Dwie Wigilie Andrzeja Stasiuka. Najpierw w Warszawie, potem "ta górska, która momentami może sylwestra przypominać"

- Dzisiejsza Warszawa mnie męczy - przyznaje Andrzej Stasiuk w rozmowie z Mikołajem Lizutem. Pisarz do Warszawy przyjechał, by spędzić Wigilię z ojcem i siostrą.

Andrzej Stasiuk w Warszawie nie mieszka od dawna. Przeniósł się do Beskidu Niskiego jeszcze w latach 80. XX wieku. Przyznaje, że rodzinne miasto go męczy. - Dzisiejsza Warszawa mnie męczy. Męczy mnie hałas, pośpiech. Na szczęście siostra mieszka na peryferiach, gdzie jest zielono. Ale po trzech dniach mam dosyć, chcę zmykać do siebie, bo tam słyszę własne myśli. Nie lubię po tym mieście jeździć samochodem. Znam to miasto, ale nie znam, trąbią na mnie - mówi pisarz w rozmowie z Mikołajem Lizutem. Andrzej Stasiuk podkreśla, że swoje rodzinne miasto lubi i docenia.

Pisarz przyjechał do Warszawy na Wigilię, którą spędzi z ojcem i siostrą. I nie będzie to jego jedyna Wigilia w te święta. - U mnie w domu, w górach, Wigilia będzie jutro. Ponieważ nie wszyscy zdążą, więc wieczerza będzie jutro. Będą dzieci, wnuki, prawdopodobnie z 15 osób. Przyjechałem do Warszawy, bo tu mam siostrę i ojca. Tu będzie znacznie spokojniej. Tamta górska Wigilia momentami może nawet sylwestra przypominać - podkreśla jeden z najbardziej znanych polskich pisarzy. I wyjaśnia, że wszystko to wina różnicy temperamentów. - Monika (żona pisarza, wydawczyni, pisarka Monika Sznajderman - red.) lubi, jak jest dużo ludzi, dzieci, wnuki. A ja jednak wolę się usunąć - przyznaje Andrzej Stasiuk.

Rock'n'roll jak... matematyka

Kończący się rok przyniósł debiutancką płytę Andrzeja Stasiuka. Jak zastrzega twórca, na płycie "Mickiewicz - Stasiuk - Haydamaky" nie śpiewa. - Raczej melorecytuję, trochę rapuję, czasami liryzuję - mówi w rozmowie z Mikołajem Lizutem. - Jest scena, jest rock'n'roll, ale jest też literatura. Nie przez własne teksty, bo nigdy śmiałości nie miałem, ani takiego "bezczela", ale przez wysoką kulturę narodową trafiłem na scenę rock'n'rollową - mówi. Dodaje, że na scenie musi się pilnować, żeby nie zaliczyć wpadki. - Ale nic nie zastępuje tego, jak w krzyże ci daje bas z bębnami, te pierwsze takty, to jest coś! Jak przyspieszenie samochodu w sześć sekund do setki - ocenia.

Samochody to osobna opowieść. - Twoja miłość  do samochodów to rodzaj gadżeciarstwa, czy raczej uproszczone ćwiczenie duchowe? - pyta Mikołaj Lizut.

- To nie jest uproszczone ćwiczenie duchowe! Podróż samochodem to jest medytacja. Jeżdżę w długie trasy, piękne okolice - jest w tym coś medytacyjnego. Ale w odróżnieniu od męskiej wspólnoty, to jest samotność. Po prostu lubię przestrzeń, doświadczenie czegoś, co jest większe ode mnie i mój samochód do tego służy. Broń Boże nie jestem gadżeciarzem - zastrzega Andrzej Stasiuk.

Chcesz wiedzieć więcej? Posłuchaj podcastu!



TOK FM PREMIUM