"Dzięki Bogu" pokazywane jest nawet w seminariach. To film, który wstrząsnął Francją i Kościołem

O tym, czy film "Dzięki Bogu" będzie miał premierę, zdecydował... sąd. Pokazy próbowali zablokować m.in. prawnicy ks. Bernarda Preynata, który przez lata molestował harcerzy. Najnowszy film Francois Ozona opowiada historię trzech osób, które ujawniły, że były ofiarami duchownego. - Mój film pokazuje się nawet w seminariach - podkreślił reżyser w rozmowie z Martą Perchuć-Burzyńską.
Zobacz wideo

Najnowszy film jednego z najbardziej znanych francuskich reżyserów, Francois Ozona, "Dzięki Bogu" oparty jest na faktach - opowiada historię trzech osób, które ujawniły, że w dzieciństwie były molestowane przez księdza Bernarda Preynata. W rzeczywistości ofiar były znacznie więcej. - Ujawniło się trzydzieścioro, ale po premierze filmu we Francji zgłosiły się kolejne osoby. Ksiądz przez ponad 30 lat zajmował się harcerzami, w związku z tym miał do czynienia z setkami dzieci - mówił w TOK FM reżyser.

Film został wyróżniony Srebrnym Niedźwiedziem w Berlinie. Festiwal w stolicy Niemiec to jedna z najbardziej prestiżowych imprez filmowych. 

 

Zmowa milczenia

Marta Perchuć-Burzyńska w rozmowie z francuskim reżyserem przypomniała, że o "występkach Bernarda Preynata wiedział arcybiskup Lyonu Philippe Barbarin, jeden z największych autorytetów moralnych". -  I nic z tym nie zrobił. Tak naprawdę upór jednej z ofiar doprowadził do tego, że sprawa wyszła na jaw. Czy ten skandal wstrząsnął Francją? - pytała. 

- Tak, sprawa ta wstrząsnęła Francją, zwłaszcza że Lyon to jest drugie miasto co do wielkości we Francji. Biskup Barbarin był bardzo szanowany we Francji, był bardzo ważną osobą we francuskim Kościele. Wszyscy mówili, że gdyby następcą Franciszka miał być francuski duchowny, to wiadomo byłoby, że "padnie" na niego. Więc sprawa była bardzo głośna i wstrząsnęła wszystkimi. Zwłaszcza, że biskup Barbarin nic nie zrobił przez te wszystkie lata, mimo że wiedział, co się dzieje. Sąd (w marcu 2019 roku - red.)wydał na niego wyrok - sześć miesięcy w zawieszeniu. Biskup złożył apelację, nie wiadomo więc, co się wydarzy. Natomiast nie jest już biskupem - mówił francuski reżyser. Philippe Barbarin po wyroku sądu w Lyonie, złożył rezygnację, na ręce papieża Franciszka. 

Francois Ozon podkreślił, że sprawa księdza Preynata to ani pierwszy, ani jedyny skandal pedofilski w Kościele. Ocenił, że wyjątkowość sprawy z Lyonu polegała na tym, że zrobił "duży szum w mediach". - Bo biskup był znany, a ofiary chciały nagłośnić sprawę w mediach - dodał gość Kultury Osobistej w TOK FM.

Sam ks. Preynat nigdy nie zaprzeczył swoim czynom.

Reżyserskie śledztwo

Co ciekawe, francuski reżyser podkreślił, że... nigdy nie myślał, by rozbić film dotyczący pedofilii w Kościele. - Za to chciałem nakręcić film o męskich uczuciach, męskiej wrażliwości - przyznał twórca obsypanych nagrodami "8 kobiet".  - W filmie nadal to kobiety są pokazywane jako te emocjonalne, a mężczyźni są kojarzeni nie z emocjami, a z akcją. Chciałem trochę to odwrócić. Nawet roboczy tytuł filmu brzmiał "Człowiek, który płacze". Potem trafiłem na wywiad z człowiekiem, który w moim filmie nazywa się Aleksandre i zrobiłem własne śledztwo  - wspominał Francois Ozon. 

- Na czym polegało reżyserskie śledztwo? - pytała dziennikarka TOK FM. - Spotkałem się z trzema osobami, które stały się głównymi bohaterami filmu. Przede wszystkim zależało mi na tym, żeby poznać ich otoczenie, rodzinę, przyjaciół. Zadać sobie pytanie: co się dzieje z najbliższymi, kiedy prawda wyjdzie na jaw. Jakie są konsekwencje dla rodziny, dla najbliższych? Dlatego spotkałem się nie tylko z głównymi bohaterami, ale też ich żonami, dziećmi. Jedyne trzy osoby, z którymi się nie spotkałem, a występują w filmie, to ksiądz Preynat, kardynał Barbarin i psycholożka kościelna - opowiadał reżyser. Zaznaczył, że jeśli chodzi o te osoby to: "Wszystkie słowa, które włożyłem im w usta w filmie, to były wyłącznie ich własne słowa, które wcześniej wypowiedzieli w czasie konferencji prasowych, w czasie spotkań". W przypadku innych bohaterów reżyser pozwolił sobie na małe zmiany, które obejmowały m.in. szczegóły dotyczące ich życia prywatnego.

Francuski "Spotlight"

Francois Ozon zdradził też w TOK FM, że najpierw myślał o tym, żeby zrobić dokument, ale ofiary były rozczarowane tym pomysłem. Spodziewały się, że powstanie film fabularny, taki "Spotlight" w wersji francuskiej. Zdecydował się więc na zmianę planów.

Zdjęcia do filmu długo trzymane były w tajemnicy. - Kiedy wyszedł zwiastun i wiadomo było, o czym będzie nasz film, mieliśmy kilka procesów sądowych, których celem było powstrzymanie premiery filmu. Ostatecznie sąd orzekł, że wolność słowa jest ważniejsza od domniemania niewinności i zgodził się na premierę filmu - podkreślił francuski reżyser. Jak dodał, pozwy to dzieło adwokatów księdza Preynata. - Chcieli głównie opóźnić datę premiery na czas, po wyroku na duchownego. Taka decyzja to byłby wyrok na film. Do dziś pewnie nie wyszedłby na ekran - wiedzieliśmy, że ksiądz będzie się odwoływał od wyroku.

Sąd musiał decydować nie tylko w sprawie pozwów składanych przez pierwowzór głównego bohatera filmu. Była też sprawa wytoczona przez kościelną psycholożkę. - Nie chciała, żeby ujawnić jej imię i nazwisko, ale sąd uznał, że jest to film "użyteczności publicznej" (i dane można ujawnić) - dodał Ozon.  

Jak mówił reżyser, "Dzięki Bogu" zostało dobrze przyjęte we Francji. Film cieszył się też popularnością wśród widzów. Obejrzało go milion osób.  - To bardzo dużo ze względu na temat, na to, że nie grają w nim wielkie gwiazdy, a budżet był niewielki - powiedział. I dodał, że filmu obawiał się francuski Kościół. - Ale po obejrzeniu księża zrozumieli, że nie jest to film przeciwko Kościołowi, a wręcz przeciwnie. Docenili, że z szacunkiem pokazuje wiarę. Mój film pokazuje się nawet w seminariach - podkreślił Francois Ozon w rozmowie z Martą Perchuć-Burzyńską. 

Całej rozmowy Marty Perchuć-Burzyńskiej z francuskim reżyserem będzie można wysłuchać 20 września. W tym dniu "Dzięki Bogu" wchodzi na ekrany polskich kin. 

TOK FM PREMIUM