"Uwodziła wszystkich i wszystko". Aktorka Ina Benita była królową seksapilu II RP [fragment książki]
Radio TOK FM i Wyborcza.pl teraz w jednym pakiecie - wygodniej i aż o 50% taniej. Takiej oferty nie było jeszcze nigdy! Sprawdź szczegóły >>>
12 grudnia 1937 roku na okładce "Kina" pojawiła się fotografia autorstwa Leonarda Zajączkowskiego. Widoczna na zdjęciu piękna kobieta nie patrzy w obiektyw. Lekko pochyla głowę, zbliża żarzącego się papierosa do uszminkowanych ust, kosmyk
jasnych włosów niedbale opada jej na policzek. Eksponuje nagie ramiona, "ubrana" jedynie w pierścionek z szafirem i bransoletkę… Tak zmysłowa i wyzywająca okładka musiała wówczas wywołać niesłychaną sensację wśród czytelników. Mnie też wprawiła w podziw i wzbudziła zaciekawienie.
Tak się zaczęło. Od zdjęcia na okładce tygodnika ilustrowanego "Kino". Musiałem tę tajemniczą kobietę odnaleźć. Ina Benita. Pierwsza i jedyna "królowa seksapilu".
Specjalnie dla niej stworzono tę kategorię na letnim Balu Mody w czerwcu 1939 roku. Prekursorka zjawiska "seksbomba", choć to wyrażenie pojawiło się dopiero w latach 50. Inie kamera dodawała blasku, ale byli i tacy, którzy twierdzili, że obiektyw nie potrafił w całości oddać jej urody. Nie zawsze udawało się znaleźć dla niej właściwą oprawę.
(...) Jeżeli jakaś polska aktorka kiedykolwiek przypominała Kalinę (Jędrusik), to właśnie Ina Benita. Obie były niezwykłymi i fascynującymi kobietami swoich czasów.
Ina Benita jest też odbiciem naszego wyobrażenia nowoczesnej kobiety lat międzywojnia. Samodzielna i niezależna od mężczyzn, wykształcona, znająca języki obce, sama na siebie zarabiająca, i to nieźle, szukająca nowych życiowych wyzwań. Jej życie biegło intensywnie, a i ona na pewno cieszyła się urodą życia. Czasem szokowała na granicy skandalu. Wiodła barwne życie, mimo zawirowań jednak beztroskie, do września 1939 roku. Cieszyła się nad Wisłą sławą nie mniejszą niż wielbione platynowe blondynki z Hollywood: Jean Harlow i Mae West.
Benita jest jedną z najbardziej tajemniczych gwiazd międzywojnia. Zresztą celowo wytwarzała wokół siebie aurę tajemnicy. Konsekwentnie kreowała też swój obraz w kinie i na łamach prasy. Tworzyła legendę w iście hollywoodzkim stylu. Mit Benity także dzisiaj rozpala niezwykłe emocje. Zwłaszcza jej losy podczas okupacji i powstania
w Warszawie, zakazana miłość do wroga i rzekoma śmierć w powstańczych kanałach wręcz sensacyjnie działają na wyobraźnię wielu.
Zakazana miłość
(...) Oczywiście najwięcej emocji wywołuje jej związek z porucznikiem Wehrmachtu. Nad całym życiem Benity zawisł cień tej zakazanej miłości. Dlaczego? Czy mogłaby odpowiedzieć tak, jak bohaterka opowiadania Marka Hłaski Miesiąc Matki Boskiej, że "teraz, w czasie wojny miłość jest więcej warta niż kiedy indziej. Każda miłość"?
Zdarzają się i tacy, którzy zarzucają aktorce kolaborację. Bez konsekwencji. Prawda jest taka, że ta kobieta podczas okupacji uratowała życie paru osobom, o których wiem na pewno. I odważnie dla ZWZ-AK zdobywała informacje o Niemcach i współpracujących z nimi Polakach w okupowanej Warszawie. Wykorzystywała przy
tym niejednokrotnie swój dar uwodzenia i seksapil.
