"Jeśli Rosjanie nie przyjdą, damy światu dowód ich perfidii". Ostatnie dni przed wybuchem Powstania Warszawskiego

"Zagłada miasta. Świadectwa ludzi Powstania" to książka, której narratorami są uczestnicy najtragiczniejszych wydarzeń polskiego życia zbiorowego w XX wieku: dowódcy, powstańcy, łączniczki, sanitariuszki, cywilni mieszkańcy. Publikujemy fragment, w którym opowieści dowództwa rekonstruują ostatnie chwile przed wybuchem powstania.
Zobacz wideo

Wśród uważnych obserwatorów i znaczących aktorów tej historii, których indywidualne świadectwa składają się na treść publikacji, znaleźli się: przedstawiciele władz polskich w kraju i na uchodźstwie, członkowie oddziałów powstańczych i osoby je wspierające, a także cywile towarzyszący Powstaniu. Antologię wyrazistych zapisów z 63 dni walki i siedmiu dni bezpośrednio po kapitulacji uzupełniają dwa montaże źródeł: przedstawiający kulisy katastrofalnej w skutkach decyzji "W" oraz ilustrujący obraz miasta po klęsce.

Reprezentatywne wypowiedzi przedstawicieli kręgów decyzyjnych unaoczniają sedno sporu o sens akcji zbrojnej i kontekst decyzji podejmowanej w sposób chaotyczny, daleki od odpowiedzialności. Świadectwa "robinsonów warszawskich" pozwalają ujrzeć ich oczami to, co finalnie stało się z miastem. W centralnej części książki znalazły się sporządzane na gorąco osobiste zapisy, które pokazują powstańczą rzeczywistość oczami tych, których los umieścił w centrum wydarzeń. 

Dzięki uprzejmości wydawcy publikujemy fragment książki "Zagłada miasta. Świadectwa ludzi Powstania". Opracowanie: Agnieszka Dębska. Wydawca: Ośrodek KARTA. Książka ukazała się 1 sierpnia, w 76. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego.

Płk Jan Rzepecki szef Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK

Generał "Bór" wyraził życzenie, by uczestnicy [odprawy Komendy Głównej] wyrazili pogląd na aktualne położenie […]. Jako jeden z pierwszych zabrałem głos. To, co powiedziałem, brzmiało w skrócie tak:
- widzę bliskość nieuchronnej walki o Warszawę, na co czekamy od 1940 roku;
- każdy dzień może przynieść konieczność podjęcia jej; trudność podjęcia tej decyzji polega na tym, że może to się stać o dzień za wcześnie lub za późno;
- jeżeli podejmiemy walkę za wcześnie, to będziemy musieli toczyć ją dłużej, ale jeśli Armia Czerwona opanuje Warszawę bez naszego udziału, to będzie gorzej ze względów politycznych.

[…] Chyba ostatni przemówił "Monter" […]. Ujawnił więcej niż skromność posiadanego przez Okręg uzbrojenia i amunicji […]. Te jego wyznania wywarły przygnębiające wrażenie, ważniejsze jednak było przedstawienie przez "Montera" wyników jego rozważań co do ustalenia godziny podjęcia walki: […] około godziny 17.00 - przy dużym ruchu w mieście najłatwiej jest niepostrzeżenie usadowić się wraz z bronią na stanowiskach wypadowych […]. Ustalono, że - aby zajęcie stanowisk wypadowych mogło być sprawnie wykonane - decyzja podjęcia walki musi zapaść o dobę wcześniej, tj. w przeddzień do godziny 17.00.
Warszawa, 25 lipca, godz. 9.00

Gen. Marian Kukiel minister obrony narodowej rządu RP na uchodźstwie

Omawialiśmy kwestię rozszerzenia pełnomocnictw dla Kraju […] do podjęcia każdej akcji i decyzji - a więc powstania czy akcji w Warszawie - którą by okoliczności narzuciły, ale tylko na wypadek zerwania łączności z Londynem. Prezydent zgodził się na to, wyrażając przy tym pełne zaufanie do rozsądku zgodnie działających władz krajowych. [...]

Około godziny 11.00 przybyłem na odbywające się posiedzenie Rady Ministrów, której zreferowałem przebieg narady u Prezydenta. Mikołajczyk podkreślał, że pełnomocnictwa dla władz krajowych muszą dotyczyć też ewentualnie powstania. Po wypowiedzi Mikołajczyka nastąpiła bezładna dyskusja. [...] Większość opuszczająca posiedzenie była pod wrażeniem, iż kwestia przekazania pełnomocnictw nie została jeszcze ostatecznie załatwiona i będzie ponownie omawiana. Pełnomocnictw miano udzielić trójce kierowniczej - Delegatowi Rządu, przewodniczącemu Rady Jedności Narodowej i dowódcy Armii Krajowej - która miała wspólnie działać i decydować. O przelaniu pełnomocnictw na jedną osobę - Delegata Rządu - nie było w ogóle mowy.
Londyn, 25 lipca 

Z protokołu posiedzenia Rady Ministrów

Prezes Rady Ministrów podaje do wiadomości Rady Ministrów odpowiedzi Delegata Rządu w Kraju oraz Komendanta Armii Krajowej w sprawie właściwości chwili dla powszechnego powstania. Delegat Rządu uważa powstanie jeszcze za przedwczesne, natomiast Komendant gotów jest do natychmiastowego wydania rozkazu. Prezes Rady Ministrów wnosi o upoważnienie do ogłoszenia powstania.

