Jak Kościół prowadzi sprawy o molestowanie seksualne? "Kuria przyznała, że nie ma narzędzi, by badać sprawę"
Sebastian Klauziński z OKO.press mówił w programie Analizy, że wyroki 2-3 lat więzienia dla księży dokonujących przestępstw seksualnych na dzieciach są w Polsce normą. Jak zaznaczył, bardzo często sprawy kończą się wyrokami w zawieszeniu.
Kuria obiecuje nadzór
Przywołał sprawę księdza, który został skazany na 2 lata więzienia i zakaz kontaktu z małoletnimi. Obrona złożyła jednak apelację. Wyrok został zamieniony na karę więzienia w zawieszeniu. Dziennikarz zwracał uwagę, że sąd wziął pod uwagę m.in. pismo rady parafialnej oraz pismo warszawskiej kurii. Kuria zobowiązywała się do nadzoru nad księdzem i popierała wniosek o zawieszenie kary.
Po wyroku w apelacji arcybiskup Kazimierz Nycz umieścił księdza w ośrodku pod Warszawą dla osób starszych i schorowanych. Duchowny został w nim kapelanem. - Zaraz potem jak tam trafił, to znów odezwał się do swoich ofiar i znów zaczął się z nimi kontaktować. Umawiał się z nimi w lesie, chłopcy przyjeżdżali też do niego do tego ośrodka - zaznaczył Klauziński.
- Z akt sprawy wynika, że nadzór kurii był zupełnie fikcyjny. Ten ksiądz mógł wyjeżdżać, chłopcy mogli do niego przyjeżdżać. Robili wspólnego grilla, ksiądz kupował im alkohol i papierosy. Ksiądz nagrywał i filmował to, co robił chłopcom - wymieniał dziennikarz.
Sprawa znowu trafiła do prokuratury i sądu. Tym razem duchowny został skazany na trzy lata bezwzględnego więzienia. - Kiedy wyszedł, znów trafił do jakiegoś ośrodka. Kuria nie chciała odpowiedzieć jakiego. Zapewniała, że będzie tam pilnowany - podsumował dziennikarz.
Kuria przyznała, że nie ma narzędzi do oceny sprawy
Drugi gość Agaty Kowalskiej, Michał Wilgocki z "Gazety Wyborczej" zajmował się z kolei sprawą księdza, który przez dziewięć lat molestował ministranta.
Ofiara księdza - pan Mariusz - zgłosił najpierw sprawę do kierownictwa bursy, w której duchowny załatwił mu miejsce. Poradzono mu, by zgłosił sprawę do kurii. Zrobił to, ale równolegle zawiadomił również prokuraturę. Sąd skazał księdza na trzy lata więzienia i na 10 lat zabronił mu pracy z dziećmi.
Jak tłumaczył dziennikarz, po zgłoszeniu sprawy przez ofiarę, kuria ma obowiązek wstępnego zweryfikowania zarzutów. Jeśli noszą one znamiona prawdopodobieństwa, wysyła informację do kongregacji nauki i wiary. To ona podejmuje decyzję, co dalej.
- Mniej więcej tak to się odbyło w przypadku pana Mariusza. Kongregacja zwróciła sprawę do kurii i kazała przeprowadzić proces. Kuria miała ocenić, czy doszło do grzechu księdza. Ustaliła, że ksiądz jest niewinny - mówił Wilgocki.
Wyjaśniał, że wyrok kurii zapadł chwilę wcześniej niż sądu powszechnego. Skąd rozbieżności w ocenie sprawy?
Jak podkreślił dziennikarz, kuria tłumaczyła, że sądy dysponują szerszym materiałem dowodowym, a świeckie organy śledcze mają większe możliwości: mogą dokonać przeszukań, sprawdzić bilingi, przejrzeć pocztę elektroniczną. - A sąd biskupi bazuje tylko na przesłuchaniach świadków i nie ma możliwości wyegzekwowania zeznań - dziennikarz przytaczał odpowiedź kurii na pytanie o rozbieżność w ocenie sprawy.
- Jeżeli kuria przyznała się, że sąd biskupi nie miał narzędzi, by zbadać sprawę, to dlaczego się nią zajmował? Wydaje mi się, że przez długi czas w Kościele było przekonanie, że nasze wewnętrzne problemy rozwiązujemy sami - tłumaczył. Dodał, że przed 2017 rokiem, zanim zmieniło się prawo, obowiązek informowania prokuratury o przestępstwach zgłoszonych do kurii był tylko obowiązkiem społecznym.
Tłumaczył, że opisywany przez niego ksiądz dobrowolnie przeniósł się do innej parafii. Miał jednak zakaz odprawiania publicznie mszy. - Nawet święcił sztandar szkoły podstawowej. Kuria tłumaczy, że nie ma możliwości stosowania aparatu opresyjnego. Nie ma więzień, nie może tego księdza zamknąć - podsumował.