W Szwecji nadszedł czas jednostki. Co ma z tym wspólnego piłkarz Zlatan Ibrahimović?

Elisabeth Asbrink, autorka książki "Made in Sweden. 60 słów, które ukształtowały naród" opisuje w niej m.in. obraz własny Szwedów. Za przykład przemian podaje piłkarza Zlatana Ibrahimovicia. "Dziennikarze, którzy opisywali go w pierwszych latach jego kariery, mylili się. Nie był nieszwedzki. Po prostu był szwedzki wcześniej niż inni" - stwierdza pisarka.
Zobacz wideo

Elisabeth Asbrink to utytułowana szwedzka pisarka i dziennikarka, autorka książek reporterskich „1947. Świat zaczyna się teraz”, „Czuły punkt. Teatr, naziści i zbrodnia”, „W lesie wiedeńskim wciąż szumią drzewa”, laureatka nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego. Poniżej publikujemy fragment jej najnowszej książki "Made in Sweden. 60 słów, które zmieniły naród", która ukazała się nakładem wydawnictwa Wielka Litera, w tłumaczeniu Natalii Kołaczek. 

W tym kraju nie można tego mówić głośno

Kiedy dokładnie szerzy się przekonanie, że w tym kraju nie wszystko można mówić głośno? W latach 90. XX wieku prawie nikt się na to nie skarżył, a potem coraz powszechniejsze staje się powtarzanie, że nie można mówić tego, co się chce powiedzieć. W 2012 roku ta skarga staje się już utartym powiedzeniem.

To wszystko to teoria spiskowa. Stwierdzenie to zakłada, że istnieje jakaś nieokreślona władza, która usiłuje powstrzymać rozpowszechnianie jakiegoś rodzaju prawdy poprzez swoją ukrytą sieć i tajne porozumienia. A jednocześnie to słuszne stwierdzenie. To oczywiste, że w tym kraju nie można mówić, czego się chce. Istnieją prawa, które określają, co jest dozwolone, a co zakazane, oraz sądy, które wyznaczają granicę. Nieograniczona wolność słowa nie istnieje. Lecz ta skarga nie odnosi się nigdy do prawodawstwa, tylko do jakiejś bezpostaciowej, bez-imiennej konspiracji.

Ludzie w Szwecji ufają innym - to szwedzka wartość potwierdzona naukowo. Ludzie w tym kraju w dużym stopniu są przekonani, że innym ludziom „generalnie” można ufać. W języku naukowym nazywa się to „zaufaniem społecznym”, a badania pokazują, że w Szwecji jest jednym z najwyższych na świecie. Prawie 80% mieszkańców uważa, że generalnie mogą ufać innym ludziom. We Francji, na Węgrzech i w Grecji zaufanie społeczne znajduje się na poziomie 20%. Jak pokazuje badanie politologów Bo Rothsteina i Sörena Holmberga z 2015 roku, na Słowacji i w Serbii wskaźnik ten wynosi zaledwie 8%. W kraju o wysokim poziomie zaufania społecznego teorie spiskowe się nie utrzymują, ale przez ostatnich 15–20 lat upowszechniło się jednak przekonanie, że ktoś nie chce dopuścić do tego, by „prawda” wyszła na jaw.

Kiedy to powiedzenie po raz pierwszy ukazuje się drukiem, nie dotyczy Szwecji, ale Niemiec - i wolności słowa. Dwudziestego szóstego maja 1992 roku dziennikarz Peter Kadhammar przekazywał informacje o procesie sądowym w Monachium. Przed sądem postawiono historyka Davida Irvinga za twierdzenia, że komory gazowe w Auschwitz nie istniały i że ludobójstwo na europejskich Żydach jest kłamstwem. „Ale w tym kraju nie można tego mówić głośno”, jak stwierdził jeden ze szwedzkich (!) świadków ze strony Irvinga. I rzeczywiście nie można było. David Irving został skazany za negowanie Holocaustu i zakazano mu wjazdu do Niemiec. Nie była to więc szwedzka teoria spiskowa, tylko niemiecki fakt.

Skarga ta powróci w szwedzkiej prasie później, po ponad dziesięciu latach, w wywiadzie z pisarzem Björnem Ranelidem na temat targów książki w Göteborgu. W jego przypadku chodziło o prawo do mówienia o sobie samym: „Mam zaplanowanych dwanaście wystąpień, to więcej niż jakikolwiek inny szwedzki autor. Ale takich rzeczy nie można mówić głośno w tym kraju”.

