W stalinowskiej Polsce sądy skazywały kobiety za przerywanie ciąży. Jak doszło do legalizacji aborcji?
Między innymi o tym pisze dr Magdalena Grabowska w "Zerwanej genealogii". Poniżej publikujemy fragment książki, która ukazała się w wydawnictwie Scholar.
Uchwalone w 1956 r. polskie prawo legalizujące przerywanie ciąży należy rozpatrywać zarówno w kontekście zmian politycznych zachodzących w Polsce w okresie odwilży, jak i jako reprezentatywne dla komunistycznej wizji równości kobiet i emancypacji. Z perspektywy zachodnich debat o prawach reprodukcyjnych, w których centrum stał indywidualny wybór kobiety, polska dyskusja o przerywaniu ciąży z 1956 r. z pewnością nie może zostać uznana za feministyczną.
Jej celem nie było bowiem uznanie integralności cielesnej kobiet, ani ich prawa wyboru. Komunistyczna równość płci stawiała się w kontrze do "burżuazyjnego" feminizmu, opartego na liberalnej koncepcji jednostki, czego świadectwem jest polska debata o przerywaniu ciąży. Widoczne były w niej wątki typowe dla komunistycznej retoryki
równości, w tym odpowiedzialności społecznej i zdrowia kobiet. Ważne były także, szczególnie w kontekście polskim, argumenty odwołujące się do świeckiego państwa, nauki i racjonalności (specyficznie rozumianych) oraz modernizacji i postępu, których elementem były prawa kobiet.
(...) W okresie powojennym podejście władz do aborcji było wyznaczone przez obowiązujący nacisk na politykę pronatalistyczną, której celem była maksymalizacja wzrostu liczebności społeczeństwa, w obliczu strat demograficznych spowodowanych działaniami wojennymi). W latach powojennych polityka demograficzna państwa była skoncentrowana na kobietach, w których widziano szansę na "zagwarantowanie ciągłego i szybkiego wzrostu liczebności społeczeństwa".
Po 1945 r. w Polsce w kwestii aborcji obowiązywały przepisy kodeksu karnego z 1932 r., zgodnie z którymi za przerwanie ciąży kobiecie groziła kara aresztu do 3 lat, osobom zaś udzielającym pomocy w spędzaniu płodu lub przeprowadzającym zabieg – do 5 lat, a w wypadku, gdy kobieta zmarła – do 10 lat (art. 231 i 232).
Obowiązek macierzyństwa
Historyczki tego okresu podkreślają jednak, że o ile w latach 1945-1948 większość procesów dotyczących aborcji kończyła się umorzeniem, nawet w przypadkach przyznania się oskarżonych do winy, to działania rządu wobec osób przerywających ciążę zaostrzyły się w kolejnych latach, a polityka aborcyjna w latach 1948-1956 pokrywała się z restrykcyjną polityką pronatalistyczną państwa stalinowskiego.
Wzrost karalności za nielegalną aborcję pod koniec lat 40. XX w. stanowił znak zaostrzenia polityki państwa wobec aborcji, któremu towarzyszyła wzmożona sankcja wobec kobiet przerywających ciążę. Tabuizacja tematu oraz dążenie do wyrobienia w kobietach poczucia obowiązku macierzyństwa stały się narzędziami kontroli społecznej
wdrażanej przez państwo przez restrykcyjne przestrzeganie przepisów dotyczących przerywania ciąży.
W przykładzie opisanym w artykule pt. "Przypadek Marii spod Bochni. Próba analizy mikrohistorycznej procesu o aborcję z 1949 roku" przez historyczkę Barbarę Klich-Kluczewską akuszerka, która nielegalnie przerywała ciążę, została w procesie sądowym wiosną 1949 r. skazana na 1,6 roku więzienia, a kobieta, która poddała się zabiegowi, na 6 miesięcy kary więzienia w zawieszeniu. Wyrok otrzymał również mężczyzna "sprawca" ciąży - 4 miesiące więzienia.
W uzasadnieniu wyroku sąd argumentował, że akuszerka, przeprowadzająca nielegalne zabiegi przerwania ciąży, naruszyła misję swojego zawodu, którą wedle sądu było przyczynianie się do intensywnego przyrostu naturalnego ludności w Polsce. Działania kobiety uznano za naruszenie interesu publicznego. W okresie stalinowskim aborcja była więc postrzegana jako narzędzie dywersji wobec polityki populacyjnej państwa.
