Twitter, czyli "syndrom Szymborskiej-Gołoty". Prof. Matczak o "igrzyskowości polityki" [FRAGMENT KSIĄŻKI]
Rozdział pt. "Syndrom Szymborskiej-Gołoty" pochodzi z książki autorstwa prof. Marcina Matczaka pt. "Kraj, w którym umrę", która ukaże się 6 września 2023 roku nakładem Wydawnictwa Znak. Książkę można kupić tutaj.
Homo ludens, jak homo affectus ma tendencję, by żyć chwilą, od jednej emocji do kolejnej. Nie ma ochoty zajmować mozolną analizą złożonej rzeczywistości, żeby ją zrozumieć, by odnaleźć w niej porządek. Dopóki homo ludens jest mały, problem także jest stosunkowo mały, ale kiedy homo ludens dorasta, często rzeczywistość świata publicznego, rzeczywistość polityki staje się areną jego zabawy. Od polityki rozumianej jako próba zmiany świata gorszego na świat lepszy, przechodzi do polityki, która staje się przede wszystkim igrzyskami. Symbolem tej igrzyskowości polityki są media społecznościowe, na przykład Twitter.
Twitter jest areną, na której homo ludens przeżywa krótkotrwałe oburzenia i zachwyty, na której się obraża i nienawidzi, zakochuje w czymś i czymś zachwyca. Te przeżycia są chwilowe - po kilku godzinach, jeżeli nie minutach, ludens zmienia swój obszar zainteresowania, następny temat przykrywa stary, afery się do nikogo nie przyklejają, podziw nie trwa długo. Tematem krótkiej zazwyczaj debaty jest plotka, skandal, wypowiedziane przez kogoś obraźliwe słowo - wszystko, co może wywołać emocje. Tematy, które mogą wywołać refleksje, wydają się zupełnie nie na miejscu. Nie na tym przecież polega ta gra, nie o to chodzi w tej zabawie.
Ktokolwiek chciałby wprowadzić poważniejszą dyskusję, jest traktowany jak nerd z memu o prywatce, stojący w kącie i podziwiający swoja własną wiedzę, kiedy inni dobrze się bawią. W świecie, w którym liczy się jedynie to, kto kogo zmasakrował argumentem bądź kpiną, króluje idea walki, nie rozmowy. Nowicjusze często tego nie zauważają, wchodząc w dyskusję ze starymi wyjadaczami, aby po jakimś czasie przeżyć zdziwienie, że racjonalne argumenty w tym uniwersum zupełnie nie działają, a następnie pełne rozczarowanie, że nie o rozmowę czy debatę tu chodzi. Ich racjonalność jest gościem z innego powiatu, który przyjechał na obcą dyskotekę i dziwi się, że inni zamiast przyjaźnie rozmawiać, lecą do niego ze sztachetą.
Marcin Matczak, 'Kraj, w którym umrę', Wydawnictwo Znak Wydawnictwo Znak
Kiedy ktoś snuje w świecie homo ludens refleksje poważne, jest nie tylko ośmieszany. Jest także oskarżany, że próbuje poprzez swoje uporządkowanie świata narzucić innym. A przecież jeżeli życie to spontaniczna zabawa, uporządkowanie jest odebraniem przestrzeni zabawy. Każdy, kto próbuje narzucić porządek na chaos, jest przez homo ludens podejrzewany o przemoc: jak rodzic, który przychodzi do pokoju i mówi, że czas spać albo odrabiać zadanie domowe. To typowa ingerencja homo faber w obszar panowania homo ludens: zabawa musi się skończyć i coś poważnego musi się zacząć. Na to homo ludens reaguje oporem, co w pewnym sensie jest zrozumiałe.
Ma to jednak daleko idące, złe konsekwencje: przestrzeń publiczną opanowuje całkowita labilność emocjonalna, a im prostsze są to emocje, na przykład takie jak uwielbienie czy nienawiść, tym lepiej. Im mocniejsze reakcje wywołuje dane zachowanie w sferze publicznej, tym emocji więcej, a logosu mnie: ten zanika całkowicie, bo, jak pisze Dukaj, im mniej przeżywamy opowieść - słowo, argumenty, narrację - tym bardziej przeżywamy człowieka. A przeżywanie człowieka możliwe jest w ograniczony sposób: albo możemy się z nim utożsamić, albo go znienawidzić.