Te słowa sprawdzają się w każdym kontekście. Są bardzo sprytnie skonstruowane. Po tym, jak ktoś w dyskusji wtrąci, że „w tym kraju nie można tego mówić głośno”, przeciwnikom trudno jest zaprotestować tak, by ich reakcja nie stała się dowodem na istnienie spisku. Swoim sprzeciwem próbują przecież „uciszyć” niewygodne poglądy.

Tak jak wszystkie teorie spiskowe, powiedzenie „w tym kraju nie można tego mówić głośno” jest destrukcyjne. Wdziera się w zaufanie do ludzi i instytucji i jest kłamstwem wobec konstytucyjnej wolności wypowiedzi.

Szwecja jako pierwszy kraj na świecie w 1766 roku wprowadziła konstytucyjną wolność słowa. Obejmowała zasadę publicznego dostępu, która oznacza, że dokumenty, stanowiące podstawę decyzji urzędów, mają być dostępne dla wszystkich, którzy chcą mieć do nich wgląd. Zasada ta może wydawać się szczegółem, małym składnikiem większej całości, ale tak stanowi sedno szwedzkiej wartości nazywanej zaufaniem. Ukształtowała transparentne społeczeństwo o niskim poziomie korupcji i wysokim poziomie zaufania do współobywateli i instytucji.

Dwieście lat później Stany Zjednoczone wprowadzają Freedom of Information Act, dający amerykańskim obywatelom podobne prawa. W większości krajów zakłada się, że oficjalne dokumenty są tajne, dopóki nie zapadnie decyzja o ich upublicznieniu. W Szwecji panuje odwrotna zasada. Wszystkie dokumenty są publiczne, dopóki nie zostaną wyraźnie utajnione. Oznacza to, że w tym kraju przez ponad dwieście pięćdziesiąt lat ludzie mogli w zasadzie mówić, co chcieli.

To może przypadek, że Szwecja była pierwsza na świecie. W drugiej połowie XVIII wieku szereg innych państw wprowadził podobne ustawodawstwo. Ale pewne szczególne okoliczności sprawiają, że Szwecja mimo wszystko różni się od reszty świata.

Swoje znaczenie ma sekularyzacja. Przywódców religijnych zawsze interesuje, co ludzie myślą. W każdym społeczeństwie opierającym się na religii istnieje jakaś fundamentalna, absolutna „prawda”, której nie można kwestionować i która tym samym prowadzi do ograniczenia wolności wypowiedzi. Dla Szwecji decydującym wydarzeniem była śmierć króla autokraty Karola XII w 1718 roku. Mieszczańska klasa średnia przejęła władzę w parlamencie, prowadzono oficjalne debaty poświęcone społeczeństwu i kwestiom politycznym, nowy król nie miał wiele do powiedzenia.

Był to czas wielkich konspiracji. Rządzące stronnictwo polityczne odmawiało wglądu do dokumentów, wyroków i protokołów. Nawet król nie miał dostępu do ważnych dokumentów dotyczących sprawowania władzy, a stronnictwa u władzy nie wolno było krytykować. Ale opozycja się nie poddawała. Debatowała, domagała się jawności i dostępu do podstaw wydawanych decyzji i urzędowych informacji. Partie musiały nawiązać dialog i osiągnąć kompromis - inaczej mówiąc debatować nad polityką - by podjąć decyzję. Kiedy w ustawodawstwie zawarto wolność wypowiedzi, przepisy dotyczące publicznego dostępu były czymś wyjątkowym. Opozycja polityczna musiała wiedzieć, jak zarządzane jest państwo, musiało istnieć prawo kwestionowania władzy, a obywatele musieli mieć prawo publicznego dostępu do informacji - i tak jest od tamtego czasu.

Niewielu myśli o wolności słowa, kiedy można z niej korzystać. To tak jak z wodą, powietrzem i jedzeniem; uważa się je za coś oczywistego, kiedy się je ma, ale ich brak jest boleśnie odczuwany. Dlatego potrzeba pewnego rodzaju zarządzania kryzysowego, by ją zachować, zdolności dostrzegania niebezpieczeństw w jej najmniejszych ograniczeniach, nawet jeśli przyświecają im jak najlepsze intencje.

W Szwecji panuje bardzo rozległa swoboda wypowiedzi i dostępu do informacji. Skarżenie się, że „w tym kraju nie można tego mówić głośno”, to teoria spiskowa i tak jak wszystkie inne teorie spiskowe jest nużąca i monotonna. Łatwo zapomnieć, że także niebezpieczna.