Mimo to w pierwszej połowie lat 50. XX w. szacunkowo 300 tys. kobiet rocznie podejmowało decyzję o przerwaniu ciąży. Spośród nich 80 tys. trafiało w stanie ciężkim do szpitala. Nieprawidłowo przeprowadzone zabiegi za pomocą gumowego cewnika, roztworu mydła wstrzykiwanego do macicy, ugniatania brzucha, w celu wywołania krwotoku lub otwierania macicy za pomocą ostrych narzędzi (drutu) były powodem stanów zapalnych, niekiedy prowadzących do śmierci kobiet.
1956 r.: odwilż w sprawie zabiegu
Sytuacja uległa zmianie w okresie odwilży, od 1955 r., kiedy kwestia przerywania ciąży na fali debaty o kondycji kobiet i rodziny zawitała na łamy gazet.
Prawo do przerywania ciąży: autonomia kobiet i zarządzanie równością łamy gazet, a potem stała się przedmiotem debaty publicznej i politycznej. W czerwcu 1956 r. wydawany przez Ligę Kobiet Polskich biuletyn "Nasza Praca" informował o przyjęciu przez Sejm dwóch ustaw "ważnych dla życia rodziny i kobiet": ustawy o zwalczaniu alkoholizmu oraz ustawy o warunkach przerywania ciąży. Relacjonując przebieg debaty nad ustawą, której sprawozdawczynią była Maria Jaszczukowa, dziennikarki magazynu informowały o najważniejszych wątkach debaty: o sprzeciwie posłów katolickich wobec proponowanego prawa czy o pojawiających się w dyskusji argumentach społecznych, ekonomicznych i politycznych.
Magazyn informował o wymianie zdań pomiędzy posłami katolickimi a zwolennikami nowego prawa, sprawozdając, że ci ostatni powoływali się m.in. na statystyki Ministerstwa Zdrowia, donoszące o „niedozwolonych zabiegach dokonywanych przez pokątne akuszerki” oraz "kilkuset tysiącach sztucznych poronień, dokonywanych rokrocznie w warunkach urągających najprymitywniejszym zasadom higieny, które w większości wypadków kończą się śmiercią lub kalectwem kobiety". Komentując debatę o przerywaniu ciąży, autorki organu Ligi Kobiet piętnowały jednocześnie hipokryzję katoliczek i przeciwstawiały ją moralności socjalistycznej, pisząc:
Spójrzmy prawdzie w oczy: ileż to kobiet wierzących rujnuje swoje zdrowie przez nielegalne zabiegi, a później spowiada się z tego. Nasza moralność socjalistyczna odrzuca obłudę i wymaga stworzenia rodziny trwałej i w pełni odpowiedzialnej za rozwój i przyszłość naszych dzieci (Nasza Praca 1956, s. 8).
Argumenty, na które powoływali się zwolennicy liberalizacji prawa do przerywania ciąży, były ukazywane przez czasopismo jako naukowe i mające oparcie w medycynie. W "Naszej Pracy" cytowano m.in. ministra Sztachelskiego, który polemizując z posłem Dobraczyńskim, reprezentującym Stowarzyszenie Pax, mówił:
Walczymy o to, by na podstawie osiągnięć współczesnej medycyny pozwolić każdej kobiecie, która chce mieć dziecko – bez względu na jej stan zdrowia – urodzić to dziecko. To są nasze ambicje, aspiracje środowiska lekarskiego. W Polsce rodzi się około 80 tys. dzieci i my się tym szczycimy. Niemniej trzeba powiedzieć, że właśnie w tym okresie wielkiego przyrostu naturalnego mieliśmy masowe zjawisko kryminalnego przerywania ciąży. Aby więc uzdrowić tę sytuację, chcemy stworzyć racjonalne przesłanki do tego, aby w warunkach uzasadnionych sytuacją, kobiety przerywały ciąże legalnie przy wykorzystaniu wszystkich osiągnięć współczesnej medycyny (Sejm PRL 1956).
Pismo odnosiło się do pojęcia "świadomego macierzyństwa", cytując posłankę Wandę Gościmińską, która zabierając głos w debacie, mówiła: "Nasze kobiety pragną mieć dzieci, ale nie chcą żyć w ciągłym lęku przed macierzyństwem, gdy nie jest ono pożądane" ("Nasza Praca" 1956, s. 8). Z sejmowego stenogramu wiemy, że Gościmińska wniosła do debaty aborcyjnej również wątek ekonomiczny, porównując sytuację kobiet sprzed wojny i po niej:
Wydaje się, że kobiety nasze, które żyją w codziennej trosce o dziecko, ten projekt ustawy o przerywaniu ciąży przyjmą z wielkim entuzjazmem, bo długo na to czekały, bo były gnębione już w Polsce przedwrześniowej, bo ta kobieta mogła usunąć, która posiadała pieniądze – a przed wojną było brak pracy, więc usunąć było marzeniem ściętej głowy (Sejm PRL 1956).
