W PRL-u było lepiej? Autor książki o patodeweloperce wskazuje, gdzie można nakręcić nowe "Alternatywy 4"

Polska polityka mieszkaniowa "wisi na deweloperach", a pomysł oddania 20 proc. deweloperskich mieszkań jako komunalnych jest "krokiem w dobrym kierunku" - ocenił w TOK FM urbanista Łukasz Drozda. Czy zatem za komuny było lepiej? - We współczesnym budownictwie możemy odnaleźć wiele cech, które występowały w budownictwie PRL-u - odpowiedział autor książki "Dziura w ziemi. Patodeweloperka w Polsce".
Zobacz wideo

Polska od dziesięcioleci ma problem z mieszkaniami. Żaden z pomysłów rządowych nie przyniósł poprawy sytuacji. Dla znacznej części Polek i Polaków własne mieszkanie pozostaje marzeniem. Deweloperzy próbują wpasować się w potrzeby rynku, proponując coraz mniejsze mieszkania. Bo mniejsze znaczy tańsze.

Eksperci wyliczają, że powierzchnia mieszkania dla jednej osoby powinna wynosić 40 mkw, dla pary - 60 mkw, a dla młodego małżeństwa z dzieckiem - 80 mkw. Jak wskazał urbanista i politolog Łukasz Drozda w  książce "Dziury w ziemi. Patodeloperka w Polsce", biorąc pod uwagę, że w Warszawie koszt metra kwadratowego mieszkania to ok. 13,5 tys. zł, młode małżeństwo z dzieckiem, by żyć w optymalnych warunkach, musiałoby wydać na wygodne mieszkanie - bagatela - 1 mln i 80 tys. złotych.

"Bez wywracania stolika można coś poważnie zmienić" 

Czy sytuację na rynku mieszkaniowym mogłaby zmienić propozycja Michała Kołodziejczaka? Lider Agrounii - na wspólnej konferencji z Magdaleną Sroką z Porozumienia - zaproponował: "Deweloperzy budujący najwięcej mieszkań w Polsce powinni przekazywać 20 proc. z nich na lokale komunalne, czynszowe zarządzane przez samorządy".

Jak ocenił w TOK FM - w audycji "Świat się chwieje" - Łukasz Drozda, byłby to "krok w dobrym kierunku". Choć rozmówca Grzegorza Sroczyńskiego przyznał też, że ufa środowisku politycznemu reprezentowanemu przez Kołodziejczaka.

- Jest to pomysł na odwrócenie pewnych niedostatków polskiej polityki mieszkaniowej, czyli skrajnej koncentracji na budownictwie własnościowym, które oznacza, że nasze miasta budują właściwie tylko deweloperzy. Poza miastami jest też trochę budownictwa indywidualnego, ale jest ono drogie i mało komu dostępne, więc, w systemowym sensie, wisimy na deweloperach. Ten pomysł jest ciekawy, bo nie zakłada rewolucji. Zakłada, że bez wywracania stolika można coś poważnie zmienić. Nie powiedziałbym: "O Jezu, to jest komunizm!". Powiedziałbym, że jest to dążenie do standardów charakterystycznych dla świata zachodniego - argumentował ekspert związany z Instytutem Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego oraz School of Ideas Uniwersytetu SWPS.

Jak nie wylądować w patodeweloperce?

Zapytany przez Grzegorza Sroczyńskiego o to, "jak nie wylądować w patodeweloperce" gość TOK FM zwrócił uwagę na manipulacje, jakie stosują deweloperzy, tworząc opisy i wizualizacje realizowanych inwestycji.

- Chodzi o to, że mieszkanie może mieć charakter trójkąta, a określane jest jako "mieszkanie z potencjałem". Albo określenie, że mieszkanie  jest "przytulne", co oznacza, że jest ciasne. Wizualizacje pokazują nam, że w mieszkaniu da się ustawić coś, czego... nie da się ustawić. W książce używam przykładów mebli, które nie występują na rynku. Wdzięcznym przykładem są kanapy, z siedziskiem o głębokości 25 cm. Nieatrakcyjnie jest wyrysować propozycję urządzenia mieszkania, którego nie da się urządzić, więc udajemy, że się da. A w ofercie drobnym maczkiem, z gwiazdkami albo i bez jest napisane, że nie jest to oferta, tylko sugestia - tłumaczył Łukasz Drozda.

