"Dopóki Rosjanie nie są w stanie zająć miasta, ona się z niego nie ruszy. Trochę na złość". O mocy ukraińskiego oporu [FRAGMENT KSIĄŻKI]
Fragment pochodzi z książki "Opór. Ukraińcy wobec rosyjskiej inwazji" Pawła Pieniążka. Książkę możesz kupić tutaj.
Dochodziła ósma, a rosyjskie czołgi jechały już w stronę Charkowa. Wojska zmierzały prosto na miasto, jakby przekonane, że wezmą je lada chwila. Godzinę wcześniej prezydent Zełenski ogłosił stan wojenny.
Kateryna - uspokojona tabletkami - wiedziała, co ma robić. Od dawna miała ustalony z przyjaciółmi punkt zborny w takiej sytuacji - była to pracownia artystyczna jej znajomych. Zebrała rzeczy. Musiała robić to w ostatnim momencie, bo w ostatnich tygodniach za każdym razem, gdy próbowała spakować plecak ewakuacyjny, opanowywał ją taki strach, że zrezygnowała. Do torby wrzuciła laptopa, aparat, jedzenie dla psa, dokumenty, fotografie z dzieciństwa i figurkę, która była kopią Ery, a także leopardową letnią sukienkę, choć do lata pozostało jeszcze kilka miesięcy. Żadnych ciepłych rzeczy. Machnęła ręką, bo najważniejsze było, żeby zabrać psa. Z resztą jakoś sobie poradzi. (...)
Pracownia znajdowała się pod ziemią, więc spełniała kryteria bezpieczeństwa. Przy tym warunki były luksusowe - łazienka, kuchnia pełna jedzenia, duża przestrzeń, gdzie znalazło się miejsce dla kwiatów, zwierząt. Wśród przyjaciół Kateryny wyczuwało się lęk. Niektórzy siedzieli zagubieni, nie wiedząc, co robić, lub chodząc nerwowo wkoło. Lina była przygnębiona, ale raz po raz wybuchała śmiechem i żartowała. Kateryna tańczyła do muzyki, którą puszczali. Czuła się dziwnie, bo przez cały czas brali ją za paranoiczkę, która straszy wojną, a jak już się zaczęło, to była najspokojniejsza ze wszystkich. W pewnym sensie dlatego, że już nikt nie mógł oskarżyć jej o neurotyczność. Miała rację. W pracowni panowała atmosfera niczym podczas balu na Titanicu. (...)
Wieczorem wyjechali z Charkowa samochodem i mikrobusem. Łącznie dwanaście osób, dwa koty, pies i żółw. Pierwszej nocy udało się im dotrzeć tylko do Krasnohradu, oddalonego od Charkowa o nieco ponad sto kilometrów. Poruszali się bocznymi drogami, więc uniknęli korków, które ciągnęły się niemiłosiernie. Do tego przemieszczanie się było ograniczone przez godzinę policyjną obowiązującą w całym kraju. W różnych obwodach panowały inne zasady, ale wszędzie przynajmniej od wieczora do świtu nie można było opuszczać domu.
Kateryna wraz z przyjaciółmi ulokowali się w hotelu. Nie było wolnych pokoi, ale szybko przekonali pracownicę, żeby pozwoliła im przespać się w holu. Rozłożyli kołdry, śpiwory, koce, tworząc obozowisko. Rano ruszyli w stronę Kropywnyckiego w centralnej Ukrainie. Po drodze ciągle śledzili informacje - kolejne walki, kolejne ostrzały, kolejne ofiary. Kateryna pisała do znajomych, którzy zostali w Charkowie.
W samochodzie atmosfera była raczej wesoła, żartowali i podtrzymywali się wzajemnie na duchu. Chociaż co jakiś czas ktoś się podłamywał. Umówili się, że płaczą po kolei, bo jak zaczną wszyscy naraz, to nigdzie nie dojadą. Kateryna czuła się jak bohaterka jakiegoś beznadziejnego filmu. We wsi nieopodal Kropywnyckiego spędzili kolejną noc.
Wyruszyli o świcie, by zdążyć do Czerniowiec, znajdujących się mniej więcej w takiej odległości od Rumunii jak Charków od Rosji. Leżące z dala od frontu miasto było jednym z najbezpieczniejszych w Ukrainie.