Przeżywanie opowieści, historii, narracji, dawało o wiele większe spektrum reakcji. Opowieści można nie dowierzać, można ją krytykować, można ją analizować, częściowo się z nią zgadzać, częściowo nie, w pewnym zakresie w nią wierzyć, w innym nie. Można ją wreszcie opowiedzieć na nowo. Z człowiekiem trudno to zrobić - najczęściej zamyka się w kategorii dostarczyciela emocji albo złej, albo dobrej. W pierwszym przypadku staje się wrogiem, w drugim idolem. Opowieść słabiej nadaje się na wroga.
Podejście homo ludens do świata wyjaśnia nieco polaryzację, z którą mamy do czynienia naszej polityce. Uzasadnia też częściowo, dlaczego coraz więcej u polityków agresji. Ona z jednej strony zaspokaja tęsknotę homo ludens za sprawczością: jeżeli ktoś krzyczy, jeżeli ktoś wyzywa, jeżeli ktoś masakruje, to wygląda, jakby wygrywał w grze. W związku z tym jest godny podziwu.
Z drugiej strony polaryzacja i agresja wobec tych po drugiej stronie zarysowuje wyraźny podział świata, a tym samym czyni ten świat bardziej przyjaznym dla homo ludens. W świecie wyraźnie podzielonym na czarno-biały, jasne jest, co dostarcza emocji dobrych, a co złych. Dla ludensa najgorszą sytuacją jest gra nierozstrzygnięta. Najgorsze jest niedookreślenie, światłocień - wtedy ludens nie wie, czego doświadcza, tak jak kibic piłki nożnej, który oglądałby mecz dwóch drużyn grających dokładnie w takich samych strojach. Nie potrafiłby odróżnić, którzy są "nasi", nie wiedziałby, komu kibicować, w pewnym sensie nie wiedziałby, czego doświadcza i jakim emocjom ma się poddać. Taka rzeczywistość byłaby dla niego trudna do zniesienia.
Symbolem tej krytycznej bezsilności są coraz bardziej popularne w Internecie nagrania oparte o model "reakcji", pokazujące ludzi, którzy wyrażają swoje emocje związane z oglądanym teledyskiem czy słuchaną piosenką. Typowe dla świata homo ludens jest to, że im bardziej emocjonalna i przejmująca jest ta reakcja, tym więcej polubień otrzymuje. Dla zdezorientowanych te emocje są wyraźną wskazówką, co czuć. A format ten jest na tyle atrakcyjną formą sterowania zdezorientowanymi ludźmi, że sięgnęła po nią propagandowa TVP, emitując program, w którym niby zwyczajni ludzie reagują na wypowiedzi polityków, dziwnym trafem zawsze pochwalając polityków Partii ("Dobrze im powiedział! "Ma rację!", "Brawo, Jarosław!") i krytykując polityków opozycji ("Co ten gość p*****y?!").
Homo faber uznaje tę sytuację oceny podanej na tacy za absurdalną i na tyle głupią, że pewnie nie wierzy, że może ona kogoś zwieść. O jakże naiwne to przypuszczenie! Tak może pomyśleć osoba potrafiąca samodzielnie ocenić rzeczywistość, która nie potrzebuje pomocy w postaci klakierów czy krytyków. Spin-doktorzy i spece od propagandy wiedzą jednak, jak funkcjonuje homo ludens - wiedzą, że takie wsparcie krytycznego zmysłu z zewnątrz skutecznie kształtuje stanowiska wobec ludzi i zjawisk. Homo faber, zamiast takie programy wyśmiewać, powinien być raczej przerażony, jak łatwo wpłynąć na podejście ludensa do rzeczywistości.
