Laponia. Segregacja płci dotyczyła nawet drzwi, a Saamowie wierzyli, że miesiączka zakłóca porządek świata [fragment książki "Laponia. Wszystkie imiona śniegu"]

Święty Mikołaj - to pierwsze skojarzenie wielu ludzi z Laponią. Jednak ta kraina to dom Saamów - ludu, który mieszka w surowym klimacie na styku terenów należących do Szwecji, Norwegii, Finlandii i Rosji.

Książka "Laponia. Wszystkie imiona śniegu" to wartka opowieść Marty Biernat o bogatej kulturze i historii Saamów, ilustrowana zdjęciami Adama Biernata. Marta i Adam Biernat są autorami popularnego bloga Bite of Iceland i bestsellerowej książki "Rekin i baran".

Poniżej zamieszczamy fragment publikacji, która ukazała się w 2018 r. nakładem Wydawnictwa Poznańskiego dotyczący kobiet, mężczyzn i obyczajów w Laponii.

Radio TOK FM i Wyborcza.pl teraz w jednym pakiecie - wygodniej i aż o 50% taniej. Takiej oferty nie było jeszcze nigdy! Sprawdź szczegóły >>>

(...) Zimą w rejonach oddalonych od nabrzeża królował upiorny mróz, a temperatura dochodziła tam niekiedy do czterdziestu stopni poniżej zera. Niektórzy mogą złapać się
za głowę na samą tylko myśl o nocowaniu w podobnych  warunkach. Mimo wszystko jednak koczownikom wcale nie dokuczało zimno.

Namioty nie były za duże, zazwyczaj do pięciu metrów średnicy. Jeśli wszyscy wieczorową porą się w nim rozgościli i oddychali pełną piersią, a trzeba wiedzieć, że każdy namiot miał za zadanie pomieścić wiele osób, to w środku od razu robiło się cieplutko. Dawniej wpuszczano też psy, zwłaszcza jeśli mróz był szczególnie dokuczliwy albo gdy w okolicy grasowały skore do bijatyk, wygłodniałe wilki, które nazywano w tych stronach dudder-dadscha, czyli lordami gór.

Poza tym materiały wykorzystane do budowy świetnie izolowały i ciepło bardzo długo utrzymywało się wewnątrz. Saamowie dodatkowo opatulali się skórami reniferów.

Każda siedziba miała dwa wejścia, mniejsze oraz większe – określane jako uksa. Wchodzenie lub wychodzenie z domu odpowiednimi drzwiami było czymś bardzo istotnym. Gdy wybierano się na polowania, należało pamiętać o jednej bardzo ważnej rzeczy – aby wyjść z domostwa mniejszymi drzwiami. Na północy Laponii nazywano je boaššu, na południu baassjoe. W obiegu było też inne ich określenie varr-lips, czyli "krwawe drzwi". Obyczaj przejścia przez varr-lips miał się przysłużyć wielkiemu powodzeniu w łowach. W kulturze saamskiej istniał podział na pierwiastek męski i żeński, które w wielu aspektach nie powinny się ze sobą łączyć. Dotyczyło to nawet korzystania z drzwi.  

Miesiączka i porządek świata

Wiązał się z tym przesąd, jakoby menstruacja zakłócała porządek świata. W Saamach istniała również głęboko zakorzeniona wiara w to, że miesiączkująca kobieta przynosi mężczyznom pecha. W tym czasie małżonkowie nie mogli leżeć pod wspólnym przykryciem. Mężczyzna nie mógł dotykać damskiej odzieży, nieważne, czy kobieta miała ją na sobie, czy też leżałaby obok posłania. Miesiączkująca kobieta nie powinna doić krów ani karmić zwierząt, ponieważ mogłoby się to skończyć ich śmiercią. Nie powinna również pojawiać się w miejscu, gdzie składano upolowaną zwierzynę ani tam, gdzie po połowie złożone zostały ryby. Inaczej trud myśliwych i rybaków poszedłby na marne – pożywienie szybko by się zepsuło.

Co się tyczy rybackich zabobonów, to jeszcze dalej posunęli się Islandczycy. Islandki nie mogły w ogóle zbliżać się do łodzi ani nawet obserwować, jak mężczyźni szykują się do wypłynięcia na połów, ponieważ przynosiło to wielkiego pecha. Powiadano, że rybacy, którzy ujrzeli majaczącą gdzieś na horyzoncie kobiecą sylwetkę, mogli już nie wrócić do domu. 

Na szczęście z tej kłopotliwej sytuacji było wyjście. Wierzono, że fatalne działanie menstruacji można zneutralizować krwią niedźwiedzia (nazywaną tu laeibe, co w językach saamskich oznacza również krew menstruacyjną). Trik polegał na tym, że należało posmarować posoką niedźwiedzia broń oraz wszystkie inne narzędzia, które były używane w trakcie polowań.