Masowy exodus pod ziemię
Zbliżał się wieczór, a korek do Czerniowiec wydawał się nie mieć końca. Spodziewali się, że postoją w nim dwie, trzy godziny. Zastała ich tam jednak godzina policyjna. Posterunek na wjeździe do miasta nikogo już nie przepuszczał. Spali więc w samochodach. W aucie, w którym jechała Kateryna, kierowca pozwalał palić, ale przez to było strasznie zimno, bo co chwilę otwierano okna. Wymęczona obudziła się o dziesiątej, a korek wciąż zdawał się nie mieć końca. Kawałek dalej dostrzegli stację benzynową, więc część z nich poszła skorzystać z łazienki, wyprowadzić psa i wziąć kawę. Sklep okazał się jednak wyczyszczony do cna, dostali jedynie herbatę. Nie odmówili, bo nie było nic przyjemniejszego niż ciepły napój.
Zadzwoniła do nich psychoterapeutka, która została w samochodzie. Kazała im natychmiast wracać, bo korek ruszył, a ciągu samochodów nie da się zatrzymać. Podobne telefony otrzymali inni, bo nagle wszyscy zerwali się biegiem. Próbowali dogonić auto. Kateryna obejrzała się za siebie, a za nią pędziły też kobiety z dziećmi na rękach. To był pierwszy raz, kiedy dotarło do niej, że to wszystko nie jest abstrakcją i ich życie właśnie tak będzie wyglądało. Przerażenie, pośpiech, ciągłe przemieszczanie się z miejsca na miejsce i nieustanny niepokój.
Tetiana mieszkała w centrum. Wraz z młodszą siostrą poszły do sklepu znajdującego się przy drodze wiodącej do Połtawy. Właśnie w tym kierunku ciągnął się już sznur samochodów i autobusów. Większość zmierzała w głąb Ukrainy. Przed bankomatami ustawiali się kolejni ludzie, dlatego nie wypłaciła pieniędzy. Na pobliskim dworcu kolejowym wciąż było pusto, bo mało kto wierzył, że jakiś pociąg odjedzie. Taksówkarze, którzy wyszli do pracy i sami nie wywozili swoich rodzin, zarabiali krocie. Ceny za przejazd wzrosły kilku-, kilkunastokrotnie. Do metra schodzili pierwsi charkowianie. To ono stało się jednym z kluczowych miejsc ucieczki przed spadającymi bombami i rakietami, bo miasto nie było przygotowane do masowego exodusu pod ziemię. (...) Niektórzy przyszli w tym, w czym spali, tylko zarzucili na siebie kurtki, inni byli spakowani, przygotowani jak na długi wyjazd. Powoli zajmowali miejsca na peronach, na które wciąż przyjeżdżały kolejne pociągi metra, w których nie było tłumów, ale za to wyjątkowo dużo osób z bagażami. (...)
'Czas czuje nas' - praca Hamleta Zinkowskiego na jednym ze zniszczonych budynków w centrum Charkowa (24 lipca 2022 r., Charków) Paweł Pieniążek
"W pojedynkę nie da się wiele zdziałać"
Zrozumiała, że wyruszyły za późno, po tym, jak zobaczyły tłumy i szybko opróżniane półki w supermarkecie. Tetiana nie jest typem chomika. Zawsze kupowała tylko to, co akurat chciała zjeść, więc nie miała w domu żadnych zapasów. W ogóle nie brała pod uwagę, że w takiej sytuacji sklepy mogą zostać zamknięte czy że zabraknie w nich produktów spożywczych.
Siostry chciały kupić konserwy, ale półki były już mocno przetrzebione. Wrzuciły do koszyka tylko trochę pozostałych puszek z rybą, fasolą, różne kasze, których w sklepie też pozostało niewiele. Znikało wszystko o długim terminie przydatności.
Poza tym w koszyku sióstr znalazły się herbata, zupy błyskawiczne i ciastka. Tetiana miała takie wyobrażenie o wojnie, jakie mają wszyscy, którzy jej nie przeżyli. Sądziła, że są to ciągłe bombardowania, życie w piwnicy, z której nie można wyściubić nosa, brak prądu, wody, gazu (na szczęście miała zaliczyć się do większości społeczeństwa, która wojny w takim wydaniu nie zaznała). Pouczała siebie i siostrę, by mniej jadły, bo chciałaby zapasów wystarczyło na jak najdłużej.
Gdy wychodziły ze sklepu, kolejka była jeszcze większa. W domu Tetiana popadła w dziwny stan. Nieustannie z kimś rozmawiała przez telefon albo wymieniała wiadomości. Chciała się dowiedzieć, jak mają się jej rodzina, przyjaciele. Obdzwaniała nie tylko znajomych z Charkowa, lecz także z innych miast, jak Lwów czy Odessa. Tego dnia atakowano rakietami dalekiego zasięgu nawet miejsca znajdujące się setki kilometrów od toczących się walk. W przerwach między rozmowami czytała informacje w mediach tradycyjnych i społecznościowych. Wieczorem oczy ją bolały od ciągłego patrzenia w ekran. Czuła bezsilność. W pojedynkę nie da się wiele zdziałać. Złe wiadomości i świadomość niemocy strasznie ją dołowały.