Demonizuje się jej występy (podobnie jak wielu innych znakomitych aktorów) w teatrach jawnych podczas okupacji, co często wynika z niewiedzy i nadinterpretacji. Teatry jawne grały po polsku i tylko dla Polaków, a poziom repertuaru, reżyserii i sztuki aktorskiej nie różnił się od przedwojennych teatrzyków rewiowych i wyspecjalizowanego w farsach Teatru Letniego w Ogrodzie Saskim. Nigdy też nie uprawiano w nich antypolskiej propagandy. Niemcy zaś mieli bezwzględny zakaz bywania na polskich przedstawieniach. Teatry jawne, podobnie zresztą jak kina, przez całą okupację tłumnie odwiedzali polscy widzowie, mimo bojkotu nakazanego przez Polskie Państwo Podziemne.
Szukając Iny Benity
Szukałem Iny Benity uporczywie przez kilkanaście lat. Moje poszukiwania przez Polski i Międzynarodowy Czerwony Krzyż zakończyły się fiaskiem. Długie kwerendy zapędzały mnie w ślepy zaułek. Dokumenty zostały spalone przez Niemców w powstańczej
Warszawie, zniszczone lub wywiezione z Kijowa nie wiadomo dokąd przez bolszewików, zaginione w powojennym chaosie.
Szukałem jej w starych czasopismach i książkach. Sprawdzałem plotki i pogłoski, także wpisy na forach internetowych, nawet te najgłupsze. Na szczęście żyły jeszcze wówczas osoby, które znały Inę Benitę osobiście. Poznałem Lidię Wysocką i Krystynę Marynowską, które z Iną były zaprzyjaźnione. Pani Lidia na początku nie chciała wspominać, nie chciała rozmawiać o Benicie i minionych latach. Nalegałem, wspomagany przez Krystynę Marynowską.
Z czasem Lidia Wysocka zmieniła zdanie i zaczęła mi opowiadać chętnie, szczerze i z życzliwością. Jakby przeczuwała, że jej życie się kończy i należy tamten czas ocalić od zapomnienia. "Dam świadectwo prawdzie. Opowiem, jak było naprawdę. Może spłacę
tym choć odrobinę długu wdzięczności wobec Benity" – mówiła.
Zawsze doskonale przygotowana do naszej rozmowy. Podziwiałem jej niezwykłą pamięć do szczegółów, które same w sobie były już historią. Miałem wielkie szczęście spotkać ludzi, świadków zdarzeń, którzy zechcieli mi o tym swoim czasie dokonanym szczerze opowiedzieć. Często też odnosiłem wrażenie, jakby to Ina prowadziła mnie
właściwą drogą, tą prawdziwą.
W plotkach i domysłach została wykreowana na boginię seksu idącą przez życie wśród róż i licznych miłostek. Kim była naprawdę? (...)
Letni Bal Mody
Ina Benita pojawiła się na balu spóźniona. Kiedy pod Hotel Europejski podjeżdżały limuzyny z wytwornymi gośćmi, ona występowała jeszcze na scenie teatru Ali Baba w spektaklu Orzeł czy Rzeszka. Ta ciepła noc, 28 czerwca 1939 roku, zapowiadała upalne i długie lato.
Letni Bal Mody, reklamowany w „Kurierze Warszawskim” jako "feeryczne garden party", zaczął się polonezem kilka minut po dziesiątej wieczorem, inaugurując tym samym Zielony Karnawał w stolicy – w gustownie przebudowanym ogrodzie i przylegających do
niego luksusowych salonach Hotelu Europejskiego. Organizatorem był Związek Autorów Dramatycznych, który miał już wieloletnie doświadczenie w aranżowaniu zimowych Balów Mody co roku w karnawale, od stycznia 1922 roku. Ale ten letni był pierwszy. I jak się wkrótce okazało, ostatni.
(...) Plebiscyt czaru i urody rozstrzygnięto nad ranem. Królową Mody Zielonego Karnawału została aktorka Teatru Narodowego Nina Świerczewska. Tytuł "najpiękniejszej pani" przypadł tancerce Alicji Halamie, a jej partnera w białym smokingu, tancerza Czesława Konarskiego, okrzyknięto "najwytworniejszym
panem". "Lecz oto publiczność proponuje jeszcze jedną godność" – pisał Liński. "I rzeczywiście równie jednomyślnie jak słusznie obwołano uroczą artystkę ekranu i sceny Inę Benitę królową… sex-appealu stolicy. Wygląda zachwycająco w toalecie z czarnego jedwabiu w kwiaty i pelerynie z białych lisów".