Homo ludens stając wobec złożonej rzeczywistości, którą musi sam ocenić, przy braku recenzenta, który powie, co kochać a czego nienawidzić, otrzymuje zadanie niemożliwe do wykonania. Jego zdolność do samodzielnej oceny rzeczywistości jest upośledzona. To upośledzenie zmysłu krytycznego symbolizuje najlepiej rozmnożenie postów, które można by określić mianem "ostrożnościowych". To wpisy w sieci, które prezentują jakieś nowe zjawisko, ale nie oceniają go, tylko pytają ostrożnie: "co myślicie?". Robią to jakby ze strachu, że wyartykułowanie oceny własnej będzie narzucaniem tej oceny innym.
Mamy więc w świecie homo ludens dużą grupę ludzi, którzy czują tak małą sprawczość, że boją się nawet wyrazić jasno swą opinię. Z drugiej strony mamy ludzi, którzy zdobywają w tej masie podziw skrajnością opinii i agresją, która udaje sprawczość. Ta delikatność pomieszana z podziwem dla agresywności jest fascynująca i przerażająca zarazem. Przypomina syndrom Wisławy Szymborskiej, która z jednej strony pisała wysublimowane, warte Nobla poezje, a z drugiej uwielbiała Andrzeja Gołotę, obijającego innym pyski.
Jeszcze innym wyrazem delikatności ludensa jest pewna nowa maniera językowa, występująca u młodych ludzi. Dla homo faber naturalnym sposobem zadania uprzejmego pytania jest rozpoczęcie go od formuły "czy mógłbyś…", jak na przykład we frazie "czy mógłbyś mi podać cukier?" lub "czy mógłbyś wynieść śmieci?". To "mógłbyś" ma semantycznie w sobie element umiejętności, sprawczości, który konwencja zamieniła w grzeczne pytanie. "Mógłbyś" nie dotyka wewnętrznej relacji pytanego do tej czynności - nie obchodzi nas tu semantycznie to, jak emocjonalnie zapatruje się na tę czynność pytany.
Okazuje się jednak, że młodzi ludzie coraz częściej zamiast "czy mógłbyś…?" mówią "czy chciałbyś…?". "Czy chciałbyś wynieść śmieci?" nie pyta o to, czy jesteś w stanie - w pewnym sensie jest to oczywiste, o ile potrafisz chodzić i masz ręce. To, o co tu się pyta, to chęć, nie możność. Ten sposób pytania sygnalizuje szacunek dla autonomii homo ludens - to pytanie o wewnętrzny stosunek do tej czynności. Nawet jeśli jasne jest, że homo ludens mógłby wynieść śmieci i mógłby podać cukier, pod wielkim znakiem zapytania stoi to, czy ma ochotę to zrobić. Być może dlatego, że jest właśnie, jak prawie zawsze, w środku zabawy, a więc wypada go zapytać, czy chciałby ten stan opuścić.
Posłuchaj:
To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj z oferty "taniej na zawsze". Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>
-
Skutek uboczny raportu komisji "lex Tusk". "Byłoby to straszne"
-
Ujawnił "darknet" dla dzieci, więc zrobiły mu "rajd". "Nękały mnie i groziły mojej rodzinie"
-
Rząd Tuska "wygasi" hobby tysięcy Polaków? "Robią potworny kipisz"
-
Jak się żyje w kraju, w którym Polacy stanowią największą mniejszość? "Inny schemat kariery"
-
''Czuliśmy się podludźmi". Anu Czerwiński o sytuacji osób LGBTQ
- Witalij Kliczko punktuje ukraińskiego prezydenta. Mówi o błędach
- Zimno i ciemno: trzeba więc grzać i świecić. Jak wygląda energetyczna układanka w tym sezonie?
- Morawiecki podkradł Hołowni popcorn? "Polityka to nie show"
- "Malowali pingwiny, czytali policjantom poezję", gdy "kraj niknął w chmurach gazu". Obrona parku Gezi [FRAGMENT KSIĄŻKI]
- "Bez alkoholu Duda jest strasznym nudziarzem, po alkoholu odwrotnie". Kulisy polsko-ukraińskiej dyplomacji [FRAGMENT KSIĄŻKI]