Pech podczas polowania

Ale nawet mimo tej symbolicznej dezynfekcji przestrzeni domowej niedźwiedzią laeibe panie pod żadnym pozorem nie mogły  korzystać z łowieckich drzwi, czyli boaššu (niekiedy boannu) – w przeciwnym razie wielki pech na łowach był nieunikniony. Nie dość, że mężczyźni nagminnie wracaliby z polowania z pustymi rękami, to szczególnie uporczywie śledziłby ich w kniejach okrutny demon śmierci. Poza tym w konsekwencji całą rodzinę czekały nieprzyjemne zawirowania na jeszcze innych życiowych polach, aniżeli łowieckie

Istniał niepisany kodeks, wedle którego należało postępować nie tylko w czasie trwania, ale także i po zakończeniu miesiączki. Gdy nadszedł jej koniec, kobiety myły włosy w specjalnym naczyniu, które po ablucjach osypywały mąką, a następnie piekły w nim ciasto. Co więcej, był to wypiek przeznaczony jedynie dla kobiecych podniebień. Choć
wszystkim mężczyznom ciekła ślinka, nie mieli prawa wziąć do ust choćby kęsa. Symboliczny wypiek odżegnywał pecha, a po jego zjedzeniu wszystko powoli wracało do normy – tak jak dawniej można już było doić krowy czy dokarmiać swoje ulubione renifery.

Kobietom wstęp wzbroniony

W saamskim domu istniał również wyraźny podział na strefy życia oraz śmierci. Jeżeli umarł członek rodziny, to absolutnie nie wolno było wynieść jego ciała przez większe
drzwi – uksa. Można było skorzystać wyłącznie z varr-lips. Biorąc pod uwagę fakt, że w namiocie było raczej ciasnawo, każdy najdrobniejszy fragment przestrzeni musiał być
doskonale przemyślany.

Najważniejszą i zarazem najświętszą część stanowiło påssjo, centrum domowego uniwersum. Była to część podłogi tuż za paleniskiem, która posiadała także własne wejście do namiotu. Påssjo było częścią niepodważalnie męską. Wedle zwyczajów panujących u Saamów kobiety obowiązywał kategoryczny zakaz przekraczania jego progu. W jego obrębie przechowywano najbardziej wartościowe przedmioty, za które uważano akcesoria myśliwskie, wędki, bęben i inne związane z pozamaterialnym bytem przedmioty należące do szamana, których to panie pod żadnym pozorem i ani na chwilę nie mogły wziąć do rąk.

Gotowanie pod nadzorem

Składowano tam również żywność oraz wszelakie sprzęty potrzebne do przygotowywania posiłku i późniejszego spożywania. Możliwość spałaszowania ciepłego pożywnego dania była w surowej lapońskiej aurze czymś, za co każdorazowo dziękowano bóstwom, więc kulinarny kwartał niebywale szanowano, a na jego obszarze trzeba było uważać również na swoje zachowanie. Od niepamiętnych czasów w namiotowej kuchni saamskiej obowiązywały przeróżne reguły. Kobiety zajmowały się gotowaniem, ale proces przygotowywania posiłków kontrolowany był przez mężczyzn.

To kucharzenie można by porównać do scen z sali operacyjnej, gdzie na prośbę lekarza podaje mu się określone sprzęty. Jako że panie nie mogły zachodzić do påssjo, musiały prosić panów o podanie wszelakich garnuszków czy składników. Kobiety miały własną przestrzeń – kitta, która znajdowała się blisko większych drzwi. Jeśli chodzi o korzystanie z kitta, mężczyźni nie musieli się trzymać określonych procedur i chociaż tam nie przesiadywali, mogli swobodnie przez nią przechodzić. Wspólny kwartał między påssjo a kitta był określany jako loide (lub też luito), ale nawet tam obowiązywał podział przestrzeni ze względu na płeć.

Loide miał dwie strony, prawą i lewą. W północnej części Laponii segregacja dotyczyła również układających się do snu małżonków. Nie mogli oni zasypiać razem; musiał oddzielać ich akka-kerrke, tak zwany "kamień pani domu". Jeśli małżonkowie chcieliby zaprzestać korzystania z niego, doszłoby do zaburzenia porządku natury, a to już momentalnie wpłynęłoby na relacje ludzi z bogami (...). 

Radio TOK FM i Wyborcza.pl teraz w jednym pakiecie - wygodniej i aż o 50% taniej. Takiej oferty nie było jeszcze nigdy! Sprawdź szczegóły >>>

Marta i Adam Biernat, 'Laponia. Wszystkie imiona śniegu', Wydawtnictwo Poznańskie, Poznań 2018 (okładka książki)Marta i Adam Biernat, 'Laponia. Wszystkie imiona śniegu', Wydawtnictwo Poznańskie, Poznań 2018 (okładka książki) mat. wyd.

Czy odwiedziłaś/-eś lub chcesz odwiedzić Laponię?

TOK FM PREMIUM