Po dyskusji z udziałem gen. [Mariana] Kukiela [ministra obrony narodowej], ks. [Zygmunta] Kaczyńskiego [ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego], [Karola] Popiela [ministra odbudowy administracji publicznej] i [Mariana] Seydy [ministra spraw kongresowych], Rada Ministrów uchwaliła upełnomocnić Delegata Rządu do powzięcia wszystkich decyzji wymaganych tempem ofensywy sowieckiej, w razie konieczności bez uprzedniego porozumienia się z Rządem.
Londyn, 25 lipca

Premier Stanisław Mikołajczyk w depeszy do Jana Stanisława Jankowskiego (Delegata Rządu na Kraj)

Na posiedzeniu Rządu RP zgodnie zapadła uchwała upoważniająca Was do ogłoszenia powstania w momencie przez Was wybranym. Jeżeli możliwe - uwiadomcie nas przedtem.
Londyn, 26 lipca

Gen. Marian Kukiel

Sosnkowski był przeciwny powstaniu w ówczesnych warunkach, ale nie mógł się zdobyć na decyzję zabronienia go, gdyż nie chciał być tym, który jest przeciwko dalszej walce z Niemcami. 7 lipca Sosnkowski był za zdobywaniem w ramach "Burzy" wielkich miast i ośrodków, chociaż później się z tego wycofał. Gnębiły go fakty dokonane w Kraju. Niemniej, kiedy 25 lipca radio podało pobudkę wojska polskiego - sygnał czujności do powstania, to wszyscy wiedzieli, że idzie do powstania.

Ja nie wiedziałem, co to znaczy, ale się zaraz domyśliłem. Stąd sądziłem, że Sosnkowski zaraz do Londynu wróci. On jednak nie wracał i w depeszach, które wysyłał do Londynu, mówiących o dekoracjach, audiencji u Papieża, wizycie u de Gaulle’a i innych takich ważnych rzeczach, robił sobie jakieś alibi na pozostanie we Włoszech.

'Zagłada miasta' - okładka książki wydanej przez Ośrodek Karta'Zagłada miasta' - okładka książki wydanej przez Ośrodek Karta Materiały prasowe

Nie chciał być w Londynie. Nie miał cywilnej odwagi, aby jasno i krótko powiedzieć: "Zabraniam walki w Warszawie, gdyż bez uprzedniego ułożenia się z Rosjanami nie widzę żadnych szans jej powodzenia". Trzeba było powiedzieć: "Zabraniam. Nie wolno robić powstania czy «Burzy» w Warszawie". Mikołajczyk by się na to zżymał i dąsał, ale wreszcie by przystał.
Londyn 

Kazimierz Pużak przewodniczący Rady Jedności Narodowej

Władze podziemia polskiego, RJN, Delegat i dowództwo AK w ciągłym kontakcie i naradach starało się godzinę "W" wyznaczyć w najlepszym dla powstania momencie. [...] Rząd w Londynie i Naczelne Dowództwo zawiadomiły kraj, że powstanie choćby na pewnym tylko terenie Rzeczpospolitej akceptują, jednak czas wybuchu oddają do dyspozycji Głównego Komendanta AK. Równocześnie, przy dalszym wyjaśnianiu, kto decyduje ostatecznie o godzinie powstania, czy jedynie i wyłącznie Komendant Główny AK - od Mikołajczyka na pewno (czy Naczelnego Dowództwa też, nie wiem) nadeszła odpowiedź, że decydować ma Trójka w kraju, a mianowicie: Komendant Główny AK, Delegat na Kraj i Przewodniczący RJN. […]

Wszyscy przykładali dużą wagę do nastroju mieszkańców stolicy, do bezhołowia odwrotu wojsk niemieckich i powszechnej ucieczki władz miejskich.
Warszawa, lipiec

Gen. Antoni Chruściel

Ogół polski w stolicy widział ewakuujących się Niemców, słyszał huk dział w najbliższej okolicy, widział pożary Wawra i Anina i obawiał się, że wróg ujdzie z Warszawy bezkarnie, że zbrodnie masowo popełniane na ulicach miasta - ostatnio prawie bez przerwy od października 1943 - nie będą pomszczone.

