Ciąża a koronawirus. Co z badaniami? Jak wygląda poród zakażonej pacjentki?
Jeszcze kilka miesięcy temu świat nie słyszał o COVID-19. Życie toczyło się normalnie. Dziś nie brakuje kobiet, które na długo przed epidemią zaszły w ciążę, a dziś niepokoją się o jej szczęśliwe zakończenie.
Prof. Mariusz Zimmer na antenie TOK FM starał się je uspokajać. - Służba zdrowia w części położniczej funkcjonuje normalnie - mówił. Zapewnił, że jeśli pacjentka zgłosi się do szpitala położniczego, zostanie przyjęta, choć musi przygotować się na pewne obostrzenia. Na wejściu obowiązuje bowiem tzw. triaż, czyli segregacja medyczna. Pacjentce bada się temperaturę i zadaje kilka pytań (np. o kontakt z osobami zakażonymi koronawirusem w ostatnim czasie).
Po zakończeniu tej procedury kobieta jest kierowana na jedną z dwóch dróg. Jeśli nie ma żadnych niepokojących objawów związanych z wirusem, trafia na ścieżkę "zieloną". - Czyli do normalnej izby przyjęć, gdzie personel będzie zabezpieczony epidemiologicznie, ale będziemy traktowali ją jako potencjalnie zdrową pacjentkę i tam będzie poddana normalnym badaniom położniczym - wyjaśniał prof. Zimmer. Jeśli natomiast okaże się, że jest podejrzenie, iż pacjentka może być zakażona koronawirusem lub miała kontakt z osobą chorą, kierowana jest na ścieżkę "epidemiologiczną" czy "kryzysową" - z oddzielnym wejściem i personelem już ze wzmożonym rygorem epidemiologicznym. Tam kobieta zostanie zbadana pod kątem położniczym oraz pod kątem koronawirusa.
Co dalej się dzieje z ciężarną pacjentką? Jak wskazał gość TOK FM, są cztery możliwości. W pierwszym, jeśli stan położniczy kobiety i dziecka jest prawidłowy, a także nie ma podejrzenia infekcji, jest ona odsyłana do domu. - W drugim, jeśli stan położniczy jest prawidłowy, ale istnieje podejrzenie infekcji, to włączamy cały rytm epidemiologiczny i taką pacjentkę kierujemy do szpitala dedykowanego zakaźnego - podał prof. Zimmer. Trzecia grupa to pacjentki, u których - jak wskazał lekarz - jest pewne "podejrzenie położnicze", które wymaga obserwacji (na przykład skracanie szyjki macicy). - Wtedy walczymy jak w normalnym trybie, o ciążę. Ale jednak jest podejrzenie infekcji, więc potrzebujemy testów w kierunku koronawirusa. Jeśli jest ujemny, pacjentka trafia normalnie do nas na oddział [położniczy - red.]. Mamy przygotowane separacyjne sale, żeby jeszcze dwa-trzy dni na wszelki wypadek ją poobserwować. Jeśli jest dodatni, wtedy kierujemy ją do dedykowanego szpitala położniczego. W każdym województwie taki jest - wyjaśniał gość audycji U TOK-tora.
Poród u zakażonej pacjentki
Jest jeszcze czwarty rodzaj zachowań, kiedy pacjentki niestety nie można odesłać do szpitala zakaźnego, bo musi urodzić już. W jaki sposób odbywa się poród u kobiety zakażonej koronawirusem? - Nasze ustalenie jest jednoznaczne, rodzimy przez cięcie cesarskie - powiedział prof. Zimmer. - Niektórym się to nie podoba. Niektórzy mają wątpliwości, ale to nie jest czas na dyskusje i zastanawianie się - dodał. Profesor wskazał, że cesarka jest w takiej sytuacji bezpieczniejsza zarówno dla matki, jak i personelu. Naturalny poród może bowiem trwać 12, 14 czy 16 godzin. Wymaga to zmiany personelu medycznego, co sprawi, że więcej osób będzie miało kontakt z zakażoną pacjentką i tym samym będzie też narażone na zachorowanie. - Oczywiście, jeśli główka jest, mówiąc położniczym slangiem, "na wychodzie" i poród już się odbywa, w ciągu pięciu minut, to wtedy nikt nie będzie już robił cięcia - zaznaczył gość TOK FM.