I dodawała:
No i możecie sobie wyobrazić, w jakich warunkach rodzice wychowali dzieci tam, gdzie był co rok prorok i jakie pokolenie otrzymała nasza Polska Ludowa. Z tego pokolenia wywodzę się i ja. Własnym przykładem mogę operować, ponieważ było nas ośmioro dzieci i nieraz dobiegło mi do ucha, tak ukradkiem słyszałam, jak matka cierpiała, jak matka nie chciała mieć więcej dzieci. Jednak warunki ustroju kapitalistycznego na to jej nie pozwalały (Sejm PRL 1956).
Więcej praw, niż na Zachodzie
Podobnie jak w radzieckiej debacie o przerywaniu ciąży, także w Polsce prawo do aborcji widziane było nie tyle jako konsekwencja uznania kobiety za autonomiczną jednostkę, zdolną do dokonania wolnego wyboru, ile kwestia o wymiarze społecznym, wpisująca się w debatę na temat roli społecznej kobiet, macierzyństwa i rodziny. Jako takie nowe polskie prawo aborcyjne nie było wyrazem postawy proaborcyjnej i, podobnie jak bolszewickie prawo z 1920 r., wiązało się z odcięciem od "propagowania aborcji".
(...) Projekt emancypacyjny proponowany po 1956 r. był z pewnością ograniczony. Jego podstawą była często tradycyjna wizja kobiecości, w ramach której nie było mowy o walce z "opresją seksualną" kobiet na masową skalę, a kwestie związane z autonomią seksualną czy krytyką heteronormatywności pozostawały z pewnością poza zasięgiem projektu równości kobiet w PRL. Na te ograniczenia wskazują autorki, analizujące biografie i poglądy postaci związanych z Towarzystwem Rozwoju Rodziny (będącego kontynuacją powstałego w 1957 r. Towarzystwa Świadomego Macierzyństwa), ważnej instytucji zajmującej się problemami kobiet.
(...) Mimo tych ograniczeń można argumentować, że kobiety w krajach socjalistycznych cieszyły w okresie lat 40., 50. i 60. XX w. znaczenie większym zakresem praw cywilnych i autonomii osobistej w porównaniu z kobietami zachodnimi. Dotyczyło to nie tylko niezależności ekonomicznej (związanej w postępującym wzrostem udziału kobiet w zatrudnieniu), większej autonomii w kwestiach związanych z prawem cywilnym (możliwość rozwodów, prawo alimentacyjne) czy prawa do aborcji (większość krajów socjalistycznych od lat 50. wprowadzała prawo do przerywania ciąży), lecz także
poczucia własnej wartości i satysfakcji w życiu prywatnym i seksualnym.
Dr Magdalena Grabowska 'Zerwana genealogia' (okładka książki) mat. wyd.
-
Gdy policja znalazła jej dzieci w beczce, poczuła ulgę. Jolanta K. - wyrodna matka czy ofiara?
-
Najpierw obdukcja, teraz donos. Aktywista po akcji SOP w Świdniku: Tak tego nie zostawię
-
Awantura z Polską to temat numer jeden w Ukrainie. Obrywa się też Zełenskiemu
-
Katastrofa w seminariach i "ciemna noc" Kościoła. "Stworzono w nim eldorado dla przestępców"
-
Uchodźcy z granicy. Trafili do szpitala i wcale nie chcą go opuszczać. "To im uratuje życie"
- Kolejnemu rządowi PiS "puszczą wszystkie hamulce". "Będą chcieli osłabić lub nawet kupić TVN" [podkast DZIEŃ PO WYBORACH]
- Orgia księży w Dąbrowie Górniczej. Duchowny ostro o polskim Kościele: Rozpusta, rozpasanie, bezrozum
- "Kładę się spać i widzę linię, która idzie mi przez salon!". Protesty i okrągły stół w sprawie kolei CPK na Śląsku
- Krzysztof Brejza zawiesił kampanię. "Dotarły do mnie szokujące informacje"
- 31-latka nie zwróciła pracodawcy komputera, bo się obraziła. Grozi jej do 5 lat więzienia