Radio Moskwa, nawołując od tygodni do walki, znalazło grunt podatny. Szły pomruki coraz głośniejsze o kunktatorstwie dowództwa, były uzasadnione obawy, że setki naszych młodszych dowódców ze swymi plutonami przejdą pod rozkazy ludzi obcych, nie wiadomo skąd przybyłych. Cała ludność oczekiwała jakiegoś niezwykłego zdarzenia. Coś wisiało w powietrzu: położenie wydawało się trudne do opanowania. Trzeźwe mózgi ludzi odpowiedzialnych za szeregi wojskowe oceniały sytuację jako trudną, z uwagi na podniecenie umysłów. […]

W tych warunkach zarządziłem na dzień 28 lipca 1944 ostre pogotowie oddziałów. Z tego rozkazu wynikało trzymanie zespołów w lokalach konspiracyjnych. Miało to na celu uspokojenie umysłów, przeciwdziałanie samodzielnym wystąpieniom, które mogły spowodować przedwczesny wybuch.
Warszawa, 27 lipca

Płk Kazimierz Iranek-Osmecki

Głównym wydarzeniem tego czwartku była nagła decyzja "Montera" zmobilizowania wojska. Było to w tym oszałamiającym okresie jedno z najważniejszych i najbardziej decydujących pociągnięć, z których narodziło się powstanie w Warszawie.

[…] Uderzyła mnie natarczywość, z jaką Bokszczanin (Janusz Bokszczanin, "Sęk" - płk dypl., w pierwszej połowie 1944 roku Szef Operacji i I zastępca Szefa Sztabu KG AK) ostrzegał nas przed możliwością zdrady ze strony bolszewików. […] Zdecydowałem skorzystać z ostatniego dnia obecności Bokszczanina w Komendzie Głównej i podjąć próbę uświadomienia Okulickiemu i Rzepeckiemu, na jakie ryzyko nas narażali, usiłując przeforsować decyzję o rozpoczęciu działań, zanim Armia Czerwona będzie rzeczywiście gotowa wkroczyć do miasta. […] Zwróciłem się do Okulickiego i Rzepeckiego, byśmy podyskutowali z Bokszczaninem. Wzięliśmy mapę i usiedliśmy na kanapie w głębi pokoju. Wtedy powiedziałem:

- Bokszczanin […] twierdzi, że jeśli za wcześnie rozpoczniemy powstanie, Rosjanie nie przyjdą. Spróbujmy wraz z nim ustalić, czy nie ma sposobu zapobieżenia tej zdradzie, której konsekwencje, jak sobie wszyscy zdajemy sprawę, byłyby potworne.

Pochyliliśmy się wszyscy nad mapą, na którą naniesiono w przybliżeniu linię frontu.

- Pułkowniku - zwróciłem się do Bokszczanina - mówi pan, że nie mamy prawa przejść do ataku, dopóki Armia Czerwona nie zajmie pozycji, na których nie będzie już mogła się zatrzymać i z których będzie zmuszona przyjść nam z pomocą. Czy mógłby pan wskazać nam na mapie te pozycje?

Okulicki pochylił się nad mapą i powiedział:

- Przyjrzyjmy się sytuacji. Spróbujmy sobie wyobrazić, jak się ona rozwinie - i ustalmy warunki operacyjne, jakie muszą być spełnione.

- Pierwszym warunkiem - odpowiedział Bokszczanin - jest zlikwidowanie niemieckiego przyczółka na Pradze. To jednak nie wystarczy. Trzeba będzie poczekać, aż Rosjanie, po zgromadzeniu pontonów potrzebnych do przeprawy przez rzekę, położą artyleryjski ogień zaporowy na drugą stronę Wisły.

Okulicki zgodził się i powiedział, że rzeczywiście wtedy nie będzie już żadnej wątpliwości. Bokszczanin popatrzył na niego chwilę w milczeniu, a następnie rzucił sucho:

- Nie jestem tego zdania.

[…] Bokszczanin miał rację, lecz jego racja była nie do przyjęcia, ponieważ niszczyła naszą rację bytu. Dlatego też Okulicki, zamiast słuchać go, odpowiedział, wyrażając nasze najgłębsze uczucia:

- Dobrze, jeśli Rosjanie nie przyjdą, wówczas damy światu dowód ich perfidii, pokażemy ich wszystkich takich, jakimi w rzeczywistości są - czerwonymi faszystami. Wilno, Lwów i wszystkie zamordowane miasta nie otworzyły oczu Zachodowi, ale nasza ofiara tym razem będzie tak wielka, że nie będą już mogli zatykać sobie uszu, że nie będą mogli nie widzieć, nie rozumieć i będą w końcu zmuszeni do zmiany tej nieludzkiej polityki, która skazuje połowę Europy na nową niewolę.

[…] Od początku streszczał swą strategię w sposób następujący: należy zająć miasto i utrzymać je aż do nadejścia Armii Czerwonej, jeśli nie nadejdzie - umrzeć.
Warszawa, 27 lipca

Jan Nowak-Jeziorański

"Ja się nie będę uchylał - powiedział mi «Niedźwiadek» [Okulicki] - jeśli ktoś powie, że inicjatywa wyszła ode mnie, ale w Londynie niech pan o tym nie rozpowiada, bo to może być wykorzystane przez ludzi, którzy niczego nie rozumieją".
Warszawa 

TOK FM PREMIUM