Ostatnio głośno było o przypadku ze Zgierza, gdzie rodzice byli zakażeni koronawirusem, a dziecko urodziło się zdrowe.
Porody rodzinne niezalecane
Jeśli chodzi o porody rodzinne, tu głos już kilkanaście dni temu zabrał konsultant krajowy w dziedzinie położnictwa i ginekologii prof. Krzysztof Czajkowski. W związku z epidemią odradził wizyty gości na oddziałach położniczych i obecność osób towarzyszących w czasie porodu. Do zalecenia dostosowały się na przykład wszystkie szpitale w Warszawie. Prof. Mariusz Zimmer przypomniał w TOK FM, że obecnie robi się wszystko, aby maksymalnie ograniczyć kontakt między ludźmi. Dlatego w kontekście porodów rodzinnych wskazał jasno: "Nie ryzykujmy, nie wprowadzajmy dodatkowych osób na salę porodową".
A co z badaniami i wizytami ginekologicznymi podczas ciąży, które w normalnej sytuacji powinny odbywać się co kilka tygodni? Gość TOK FM przyznał, że tu "każdy przypadek jest indywidualny”. Wszystko zależy od zaawansowania ciąży i stanu pacjentki.
Zdaniem prof. Zimmera, jeśli ciąża rozwija się prawidłowo, nie ma żadnego podejrzenia ryzyka ze strony lekarza ani matki, wizytę można przełożyć o kilka tygodni. O wszystkim jednak powinien decydować lekarz prowadzący, dlatego - jak podkreślał profesor wielokrotnie - pacjentka powinna być z nim w stałym kontakcie mailowym bądź telefonicznym.
Co z planowaniem ciąży?
O wizyty u ginekologa pytają też wielokrotnie pacjentki, które nie są w ciąży, a zbliża im się termin na przykład planowanej cytologii. Tu podobnie - profesor zaleca, że jeżeli nie dzieje się nic niepokojącego, a wizyta miałaby mieć charakter stricte kontrolny - "można ją przełożyć o miesiąc czy dwa, nic się nie stanie". - Tak samo rutynowo wykonywana cytologia. Tu apelowałbym o rozsądek i przeczekanie w domu problemu koronawirusa - powiedział.
Przypomniał też, że jeżeli pacjentka chciałaby przedłużyć receptę na przykład na tabletki antykoncepcyjne, lekarz może to zrobić w formie elektronicznej, bez kontroli osobistej. Wystarczy nawiązać z nim kontakt mailowy bądź telefoniczny.
Na koniec prowadzący audycję Maciej Głogowski pytał swojego gościa, co mają zrobić kobiety, które nie są w ciąży, ale planowały powiększenie rodziny w najbliższym czasie. Prof. Zimmer powiedział krótko i stanowczo: "Odpuśćmy".
-
Mateusz ma 16 lat i nazywają go "agentem Putina". "Rówieśnicy grożą, że połamią mu nogi"
-
"Kto tyka Konfederacji ten znika"? Nowy sondaż Ipsos dla TOK FM i OKO.press
-
Orgia księży w Dąbrowie Górniczej. "Nie da się przejść obojętnie". Prezydent miasta zawiesza współpracę z diecezją
-
Katastrofa w seminariach i "ciemna noc" Kościoła. "Stworzono w nim eldorado dla przestępców"
-
Świat opanowała nowa epidemia. Wywołał ją wirus wysokiej inflacji i kryzysu kosztów życia
- "Pudełko na buty" w centrum Warszawy skrywa nie jeden sekret. "Odpowiedź na instagramerskie potrzeby"
- Co dalej w Polsce z węglem? "Możemy być zieloną wyspą, nie brunatną plamą na mapie Europy"
- "Jesteśmy zakładnikami pornograficznej polityki". Symetryści o stanie gry przed wyborami i relacjach z Ukrainą
- Dwie strzelaniny w Rotterdamie. Policja: Liczne ofiary śmiertelne
- TVP płynnie przechodzi od reparacji do antysemityzmu. "Narcystyczna wizja historii"