Jak dodał, manipulacje dotyczą nie tylko wnętrz mieszkań, ale i układów przestrzennych całych osiedli. - Tu odpowiednikiem kanapy będzie to, co odnosi się do terenów zielonych. Gdy spojrzymy na wizualizację jakiegoś osiedla, które ma przedstawiać przyszłe sielskie środowisko mieszkaniowe z piękną trawą, po której aż chce się chodzić boso, to w rzeczywistości będzie tam zazwyczaj parking albo inne elementy związane z infrastrukturą techniczną - mówił urbanista.

"Działki zarysowane tak, żeby było wygodnie zawracać plug, zostały zamienione w osiedle"

Jako przykłady osiedli patodeweloperskich na terenie stolicy, Łukasz Drozda podał przykłady dzielnic Białołęka oraz Miasteczka Wilanów. - Zabudowa jest tam dość gęsta, jest tam spora ingerencja autorów prywatnych - dominacja deweloperów i ani jednego mieszkania komunalnego. Brakuje usług publicznych i zaplanowania, a jedyny szpital prowadzi prywatna korporacja. Szkoły publiczne pojawiły się z miasteczku Wilanów dopiero wtedy, gdy pierwsze dzieci przeszły cały cykl edukacyjny - wyliczał wady gość TOK FM. 

Autor książki "Dziura w ziemi. Patodeloperka w Polsce" przywołał też przykład Zawad, czyli bardzo rozbudowującej się części dzielnicy Wilanów. - Ma ona to samo, co Białołęka, czyli peryferyjną lokalizację, tereny zalewowe, brak planowania przestrzennego, przypadkowo rozrzucone osiedla. Zawady są zabudowywane w modelu, gdzie po odrolnieniu działek zachowano dawny kształt. Długie i wąskie działki zarysowane tak, żeby było wygodnie zawracać pług, zostały zamienione w osiedle. To prowadzi do sytuacji, w której nie da się tam poruszać inaczej niż samochodem, a w godzinach szczytu takie osiedle może się nam zakorkować - wyjaśnił.

"'Alternatywy 4' można nakręcić na Zawadach"

Na prowokacyjne pytanie Grzegorza Sroczyńskiego, "czy za komuny było lepiej", gość TOK FM odparł, że "nie było lepiej, ale było inaczej". I podkreślił, że za czasów PRL-u budowano osiedla "różnej jakości".

- Znajdziemy osiedla modelowe, do których współczesne budownictwo się nie umywa, ale sporym problemem w przypadku wielu osiedli PRL-owskich jest wykluczenie architektoniczne wielu osób, w tym ludzi starszych. Współcześnie wielu deweloperów mówi, że wtedy marnotrawiono powierzchnię, że nie "wyciskano" metrów kwadratowych - czy z budynków, czy z całych osiedli. Między tymi blokami mogły powstać pawilony, szkoła, sklep albo budynki deweloperskie, które te osiedla zagęszczą - argumentował gość "Świat się chwieje".

Jak zauważył urbanista, we współczesnym budownictwie możemy odnaleźć wiele cech, które występowały w budownictwie za komunizmu. I przywołał doskonale znany serial "Alternatywy 4" Stanisława Barei z 1983 roku. - Nie wiem, czy ten dozorca (Stanisław Anioł grany przez Romana Wilhelmiego - red.) byłby możliwy do odtworzenia... Ale kiedy narzekano na jakość budynków - że jest głośno i ciasno, że zostały użyte fatalnej jakości materiały, a transport publiczny jest niedobry, to można odnieść to do współczesnych osiedli. Myślę, że "Alternatywy 4" można nakręcić na Zawadach w Wilanowie albo na Białołęce - podsumował Łukasz Drozda.

TOK FM PREMIUM