Przeniosły się na korytarz. Tam miały spędzić pierwsze dni, dopóki na centrum miasta nie zaczęły spadać rakiety i bomby zrzucane z samolotów. Eksplozje, kołyszące się budynki i przerażający łomot dopadały je raz po raz. Wtedy postanowiły pójść do piwnicy w sąsiednim budynku, gdzie przeczekiwały najgorsze bombardowania.
Wśród wybuchów da się żyć
To właśnie w tamtym korytarzu Tetiana się zastanawiała, co zrobić - jechać czy zostać. Dzwonili do niej znajomi z różnych części kraju, gdzie także spadały rakiety, ale sytuacja była nieporównywalnie lepsza, i zapraszali do siebie. Zaskoczyło ją, że aż tyle osób wyciągnęło do niej rękę, w tym ludzie, z którymi nie utrzymywała bliskich kontaktów. Wszystkim grzecznie odmawiała. Pierwszego dnia inwazji nie ogarnęła jej panika, czuła się spokojna. Było strasznie, bała się wychodzić na ulicę, ale lęk nie towarzyszył jej przez cały czas. Wybuchy nie były przyjemne, ale szybko okazało się, że da się wśród nich żyć. Mogła zajmować się swoimi sprawami. Trzymała ją także rodzina, która nie zamierzała wyjeżdżać. Jeśli coś by się zmieniło, na przykład Rosjanie nagle wkroczyliby do miasta, to przecież musiałaby pomóc im wyjechać. (...)
Trudno było wybiec myślami w przyszłość. Nawet godzina wydawała się wiecznością, w trakcie której wszystko może się diametralnie zmienić. Tetiana przeczytała wiadomość, że jedno z międzynarodowych spotkań na wysokim szczeblu ma się odbyć za tydzień. Pomyślała: "Jak za tydzień? Przecież do tego czasu trzeba jeszcze przeżyć!". Choć zbiurokratyzowane państwa zachodnie tym razem reagowały z niespotykaną szybkością, Tetianie wydawało się, że wszyscy odpowiadają niemożliwie wolno.(...)
Książka 'Opór. Ukraińcy wobec rosyjskiej inwazji' Pawła Pieniążka ukazała się 23 lutego nakładem wydawnictwa W.A.B. W.A.B.
Na obrzeżach Charkowa trwał zaciekły bój, ulicami miasta kolumny ukraińskich czołgów zmierzały w stronę pola walki. Powoli docierało do wszystkich, że wojna stała się nową rzeczywistością.
W Tetianie buzowały jeszcze inne emocje, które także spowodowały, że została w mieście. Były to oburzenie i gniew, szybko przeradzające się w nienawiść. Od dawna zastanawiała się, czy nie wyjechać z Charkowa. Była jego rodowitą mieszkanką, ale wiedziała, co w nim nie gra - powszechna korupcja, ograniczone możliwości i nieprzyjazna infrastruktura. Nie miała jednak zamiaru wyjeżdżać, dlatego że ktoś ją do tego zmusza. Zdecydowała, że dopóki Rosjanie nie są w stanie zająć miasta, ona się z niego nie ruszy. Trochę im na złość. Chciała pokazać, że jest gotowa stawiać opór, nawet jeśli sama nie sięgała po broń.
To właśnie obywatelski opór stanie się jednym z powodów, dla których Ukraina wytrzyma rosyjskie uderzenie.
-
"Zetka" w pracy to nieznane dotąd zjawisko. "Potrzymaj mi kawę i patrz, jaki mogę być roszczeniowy"
-
Monakolina K - naturalny sposób na walkę ze "złym" cholesterolem
-
Parczew zostanie drugim Medjugorie? "To może się rozwijać"
-
Wybory prezydenckie w Turcji. Tuż przed drugą turą sondaże wskazały zwycięzcę
-
Pogrzeb Kacpra Tekieliego. Jest data i miejsce. Justyna Kowalczyk zaapelowała do uczestników
- Atak rosyjskich dronów na Ukrainę. Kraj zaatakowały 54 maszyny. Kliczko: to największy atak od początku wojny
- Wybory prezydenckie w Turcji. Rozpoczęła się druga tura
- Ratownicy w Hiszpanii wydobyli mężczyznę w własnego domu. Nie wychodził z domu od początku pandemii
- "Horror z happy endem", czyli życie i kariera Tiny Turner. "Ona to po prostu miała"
- Na jakie poparcie może liczyć PiS w koalicji z Kukiz'15? [SONDAŻ]