Wolność wypowiedzi można też traktować jako coś nudnego, ale tak naprawdę to niezwykle zajmująca kwestia. Czy David Irving może publicznie kłamać o Holocauście? Czy naziści mają prawo wychodzić na ulice? Czy wolno wyrażać odrażające poglądy?

To trudne i fascynujące pytania, które decydują o tym, jak będzie wyglądać nasze wspólne życie. Jedno zależy od drugiego. Im większa wolność wypowiedzi, jawność i wolność informacji, tym większe zaufanie.

Coraz powszechniejsze skarżenie się na wszystko, czego „w tym kraju nie można mówić głośno”, to oznaka malejącego zaufania, a jednocześnie w debacie publicznej słychać dziś głosy domagające się, by w przestrzeni publicznej mogli wypowiadać się tylko ci, którzy są godni zaufania w różnych kwestiach. To nie przypadek, że te dwa zjawiska zachodzą jednocześnie. Spadek zaufania oznacza niepewność. Niepewność prowadzi do potrzeby większej kontroli.

Ale to właśnie wolność wypowiedzi tworzy zaufanie. To wielość ścierających się ze sobą poglądów stwarza otwartość. I to ona sprawia, że ludzie w tym kraju sobie ufają. Otwarte instytucje pokazujące, w jaki sposób działają, otwarte redakcje przedstawiające, jak prowadzą swoje dziennikarskie śledztwa, otwarte debaty, w których jest miejsce na różne myśli (także te odrażające) - to właśnie jest odtrutką i szczepieniem na spadek zaufania i teorie spiskowe, to właśnie jest kwintesencja tak wysoko cenionej szwedzkiej wartości, jaką jest zaufanie.

Na mój sukces musi pracować cała drużyna

Obraz własny Szwedów - jak najlepiej go opisać?

Z jednej strony wyidealizowane opisy niezależności i indywidualizmu nieugiętych wikingów, wyzwolonych chłopów czy zawziętych Wazów, które można podsumować powiedzeniem „samotność to siła”.

Z drugiej strony utopijna wizja solidarnych zespołowych graczy. W narracji o tworzeniu państwa dobrobytu zbiorowość odgrywa decydującą rolę. Wszyscy płacą podatki. Wszyscy mają swój wkład. Dla wszystkich jest miejsce. Bez kolektywu - ruchu robotniczego, związków zawodowych, ruchu trzeźwościowego, przebudzeniowego, zbiorowych porozumień na rynku pracy - szwedzki dobrobyt nie byłby tak stały, silny i stabilny.

Szwedzki model opiera się na umowie między państwem a jednostką. W razie słabości, choroby czy potrzeby jednostka w Szwecji może zwrócić się do państwa, które wówczas udziela bezpośredniej odpowiedzi w formie zasiłku, renty czy systemu ubezpieczeń. To uwalnia jednostkę od uzależnienia od rodziny, przynależności klasowej i od upokorzenia związanego z proszeniem prywatnych dobroczyńców o pomoc. Obecnie wszystkie państwowe zasiłki (poza urlopem rodzicielskim) są związane z pojedynczym obywatelem. W Niemczech są najczęściej powiązane z rodziną, a w Stanach Zjednoczonych jednostka w sytuacjach kryzysowych zwraca się o wsparcie do swojej sieci kontaktów społecznych lub do organizacji dobroczynnych, jak w swojej książce "Är svensken en människa" ("Czy Szwed jest człowiekiem") wskazują Henrik Berggren i Lars Trägårdh.

A zatem w Szwecji obecne są dwa prądy, dwie opowieści. Jedna o silnej jednostce, druga
o silnej zbiorowości. Między nimi znajduje się Zlatan Ibrahimović.

Na początku swojej kariery Zlatan często bywa opisywany jako chłopak buntowniczy, uparty - a co najgorsze - niepotrafiący grać zespołowo. W lutym 2000 roku jest jeszcze nieznanym, ale niezwykle utalentowanym zawodnikiem. Gazeta „Kvällsposten” nazywa go „nieoszlifowanym diamentem, Hulkiem, innym typem gracza”, a sam Zlatan twierdzi, że za kilka lat zostanie profesjonalnym zawodnikiem dużego włoskiego klubu piłkarskiego Inter Mediolan.

