Chciałbyś wiedzieć, ile zarabia sąsiad? A gdyby to on sprawdził ciebie? W Finlandii robią to tak
1 listopada to w Finlandii wielkie święto podglądactwa - przez "The New York Times" określone jako Narodowe Święto Zazdrości. Właśnie tego dnia dochód podlegający opodatkowaniu staje się jawny - i dotyczy to absolutnie każdego obywatela. Wtedy też przed fiskusem ustawiają się kolejki osób, które chcą poznać te dane.
Jak to działa?
Podobne mechanizmy wprowadzały i testowały - poza Finlandią - także inne skandynawskie kraje. O tym, jak to działa, mówił gość Karoliny Głowackiej, którym był Marcin Fronia z Norden Centrum.
- Założenie jest takie, że im więcej wiemy o sobie nawzajem, tym więcej sobie ufamy. A jeśli spojrzymy na statystyki zaufania w krajach skandynawskich, to one są wysokie - wyjaśniał.
W Norwegii np. dane o zarobkach można sprawdzić online. Tu jednak jest haczyk - poza tym, że my dowiemy się, ile zarobił np. nasz sąsiad, to on dowie się, że my takie dane sprawdzaliśmy. Chodzi o to, by mieć kontrolę na kierunkiem, w którym te informacje wypływają. Co ciekawe, wprowadzenie konieczności logowania - a więc podania własnych danych - sprawiło, że liczba wyszukiwań znacznie spadła.
W samej Finlandii, by dowiedzieć się, ile zarabia dana osoba (a ściślej: ile wynosi jej dochód podlegający opodatkowaniu), należy ustawić się w kolejce do urzędu skarbowego. Tu więc sama sprawdzana osoba nie dowie się, kto szukał informacji na jej temat - taką wiedzę będzie za to miał urząd.
Kto chce wiedzieć i po co?
Marcin Fronia przyznaje, że zasada, która rządzi siłą zainteresowania daną osobą, jest prosta. - Im bardziej medialna osoba, tym większe zaciekawienie to budzi. Ale po kilku dniach wszystko powszednieje, a wiedza przechodzi do porządku dziennego - przekonuje.
Poza dość oczywistym celem sprawdzania dochodów - np. po to, by nadzorować stan posiadania polityków - transparentność w dostępnie do danych o zarobkach to też rodzaj kontroli wobec pracodawców. - Pracownicy wiedzą, ile pracodawca zarabia w danym roku, wiedzą, jaki był zysk danego przedsiębiorstwa, wyciągają wnioski. Pełni to rolę kontroli społecznej stosunków na linii pracodawca - pracobiorca - podkreśla Rafał Fronia. Poza tym w sytuacji, kiedy wszystko jest jawne, pracodawcy są pod silniejszą presją niwelowania nierówności w wynagradzaniu za tę samą pracę.
Dlaczego akurat Skandynawia?
Ten dość kontrowersyjny sposób prowadzenia wzajemnej kontroli społecznej z pewnością nie przyjąłby się wszędzie. A już na pewno nie w USA. - Amerykanie nigdy by tego nie zrobili, bo poziom zróżnicowania dochodów jest tam zupełnie inny. Kraje skandynawskie mają w sobie dążenie do zmniejszania nierówności, a w USA to w ogóle nie ma znaczenia, tam model oparty jest o indywidualną przedsiębiorczość - przekonuje Rafał Fronia.
A co by się stało, gdyby taką jawność wprowadzić w Polsce...?
Posłuchaj całej rozmowy:
-
"Piroman" Macron tylko "dolewa oliwy do ognia". Ekspert ostrzega. "To idzie w stronę jakichś śmierci"
-
To nie broni jądrowej Putina należy się bać. Gen. Komornicki wskazuje "największe zagrożenie" dla Polski
-
Ogromny żółw jaszczurowaty złapany pod Warszawą. To gatunek niebezpieczny dla ludzi
-
Rafał Trzaskowski lepszym kandydatem na premiera niż Donald Tusk? [Sondaż dla TOK FM i OKO.press]
-
We Wrocławiu będą pilnować pomnika Jana Pawła II. "Bo wandale będą chcieli go zniszczyć"
- 20-latek schował się przed policjantami w szafie. Kryjówkę zdradził kot
- Wołodymyr Zełenski: Nie możemy przegrać bitwy o Bachmut, żeby Putin nie poczuł krwi
- Prezydent Biden: Izraelski rząd nie może dalej iść tą drogą
- Sałatka jarzynowa nigdy nie była tak droga. Przed nami Wielkanoc "najdroższa w historii"
- "Skandal i zdrada". Na MKOl spadają gromy po decyzji ws. rosyjskich i białoruskich sportowców