wysłał wtedy do więzionego Michnika list, w którym proponował mu francuskie Lazurowe Wybrzeże, ale spotkał się z odmową). Nie znalazłem wielu informacji o ówczesnej podziemnej czy też opozycyjnej działalności Kęcika, co mogłoby tłumaczyć względną łagodność władz wobec niego. Ze skąpych informacji wynika, że po 1982 r. Wiesław Kęcik się nie ukrywał. Na pewno nie było tak w 1983 r., gdy go przesłuchiwano (trudno przesłuchiwać kogoś, kto się ukrywa). Więcej: w pracy magisterskiej Mirosławy Woźniak z Instytutu Historycznego UW czytamy, że w tym samym 1983 r. Wiesław Kęcik hucznie ochrzcił swego syna Jana we wsi Zbrosza Duża. Taki wybór miejsca nie oznaczał, że huczne chrzciny zostały zakonspirowane w jakiejś głuszy, z dala od miejsc obserwowanych przez SB. Przeciwnie: Kęcik był dobrze znany w Zbroszy Dużej ze względu na swoją działalność w miejscowym niezależnym ruchu ludowym. Pamiętajmy też, że w wcześniej, w 1982 r., Wiesław Kęcik opuścił ośrodek internowania legalnie. W przeciwieństwie do niego Antoni Macierewicz ukrywał się - a uciekając z internatu, złamał prawo stanu wojennego.
Jak widać, w porównaniu z innymi KOR-owcami w podobnej sytuacji prawnej Macierewicz korzystał ze szczególnie łagodnego traktowania. Również Piotr Naimski, jego prawa ręka, spotkał się ze swoistą taryfą ulgową. Zestawmy ze sobą dwa przypadki.
W 1985 r. z Francji do Polski próbował wrócić Seweryn Blumsztajn. Wciąż miał ważny polski paszport. Gdy wylądował na warszawskim Okęciu, natychmiast został zatrzymany. Paszport Blumsztajna zniszczono na jego oczach ("po prostu go przecięli" - wspomina). Działacza bezzwłocznie deportowano do Francji. Rok wcześniej Piotr Naimski wrócił do Polski z USA. On nie miał ważnego paszportu, ale wydano mu go w konsulacie PRL, gdy zaczął się tego uporczywie domagać. Potem pojawił się w Warszawie. Aczkolwiek nie do końca wiadomo, w jaki sposób przybył do kraju i czy wykorzystał przy tym paszport otrzymany od komunistów. Nie aresztowano go ani nawet nie zatrzymano, odbył tylko jedną krótką "rozmowę wyjaśniającą" z funkcjonariuszem MSW (do tej sprawy jeszcze wrócę).
Ksiądz grzeczny, ale zdystansowany
Jak zatem mamy traktować rzekomą ucieczkę Antoniego Macierewicza? Co się zdarzyło 18 listopada 1982 r. w Sanoku? We wspomnieniach księdza Adama Sudoła z Sanoka czytamy, co następuje: "Jesienią 1982 roku do […] szpitala […] przywieziono chorego Antoniego Macierewicza, internowanego w Łupkowie. Znalazł się na oddziale wewnętrznym Dr. Stanisława Lewka. Do Sanoka przyjechała żona Macierewicza i trafiła do mnie. Prosiła mnie, abym pomógł jej Mężowi [sic!] w ucieczce ze szpitala […]. Ustaliliśmy, że Macierewicz wyjdzie ze szpitala na przepustkę do dentysty, niedaleko od szpitala, po drodze będzie czekało auto ks. wikarego Stanisława Ruszały. Oczywiście Macierewicz został poinformowany, w którym miejscu auto będzie czekać, jaka marka, jaki numer rejestracyjny. Wszystko odbyło się według planu. 'Uciekinier' został dowieziony do Rzeszowa. Tutaj czekali na niego emisariusze, którzy przekazali go do Warszawy. Ciekawostką będzie, że Macierewicz jechał do Warszawy karawanem. Przepustkę ze szpitala wydał mu Dr Lewek, którego potem przesłuchiwała SB".
Ksiądz Sudoł o Macierewiczu pisze "Mąż" - wielką literą. Jednak również doktora Lewka honoruje tytułem "Dr", z wielkim "D". Można więc przypuścić, że stosuje wielkie litery grzecznościowo, nie zaś czołobitnie. Tym bardziej, że wobec Macierewicza używa słowa uciekinier w cudzysłowie. Co więcej, na stronie 271 swych wspomnień ksiądz Sudoł pisze tak: "Macierewicz, przystojny, elegancki Pan, uśmiecha się, chce być miły i przyjemny. W poglądach raczej skrajny, ekstremalny […]. Wykluczono Macierewicza z ROP [Ruch Odbudowy Polski]". Zatem duchowny najwyraźniej nie należał do wielbicieli Antoniego Macierewicza. Zakładam, że nie kłamał. Sądzę, że nieświadomie stał się rekwizytorem i inspicjentem teatru, w którym główną rolę zagrał Macierewicz.
