Kryzys w polskiej służbie zdrowia. "Za 10 lat co czwarty Polak zachoruje na raka"
Dr Marta Moczydłowska z Okręgowej Izby Lekarskiej z Warszawy nie ma wątpliwości, że obecnie mamy do czynienia z prawdziwym kryzysem w ochronie zdrowia. - Chciałabym, aby ludzie zdali sobie z tego sprawę, zaczęli się o samych siebie upominać - mówiła w TOK FM. Statystyki są zatrważające. - Według raportu fundacji Alivia w 2029 roku co czwarty Polak zachoruje na nowotwór, a co piąty umrze z tego powodu. W naszym kraju nie udaje się podskoczyć z redukcją wskaźników śmiertelności powyżej 10 proc., podczas gdy w innych krajach udaje się to o 24-32 proc. - podkreśliła ekspertka.
Tłumaczyła, że pokazuje to "pięcioletnie przeżycie" osób chorych na raka. Z grupy 160 tys. osób diagnozowanych co roku, pięć lat przeżyje tylko 65 tys. osób. - W krajach bardziej rozwiniętych i lepiej dofinansowanych będzie to już 96 tysięcy. To jest różnica około 30 tysięcy osób, czyli wyobraźmy sobie, że cały Augustów przeżyje albo nie. Jest o co walczyć - mówiła dr Moczydłowska, zapewniając, że skoro inne kraje są w stanie podwyższać wskaźniki przeżycia, jest to również możliwe w Polsce.
Według rozmówczyni Anny Wacławik-Orpik to właśnie liczby obrazują, jak zła jest sytuacja w polskiej służbie zdrowia. - Sam komunikat "w służbie zdrowia jest źle" jest "spłaszczony". Ale dane, że cały Augustów umiera rocznie z powodu złego dostępu do służby zdrowia, jest szokujący, ale prawdziwy - powiedziała dr Moczydłowska. - Mówimy o nowotworach, ponieważ mamy tutaj najlepsze wyliczenia, że z powodu długich kolejek, braku dostępu do najnowocześniejszych metod leczenia i przedłużonej diagnostyki umiera 30 tys. osób więcej, niż moglibyśmy wyleczyć - zaznaczyła.
Dodała, że z 94 nowoczesnych leków onkologicznych w Polsce dostępnych jest tylko 40.
Polska w ogonie Europy
Dr Moczydłowska podkreśliła także, że nie tylko onkologia w Polsce kuleje. - Dostęp do lekarza medycyny podstawowej opieki zdrowotnej też jest zły. Jesteśmy w ogonie Europy, jeśli chodzi o dostęp do lekarza w ogóle. U nas na 1000 osób przypada 2,4 lekarza. To jest absolutnie szary ogon Europy - stwierdziła ekspertka i podała świadczące o tym liczby: europejska średnia w dostępie do lekarza to 3,7 lekarzy na 1000 osób. Ale są kraje, gdzie jest ona zdecydowanie wyższa. W Austrii to już 5,1 lekarzy na 1000 osób.
- Przekłada się to na trudność w dostępie, długi czas oczekiwania na przyjęcie przez lekarza podstawowej opieki zdrowotnej i do specjalisty. Trudniejsze są potem kontrole i prowadzenie takiego pacjenta, bo po prostu nie ma do kogo pójść - zaznaczyła rozmówczyni Anny Wacławik-Orpik.
Sytuacja w kardiologii dziecięcej również nie napawa optymizmem. Czas oczekiwania na dostanie się do specjalisty wynosi około 12 miesięcy. - Jeżeli dziecko rodzi się z podejrzeniem wady serca, to oczywiście w pierwszym momencie jest w szpitalu. Ale jeśli w którymś momencie życia podejrzewamy, że coś się z sercem dzieje, to wtedy rodzice w bezsilności oczekują dwanaście miesięcy na kontakt ze specjalistą - tłumaczyła.
Polska wydaje 4,5 proc. PKB na służbę zdrowia. To połowa europejskiej średniej
Dr Moczydłowska przekonywała, że pieniędzy w polskiej służbie zdrowia jest po prostu za mało. - Same składki nie pokrywają wszystkich naszych potrzeb. Państwo musi to rozwiązać całościowym budżetem i powinno go po prostu zwiększać. To, co mamy teraz, to 4,5 proc. PKB. To jest drastycznie za mało, dlatego że minimum minimorum to jest 6,8. Średnia europejska jest powyżej 9 - wyliczała ekspertka.
Dodała, że również prognozy nie nastrajają optymistycznie. Mówią one o tym, że Polska będzie wydawać na służbę zdrowia 6,8 proc dopiero po 2030 roku. Ekspertka nie ma wątpliwości, że tak długo czekać nie możemy, zmiana powinna zostać wprowadzona najpóźniej w 2021 roku.
- Dołożenie pieniędzy skutkuje lepszą wyceną świadczeń. Jeśli świadczenie jest wycenione zbyt nisko, szpitale się zadłużają. Mają tylko określoną pulę świadczeń, które mogą wykonać. Jeśli pula się kończy, a szpitale i tak są zadłużone, to nie mogą nic więcej wykonać. A przy "dosypaniu" pieniędzy, nagle okazuje się, że mogą - tak tłumaczyła korzyści ze zwiększenia finansowania ochrony zdrowia. Zdaniem dr Moczydłowskiej niej najlepszym przykładem pozytywnych efektów wprowadzania do systemu większych środków jest sytuacja związana z operacjami zaćmy i wstawiania endoprotez stawu biodrowego. A takimi sukcesami chwali się resort zdrowia. - Kolejki były na 26 miesięcy oczekiwania na zabieg. Okazało się, że dosypanie pieniędzy do samych tych dwóch dziedzin skróciło te kolejki o połowę - podsumowała rozmówczyni Anny Wacławik-Orpik.
DOSTĘP PREMIUM
- Tu i tam kończą się podwyżki stóp procentowych. A banki przerażone. Czym?
- Piotruś Pan alimentów nie płaci, a do komornika przychodzi z matką. "To są moje byłe dzieci"
- "Król nieba" schodzi z lotniczej sceny. "Początek końca epoki"
- Senatorowie zdecydowali ws. noweli ustawy o SN. Nie posłuchali ministra
- PiS szykuje się do kroku wstecz ws. "lex Kaczyński". Prof. Matczak: Boją się, ale mleko i tak się rozlało
- Szczepienia przeciwko COVID-19 powinny być wykonywane co roku? Specjaliści podzieleni
- W czym tkwi sukces PiS? "Morawiecki to nie polityk, ale korporacyjny technokrata"
- "Rosja ma się na co rozpaść". Europoseł PiS: Byłoby dobrze, gdyby tak się stało
- Reuters: USA przygotowują przekazanie Ukrainie rakiet dalekiego zasięgu
- Biały Dom zabrał głos w sprawie wizyty Joe Bidena w Polsce