Czy od września ze szkół znikną sklepiki i stołówki? Szykuje się rewolucja

Szykuje się rewolucja w szkolnym żywieniu. Od pierwszego września zaczną obowiązywać przepisy, które zakazują sprzedaży większości produktów obecnych do tej pory w szkolnych sklepikach. Zmieni się również menu w stołówkach i bufetach. Sprzedawać będzie można wyłącznie zdrową żywność.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasPrzeciwko nowym przepisom, które wyraźnie mówią, czym będzie można karmić uczniów, protestują przedsiębiorcy, którzy prowadzą takie punkty. Ich zdaniem lista produktów spożywczych dopuszczonych w szkole jest bardzo restrykcyjna. Bo eliminuje z jadłospisu uczniów nie tylko typowe śmieciowe jedzenie, np. chipsy, ale również napoje czy produkty ze zbyt dużą zawartością cukru.

"Zostanie tylko woda"

- Z tego, co dotychczas sprzedawaliśmy, zostanie tylko woda, którą i tak trzeba sprawdzać, z ilu metrów jest pobierana. Nawet soków przecierowych z owoców i warzyw nie będziemy mogli mieć, bo mają ponoć zbyt dużo cukru - mówi w rozmowie z TOK FM Waldemar Wawrzyniak, który od 13 lat wspólnie z żoną prowadzi w jednej z poznańskich szkół bufet i sklepik z żywnością.

Przedsiębiorca już wcześniej przygotowując się do zmian, wprowadził w swoim sklepiku wiele zdrowych produktów. - Mieliśmy chipsy z suszonych owoców, owocowe batony i płatki z ziarnami zbóż, soki z wyciskanych owoców i warzyw. Wszystko zabierałem z powrotem do domu, bo nikt nie chciał tego kupować - twierdzi. I opowiada, że w przerwach dzieci biegały do okolicznych sklepów i przynosiły sobie stamtąd colę i chipsy. Zresztą niektórzy dostawali je od rodziców w domu, jako przekąski do szkoły.

Dziś Wawrzyniak obawia się o przyszłość swojego szkolnego interesu. Podkreśla, że produkty dopuszczone przez ustawę do sprzedaży są o wiele droższe niż dotychczasowy asortyment. - Cena choćby razowej bułeczki czy kanapki z chleba pełnoziarnistego z wędliną i warzywami to będzie ok. 4-5 złotych. Nikt tego nie kupi - podkreśla. Poza tym - jak mówi - wielu produktów z ministerialnej listy nie można dostać z hurtowniach. - Niechętnie sprowadzają te artykuły, bo są dużo droższe. I nikt nie chce ryzykować, czy ta zdrowa żywność w ogóle się sprzeda - dodaje Wawrzyniak.

Podobne obawy dotyczą szkolnych stołówek, w których przynajmniej raz w tygodniu powinien się pojawić posiłek zawierający rybę. - Generalnie ryby są drogie, dlatego te obiady od września też podrożeją. O ile? - Myślę, że o 40-50 procent. Nie wiem, czy rodzice będą chcieli płacić 10 złotych za posiłki, które kosztowały 5 złotych - zastawia się przedsiębiorca.

- Jesteśmy bardzo rozgoryczeni i przerażeni tymi zmianami. Niewykluczone, że będziemy musieli zamknąć sklepik i bufet, bo dalsze ich prowadzenie będzie nieopłacalne - mówi.

"Wylaliśmy dziecko z kąpielą"

Swoje obawy mają też dyrektorzy szkół. Twierdzą , że lista dopuszczonych do sprzedaży produktów jest zbyt restrykcyjna. - Jest bardzo krótka, określa kilku konkretnych producentów żywności, u których trzeba się zaopatrywać, by sprostać ministerialnym wymaganiom. Jeśli nic się nie zmieni, to sklepiki i bufety znikną ze szkół - uważa Zbigniew Burkietowicz, dyrektor zespołu szkół sportowych w Poznaniu. W rozmowie z TOK FM uznał, że autorzy nowego prawa w zmianach poszli zdecydowanie za daleko.