"Uciekinier" opuścił szpital i wyjechał z Sanoka przy pomocy księży Sudoła i Ruszały. Przy czym wikary Ruszała wystąpił w roli konspiratora karawaniarza. Najbardziej zaś groteskowy element uciekinierskiej legendy Macierewicza - przejazd karawanem - okazuje się prawdziwy. Nawet łatwo można go wytłumaczyć: księża zapewne wykorzystali dom pogrzebowy przy cmentarzu parafialnym. Taki dom pogrzebowy mógł dysponować wehikułem do przewozu zwłok (wypada mieć nadzieję, że tamtego dnia nie było żadnego pogrzebu). W ten sposób Macierewicz uzyskał dla swej "ucieczki" malowniczy sztafaż. Po co mu był ten teatr? Na pewno nie po to, żeby wymknąć się z Sanoka. Nikt bowiem za Antonim Macierewiczem nie gonił. Dróg wyjazdowych nie blokowali wścibscy, ale lękający się zajrzeć do trumny milicjanci wyposażeni w rysopis uciekiniera. Jak wiemy, władze ośrodka internowania z jakichś przyczyn uznały za stosowne nie wszczynać ścigania przez 11 dni. Najprawdopodobniej nie było też żadnego strażnika, który pilnowałby pacjenta u dentysty.
Zobaczmy bowiem, jak swój pobyt w sanockim szpitalu opisuje gliwicki opozycjonista Wacław Mauberg, internowany w pobliskich Uhercach: "Szpital w Sanoku okazał się oazą spokoju, dobroci i serdeczności […]. Wspaniały ordynator doktor Stanisław Lewek zaczął od wykazania dowodu niezwykłej odwagi: z miejsca wyrzucił na szpitalną portiernię naszego obozowego strażnika, który usiłował zagnieździć się na korytarzu przed salą chorych, w której zostaliśmy umieszczeni […]. Pod koniec czerwca Helenka [żona Wacława Mauberga] znów przyjechała na kilka dni do Sanoka. Na zaproszenie niezmiernie życzliwych doktorostwa Lewków zamieszkała u nich w domu. W tym czasie już zupełnie przestaliśmy w szpitalu być pilnowani, a więzienny posterunek w szpitalnej portierni został zlikwidowany. Obóz w Uhercach zaczynał jednakże coraz bardziej usilnie dopominać się o nasz powrót, szczególnie po ucieczce ze szpitala jednego z internowanych. Wszelako doktor Lewek jak dotąd potrafił skutecznie się temu przeciwstawić, twierdząc, że jeszcze nie jesteśmy wyleczeni".
Zatem po czerwcu 1982 r. strażników w szpitalu nie było. Chyba, że wysłano kogoś z Łupkowa, aby czuwał nad Macierewiczem. Jednak w takim razie jeszcze dziwniejsza wydawałaby się 11-dniowa zwłoka w poinformowaniu milicji i SB o ucieczce Macierewicza. Czyżby wiadomość o jego wyczynie domniemany strażnik zachował dla siebie? Czy też przedzierał się z tą wieścią na piechotę z Sanoka do Łupkowa, robiąc długi popas w każdym schronisku?
26 września 2018 r. Radosław Gruca przyszedł na publiczne spotkanie z udziałem Antoniego Macierewicza. Zapytał go przy świadkach:
- jak udało mu się uniknąć zatrzymania przez SB w dniu 13 grudnia 1981 r.?
- jak udało mu się przemknąć z powrotem do Stoczni Gdańskiej?
- jak udało mu się uciec z ośrodka internowania w Łupkowie?
Macierewicz odmówił odpowiedzi.
******
Prenumerata cyfrowa TOK FM i Wyborcza.pl - pierwszy taki dwupak! Do kupienia prosto i wygodnie, a do tego 50% taniej. Sprawdź szczegóły >>>
-
Posłanka PiS nie wykluczyła sojuszu z Konfederacją. "Wcześniej takich deklaracji nie było"
-
Dawid Kubacki przekazał informacje o stanie zdrowia żony, Marty. "Dla nas to pierwsze zwycięstwo"
-
Katolicka "sekta" w Częstochowie. "Wieczorem wybuchały krzyki dzieci, płacz i odgłosy uderzeń"
-
Zmiana czasu na letni. To już tej nocy. Ważne ostrzeżenie
-
"Janusz Kowalski nawet gatunków zbóż nie odróżnia". Były minister punktuje: Premier kpi sobie z rolnictwa
- Ogródek działkowy lekiem na galopujące ceny warzyw i owoców? "Są oferty i za 150 tys. albo 200 tys. złotych"
- Watykan aktualizuje ważne procedury. Chodzi o pedofilię w Kościele katolickim
- Klimatyczna bomba tyka i "może nas wessać". "Robimy sobie ten kryzys za własne pieniądze"
- Skazany za napaść na Polaków w Rimini domaga się ponownego procesu
- Urlop z powodu siły wyższej. Zmiany w Kodeksie pracy dadzą pracownikom dodatkowe dwa dni wolnego