"Zawsze żądała, żeby były dwa fortepiany i czarna podłoga". Zmarła Ewa Demarczyk
Wybitną piosenkarkę wspominała w TOK FM Angelika Kuźniak, współautorka książki "Czarny Anioł. Opowieść o Ewie Demarczyk". - Dla mnie była największą z największych - mówiła, zaznaczając, że Ewa Demarczyk nie była "ani łatwym człowiekiem, ani prostym".
- Ona zawsze żądała, żeby były dwa fortepiany i czarna podłoga, którą w Teatrze Żydowskim sobie zażyczyła i dyrektor ją po prostu rozścielił. Zresztą ona jeździła z belą materiału, np. na Kubę i kiedyś jej zaginęła ta bela. Jakoś sobie poradzili, ale tak to było - opowiadała Kuźniak, opisując ma
Prowadząca program Anna Piekutowska zatrzymała się na chwilę przy trudnym charakterze artystki. - Może właśnie dlatego jej koncerty były takie piorunujące, dlatego tak przyciągały? - pytała.
- Myślę, że to też kwestia perfekcjonizmu - stwierdziła gościni TOK FM, porównując polską wokalistkę do Marleny Dietrich, która, kiedy zobaczyła, że na sali odklejała się tapeta, potrafiła zbiec ze sceny i kazać ją podkleić. - Demarczyk właśnie te dwa czarne fortepiany, ta czarna podłoga, takie światło a nie inne, czyli punktowe, które robiło całą atmosferę. Jej koncerty to była magia po prostu - podkreśliła.
"Już czekam na to, co zaraz się wydarzy"
Kuźniak przypomiała, że podczas pierwszego występu w Piwnicy pod Baranami Ewa Demarczyk miała zaledwie 21 lat. - Kabaret cały już wystąpił. I tak naprawdę nikt się nie spodziewał, że będzie Ewa Demarczyk, ale nagle błysnął reflektor, na scenę wpadł Piotr Skrzynecki - a on ją uwielbiał - i powiedział: nie mogę proszę państwa, bo już czekam na to, co zaraz się wydarzy. Przed wami wspaniała młoda śpiewaczka, która was zachwyci - opowiadała.
- Na finał zaśpiewała "Czarne Anioły". Jest taki cytat, który mi się wrył, że kiedy skończyła przez salę przeszedł szept: to niemożliwe, to jak wniebowstąpienie, to tear to cud. To podsumowuje wszystko, a mamy dopiero początek kariery, bo ona ma dopiero 21 lat - podkreśliła gościni TOK FM.
Dodała także, że Demarczyk 'to nie tylko Polska". - Paryż ją chciał. Bruno Coquatrix [wieloletni właściciel paryskiego music-hallu Olympia - red.] kiedyś powiedział po jej koncercie: wydobędzie pani piosenkę francuską z gówna, w którym utonęła po śmierci Edith Piaf. Zaproponował jej dwuletni kontrakt, powiedział, że piosenki będą pisali dla niej ludzie, którzy byli związani właśnie z Piaf, ale ona powiedziała, że nie, że musi skończyć szkołę w Polsce - zaznaczyła Kuźniak. W słynnej Olympii wokalistka wystąpiła, więc dopiero rok później.
Posłuchaj podcastu!