- Wylaliśmy dziecko z kąpielą, kolejny raz wybraliśmy restrykcje. A powinniśmy zacząć od edukacji. Trzeba uczyć zdrowych nawyków żywieniowych głównie rodziców, bo jak zajrzymy do plecaków naszych uczniów i zobaczymy, co im rodzice dają do szkoły na drugie śniadanie, to możemy się przerazić - dodaje dyrektor.

I podkreśla, że już w ubiegłym roku spotkał się z rodzicami i ajentem, który prowadzi sklep z żywnością. Jak mówi, wprowadzono wiele korzystnych zmian. - Ajent dostosował się do naszych zaleceń, pojawiło się dużo zdrowych produktów, m.in. owoce, znikło "śmieciowe jedzenie". Teraz, kiedy ukazała się ta restrykcyjna lista produktów dozwolonych przez ministerstwo, ajent uznał, że nie jest w stanie sprostać nowym wymaganiom.

Ministerstwo niewzruszone

Dyrektor zespołu szkół sportowych już zakiś czas temu wycofał ze swojej szkoły aparaty z napojami gazowanymi i zastąpił je naturalnymi sokami. - Teraz okazuje się, że i one muszą zniknąć - tłumaczy dyrektor. - Nie będziemy mieć stołówki, bufetu i sklepiku, za to będziemy w czasie przerwy szukać uczniów w najbliższych sklepach wokół szkoły i sprawdzać, co kupują. To absurd - mówi.

Ministerstwo Zdrowia pozostaje jednak niewzruszone. Dla urzędników tego resortu najważniejsze jest to, że ze szkół zniknie w końcu "śmieciowa żywność". - Uczniowie będą mieć dostęp do zdrowego jedzenia, które nie jest wielokrotnie przetworzone, jak słone chipsy, czy napoje wysokosłodzone - tłumaczy Krzysztof Bąk, rzecznik ministerstwa. - Chodzi o to, by dzieci wtedy, gdy są głodne, sięgały po warzywa i owoce, a nie słodycze - zaznacza.

Ile ketchupu w ketchupie

Tyle, że rozporządzenie ministra zdrowia jest bardzo szczegółowe , co bardzo utrudnia przygotowanie posiłków w szkołach. Np. szczegółowo podaje, ile pomidorów powinno zostać użytych do produkcji ketchupu podawanego w szkolnych kanapkach. - Czy to nie przesada? - pyta reporterka TOK FM. - Ketchup, który mamy w sklepach spożywczych znacznie różni się od tego, który możemy podać dzieciom, jeśli mówimy o zdrowej żywności. Dlatego rozpisaliśmy rozporządzenie bardzo szczegółowo, by nikt nie miał wątpliwości- odpiera zarzuty Bąk.

Urzędnicy teoretycznie zdają sobie sprawę, że po zmianie przepisów ceny produktów, które będą dostarczane do szkół, znacznie wzrosną. To może doprowadzić nie tylko do zamknięcia szkolnych sklepików, ale i stołówek. Bo firmom cateringowym, jeśli nie podniosą cen za obiady, przestanie się to opłacać. Efekt może być taki, że uczniowie nie będą mieli nic. Ani sklepiku, ani stołówki. I będą kupować to, na co mają ochotę, tyle że w sklepach. - Przedkładamy zdrową żywność nad śmieciowe jedzenie. W ten sposób walczymy z otyłością - tłumaczy rzecznik resortu zdrowia.

Restrykcyjne zmiany w żywieniu uczniów podobają się dietetykom, którzy wycofanie ze szkół "śmieciowego jedzenia" uznają za krok w dobrą stronę. Według danych Instytutu Żywności i Żywienia ok. 30 proc. chłopców i ponad 25 procent dziewcząt w ostatnich klasach szkoły podstawowej ma nadwagę. Jej konsekwencją są takie schorzenia jak cukrzyca czy choroby serca.

Za nieprzestrzeganie nowych przepisów osobom prowadzącym sklepiki szkolne i bufety grożą kary do 5 tys. złotych.

TOK FM PREMIUM