Jak w Rosji. Eksperci krytycznie o pomysłach resortu rodziny na nowelizację ustawy antyprzemocowej

- Dobrze, że ten projekt cofnięto - tak Sylwia Spurek komentuje wycofanie przez premiera kontrowersyjnej nowelizacji ustawy antyprzemocowej. Jak podkreśla zastępczyni RPO, zmiana przepisów oddaliłaby nas od europejskich standardów.

Projekt, który pojawił się na stronach ministerstwa w ostatnim dniu 2018 roku zaskoczył m.in. specjalistów od przeciwdziałania przemocy. Co prawda wiedzieli, że prace nad nim w ministerstwie trwają, że jest specjalny zespół, że są kontrowersje. Ale że aż takie? - Na pewno nie... - mówi nam jeden z terapeutów. - Gdyby to weszło, to byłoby cofnięcie nas o lata świetlne - dodaje.

Dr Sylwia Spurek zwraca uwagę, że podobny zapis znalazł się niedawno w rosyjskim prawie. - Jednorazowe bicie, jednorazowa przemoc to także przemoc. Zawarta w tym projekcie propozycja niebezpiecznie zbliżała nas do standardów rosyjskich, zamiast do europejskich. W Rosji dwa lata temu przyjęto rozwiązania depenalizujące jednorazową przemoc w rodzinie. A chyba nie powinniśmy takich wzorców i takich praktyk kopiować do naszego porządku prawnego - mówi zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich.

- Do nas bardzo rzadko zgłaszają się osoby, które mówią, że doświadczyły przemocy po raz pierwszy. Z reguły, gdy szukają pomocy, są już w tym od dawna, jest to pewien proces - mówi Małgorzata Rabczewska, koordynator sekcji do spraw przeciwdziałania przemocy w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie w Lublinie. Przyznaje jednocześnie, że większość "Niebieskich Kart" jest zakładanych przy pierwszej interwencji policji w danym domu. - Policjanci na miejscu nie dociekają, czy to był pierwszy, drugi czy dziesiąty raz. Po prostu, jest przemoc, jest zgłoszenie, jest interwencja i jest "Niebieska Karta". I tutaj żadnego rozróżnienia nie ma. I nie powinno go być. Absolutnie - dodaje Rabczewska.

Kontrowersyjnych pomysłów było więcej

Sylwia Spurek podkreśla, że w projekcie znalazły się też inne kontrowersyjne zapisy. Choćby ten, że na założenie "Niebieskiej Karty" musiałaby się zgodzić osoba doświadczająca przemocy. - Ściganie i karanie sprawców, pomoc dla ofiar przemocy w rodzinie - wszystko to powinno być niezależne od inicjatywy ofiary - tłumaczy.

Potwierdza to Agnieszka Zielińska-Bucior, szefowa lubelskiego Centrum Interwencji Kryzysowej, która w tematyce przemocy "siedzi" od ponad 20 lat. Doskonale pamięta walkę specjalistów o to, by kobieta, która doświadcza przemocy, nie musiała wyrażać zgody na założenie "Niebieskiej Karty". - Bo taka zgoda przed laty była konieczna. A część osób doświadczających przemocy wiedząc, że muszą coś podpisać, wycofywała się. Bały się partnera, że się dowie, że zrobi im krzywdę, że wykorzysta to przeciwko nim - mówi pani Agnieszka. I dodaje, że część pań, gdy emocje opadały, myśląc o partnerze czy mężu mówiła sobie "to nie jest zły człowiek". I z tego powodu też wycofywały zeznania.

- Czemu miałoby służyć takie wyrażanie zgody? - zastanawia się Małgorzata Rabczewska z MOPR w Lublinie. - Przecież klasyczna definicja przemocy wiąże się z tym, że jest wycofanie, lęk, strach m.in. przed tym, czy ta "Niebieska Karta" nie spowoduje dodatkowej agresji ze strony sprawcy. Ofiara bardzo często słyszy od sprawcy "idź, zamknij tą "Niebieską Kartę" - dodaje Rabczewska.

Premier Morawiecki zdecydował, że projekt ustawy antyprzemocowej wróci do wnioskodawców, by usunąć z niego wszystkie wątpliwe zapisy. Jak podkreślił, każdy akt przemocy domowej – ten "jednorazowy" i ten powtarzający się – musi być traktowany stanowczo i jednoznacznie.

TOK FM PREMIUM