Bo to już był ten czas, kiedy Ina Benita wzbudzała erotyczny niepokój samym pojawieniem się na ekranie i na scenie.
"Uwodziła wszystkich i wszystko"
Wspominała to Lidia Wysocka, aktorka. "Zmysłowa kusicielka… Ina zasłużyła na tytuł
królowej seksapilu jak nikt inny, jak żadna z nas. Uwodziła wszystkich i wszystko, czarowała. Bo ją interesowało oczarowanie – oczarować sobą i mężczyzn, i kobiety. Nie lubiła sytuacji zwykłych, potocznych. Każda chwila musiała być fascynująca, oczy wszystkich zwrócone na nią. Ale też nie musiała jakoś specjalnie się starać, bo ona miała ten rodzaj wdzięku, który przyciągał ludzi. Ludzie do niej lgnęli.
Inteligentna w rozmowie, błyskotliwa… Wieczna hedonistka, złamała wiele męskich serc, proszę mi wierzyć. Już byłyśmy z Iną bliskimi przyjaciółkami, już znałam jej małe tajemnice… Kiedy wracam pamięcią do tego letniego balu, mam przed oczyma barwy, jakich nigdy później nie widziałam. Może to domena młodości, takie intensywne przeżywanie.
Byłyśmy piękne i młode, szczęśliwie zakochane. Szaleństwo chwili, niech trwa. Przecież my wszyscy wtedy przeczuwaliśmy, że za chwilę może być wojna – wygrana, przegrana, ale wojna nigdy nic dobrego z sobą nie niesie. No i tak się przecież stało. Ten bal był ostatnim balem tamtego naszego świata, przed katastrofą…
Ale na koniec wieczoru było zabawnie. Przed hotelem, po balu, czekałyśmy z Iną na taksówki w towarzystwie Zbyszka Sawana i Wojtka Ruszkowskiego. I w pewnym momencie niespodziewanie rzuciła się Inie na szyję podpita "dama lekkich obyczajów" – te panie krążyły wokół hotelu, czekając na wychodzących z balu samotnych mężczyzn – z okrzykiem: "Benia, siostro nasza!". To musiała być kinomanka, bo trzeba
wiedzieć, że parę miesięcy wcześniej miał premierę popularny film "O czym się nie mówi". Ina grała w nim właśnie panienkę do towarzystwa. Od tej pory, kiedy widzieliśmy takie panienki, mówiło się: "Idzie siostra Beni". Śmiechu warte, dla naszego bliskiego
grona przyjaciół. My wiedzieliśmy, że Benita to prawdziwe, drugie imię Iny"…
Radio TOK FM i Wyborcza.pl teraz w jednym pakiecie - wygodniej i aż o 50% taniej. Takiej oferty nie było jeszcze nigdy! Sprawdź szczegóły >>>
-
Ta zbrodnia doprowadziła do dymisji na szczycie władzy. Śmierć Jána Kuciaka i wyrok bez precedensu
-
Roksana bała się, że spotka ją to samo, co Dorotę z Nowego Targu. "W szpitalach leżą kobiety świadome, że grozi im śmierć"
-
Zwierzęta na fermie rzucane o beton, uderzane siekierą. "Nie jest to jednostkowy przypadek"
-
Młodzi nie chcą głosować "za Donaldem, Szymonem, Władysławem". "Oni nas potrzebują, a nie my ich"
-
Trzecia Droga zaprosiła na konsultacje PiS i Konfederację. Na opozycji wybuchła awantura
- Coooo? Co pan właśnie powiedział? [614. Lista Przebojów TOK FM]
- Niezwykły przejaw metysażu kulturowego - drewniane synagogi "namioty"
- USA przekażą Ukrainie broń za 2,1 mld dolarów. Kupią m.in. rakiety Patriot i HAWK
- Nie żyje Barbara Borys-Damięcka. Senator miała 85 lat
- Greta Thunberg kończy szkolny protest dla klimatu. "Nie będę mogła dłużej strajkować"