Patenty na przekręty w SKOK-ach. Bianka Mikołajewska: Było ich wiele
Prokuratura Regionalna w Gdańsku umorzyła śledztwo dotyczące działalności SKOK-u Stefczyka z Gdyni. Chodziło o przekazywanie spółce w Luksemburgu tzw. złych długów, czyli zagrożonych kredytów – informowała wtorkowa "Gazeta Wyborcza". – W toku śledztwa powstała opinia, która wskazywała na możliwą odpowiedzialność zarządu SKOK-u Stefczyka. Materiał był taki, że można było nawet iść z zarzutami niegospodarności. Ale zmieniono prokuratora i sprawę po cichu umorzono – mówi „Wyborczej” informator, który chce pozostać anonimowy.
Bianka Mikołajewska, dziennikarka oko.press, która od kilkunastu lat pisze o SKOK-ach, mówiła w Analizach TOK FM, że kasa Stefczyka to kluczowa instytucja w całym systemie. - Skupia więcej klientów niż wszystkie inne razem wzięte. Jej stabilność wpływa na całą instytucję – przekonywała.
Opisywała też, czemu miały służyć operacje sprzedawania złych długów. - SKOK udzielał bardzo dużo pożyczek, których potem nie udawało się ściągnąć. Każda kasa powinna w takim przypadku tworzyć rezerwy, które pozwalałby uniknąć problemów finansowych. Jednak SKOK tego nie robił, żeby nie psuć sobie księgowości. Dlatego sprzedawano te złe długi innym, zewnętrznym podmiotom gospodarczym i dzięki temu sztucznie poprawiano bilans kasy – wyjaśniała dziennikarka.
Agata Kowalska pytała Mikołajewską, jakie inne "patenty na przekręty" stosowano w SKOK-ach. - Sposób na zarabianie na kasach było wiele. Pierwszy i najbardziej widowiskowy stosowano w SKOK Wołomin. To była metoda na słupy. Ludzie związani z władzami kasy znajdowali osoby, często bezdomne, czy nie mające nic do stracenia. Takich podstawionych "klientów", umytych, ubranych w garnitury, przywożono do siedzib kas. Tam przedstawiali oni dokumenty, które miały świadczyć o ich dużych przychodach, albo posiadaniu wartościowych nieruchomości. Na podstawie tego udzielano im kredytów. Te nie były spłacane, więc brano kolejne i tak dalej - tłumaczyła Mikołajewska.
Wskazywała też na inną metodę, która mówiąc oględnie, nie służyła dobru kas. - Kasy zawierały umowy outsourcingowe na usługi z podmiotami tworzonymi przez członków władz SKOK. Często praca świadczona była dużo drożej niż stawki rynkowe. W ten sposób właśnie zarabiali członkowie władz niektórych kas – wymieniła dziennikarka oko.press.
Afera SKOK Wołomin
W sprawie SKOK Wołomin zarzuty usłyszało 872 osób, a 305 zostało oskarżonych. Z kasy w Wołominie wyłudzono blisko 3 mld zł. Zarzuty postawiono osobom pełniącym najwyższe stanowiska w kasie - prezesowi i wiceprezesom.
Po upadku SKOK-u Wołomin, Bankowy Fundusz Gwarancyjny wypłacił deponentom kasy około ponad 2 mld 200 mln zł.
SKOK-i zostały poddane nadzorowi bankowemu dopiero w 2012 roku, dzięki czemu wypłacenie pieniędzy poszkodowanym było możliwe. NBP popierał objęcie ich nadzorem już w 2006 roku, ale wówczas PiS się temu sprzeciwiał.
Chcesz wiedzieć więcej? Posłuchaj!
-
"Zielona granica" w Białystoku. Agnieszka Holland: To, co władza mówi, nie robi na mnie wrażenia. Przeraża mnie coś innego
-
Awantura z Polską to temat numer jeden w Ukrainie. Obrywa się też Zełenskiemu
-
Afera wizowa odbija się czkawką na drugim końcu świata. "Osoby zgłaszały problemy"
-
Takiej inwestycji Warszawa jeszcze nie widziała. "Myślę, że urzędnicy się przejęli"
-
Konfederacja w Katowicach. Pod Spodkiem buczenie. "Niech wiedzą"
- "Czemu rosyjska telewizja mówi do mnie po polsku?". "Doniesienia z putinowskiej Polski" [FRAGMENT KSIĄŻKI]
- Brzetislav Danczak nowym ambsadorem Czech w Polsce. Pokieruje również misją dyplomatyczną w Kijowie
- Były szef PKW: Osób, które nie chcą wziąć udziału w referendum, nie można nazywać wrogami demokracji
- W mediach rządowych bezpłatny czas antenowy tylko dla PiS i Konfederacji. Jeden ważny szczegół
- Ochrona Morawieckiego poturbowała aktywistów klimatycznych na wiecu w Świdniku. Rzecznik komendanta SOP zabrał głos