Dziennikarka i badaczka mediów Agneta Furvik przyjrzała się traktowaniu Zlatana Ibrahimovicia w mediach na początku XXI wieku. Wskazuje, że szwedzcy dziennikarze wielokrotnie przedstawiali go jako kogoś, kto się odróżnia i odstaje od większości zawodników piłkarskiej reprezentacji narodowej. Przymiotniki takie jak „nieszwedzki”, „zarozumiały”, „bezczelny”, „impulsywny”, „spontaniczny” i „indywidualistyczny” to przykłady dominującego słownictwa.

Na sportowych arenach kwestie narodowości i tożsamości łatwo stają się równie ważne jak styl gry, a często nawet i ważniejsze. To nic nowego. Ale co tak właściwie wydarzyło się od tego lutowego dnia, kiedy dziewiętnastoletni Zlatan udzielił wywiadu „Kvällsposten”? Odpowiedź: zmiana paradygmatu.

Szwecja przed 2000 rokiem była po prostu zupełnie inną Szwecją niż dzisiaj. Lista najważniejszych obszarów, w których zaszły zmiany, jest długa: zmiana z działalności publicznej na prywatną, z odpowiedzialności państwowej na indywidualną, z kolektywizmu na indywidualizm. Weźmy jako przykład szkolnictwo niepubliczne, reformę emerytalną, zmiany ustawodawstwa socjalnego, decentralizację na rynku pracy, zmianę porządku kolejności wypowiedzeń w małych przedsiębiorstwach, sprzedaż dóbr publicznych - to reformy, które opierają się na indywidualizmie, a nie na modelu domu ludu, rozpoczęły się tuż przed rokiem 2000. To reformy, za które w całości lub częściowo odpowiadają socjaldemokraci.

Przejęcie władzy przez centroprawicową koalicję w 2006 roku podsyciło zmiany. Ideałem była teraz samorealizująca się jednostka. Ówczesny premier, Fredrik Reinfeldt, z partii Moderaci, stawiał sprawę jasno: indywidualizm stanowił drogę do wolności. Państwo i sektor publiczny miały dysponować mniejszą władzą i mniejszą odpowiedzialnością, coraz więcej miała przyjąć na siebie jednostka.

Na konferencji prasowej w 2011 roku zapytano Reinfeldta o 400 000 osób, które nie dostają zasiłku dla bezrobotnych, odkąd wygrał wybory - z czego mają się utrzymać w przypadku poważnego spadku koniunktury? Reinfeldt odpowiedział: „Mogą otrzymać wsparcie i pomoc od swoich rodziców, partnerów lub w inny sposób. Ostatecznie mogą skorzystać z innych systemów zabezpieczenia”.

To niezaprzeczalny dowód na zmianę paradygmatu. Szwedzki dobrobyt już nie dotyczył wszystkich. Nadszedł czas jednostki. I nikt nie oskarżał już Zlatana, że w nieszwedzki sposób nie potrafi grać zespołowo. Wręcz przeciwnie. Przed meczem kwalifikacyjnym do mistrzostw świata Szwecja - Portugalia w 2013 roku wziął udział w konferencji prasowej jako kapitan szwedzkiej reprezentacji narodowej i udało mu się w jednym zdaniu dać wyraz swojej osobowości, ducha czasu i nowej Szwecji: „Na mój sukces musi pracować cała drużyna”.

Rok później Zlatan zostaje głównym bohaterem reklamy Volvo Made by Sweden featuring Zlatan. Deklamuje w niej nową wersję hymnu Du gamla, du fria, w którym nieco zmieniono tekst i słowo „Północ” zastąpiono słowem „Szwecja” we fragmencie: „Chcę żyć, chcę umrzeć, w Szwecji”. Film pokazuje zimowe krajobrazy, góry, rzeki, lasy i otwarte przestrzenie. Model samochodu, którego dotyczy reklama, zajmuje nie więcej niż jedną czwartą czasu trwania materiału. W centrum uwagi jest Zlatan, brodzący w śniegu, polujący na jelenia, nurkujący w przeręblu i spędzający czas z rodziną w drewnianej chatce. Nie ma tu zbiorowości, sieci kontaktów społecznych ani znajomych.

Czy Volvo mogłoby przygotować taki sam film około 2000 roku? Oczywiście że nie. Teraz są inne czasy. Samotność to siła. Zlatan to siła. Zlatan to Volvo. Volvo to Szwecja. Szwecja to indywidualizm. Krótko mówiąc: społeczeństwo dogoniło Zlatana Ibrahimovicia. Dziennikarze, którzy opisywali go w pierwszych latach jego kariery, mylili się. Nie był nieszwedzki. Po prostu był szwedzki wcześniej niż inni.

TOK FM PREMIUM