Pacjenci na kwarantannie: "Jest jeden wielki chaos. Nikt nie chce nas skierować na test na koronawirusa"
W całej sprawie chodzi o wprowadzaną przez Ministerstwo Zdrowia zmianę, zgodnie z którą - w przypadku podejrzenia koronawirusa - to lekarze rodzinni mogą kierować pacjentów na wymazy. Wcześniej przez wiele miesięcy takie skierowania dawał sanepid. Problem w tym, że w ostatnich dniach - od momentu ogłoszenia przez ministra zdrowia nowej, jesiennej strategii walki z koronawirusem do dzisiaj - lekarze rodzinni nie mieli podstaw prawnych do podejmowania decyzji w sprawie testów. Brakowało rozporządzenia, które wchodzi w życie dopiero dziś (środa, 9 września). Sanepidy odmawiały pacjentom testów. W efekcie, wykonywało się ich mało, a pacjenci nie wiedzieli co mają robić.
Chaosu doświadczyła pani Karolina z Lublina, której relacji możecie wysłuchać w naszym podcaście:
30 sierpnia, po weselu na którym była, trafiła na kwarantannę. Dostała z sanepidu informację, że po 8 dniach izolacji będzie mieć zrobiony test na obecność koronawirusa. W międzyczasie zaczęła się gorzej czuć. - Przestraszyłam się, bo miałam gorączkę i silny kaszel. Nie chciałam czekać. Zadzwoniłam do sanepidu z prośbą, by wykonano mi ten test szybciej. Bałam się - opowiada. W sanepidzie usłyszała jednak, że oni się teraz już tym nie zajmują; bo teraz na testy kierują lekarze rodzinni.
Pani Karolina zadzwoniła więc do swojej przychodni. W czasie teleporady opowiedziała lekarce, w jakiej znalazła się sytuacji i jakie ma objawy. Usłyszała jednak, że lekarze rodzinni na razie nie mają możliwości kierowania na testy (ani prawnych, ani technicznych - przyp. red.). - Pani doktor kazała mi ponownie zadzwonić do sanepidu. Tak też zrobiłam. Gdy opowiedziałam tam o swojej rozmowie z lekarką, usłyszałam śmiech - mówi pacjentka. Jak podkreśla, była odsyłana od jednej instytucji do drugiej. - Czuję, że jesteśmy coraz mniej bezpieczni, jeśli chodzi o epidemię. Jeśli osoba na kwarantannie ma objawy, a nikt nie jest jej udzielić wsparcia i pomóc, to chyba coś jest nie tak - zastanawia się nasza rozmówczyni.
Ostatecznie, jeszcze będąc na kwarantannie, ustalając to telefonicznie z sanepidem, pojechała własnym transportem do szpitala zakaźnego. Tam - na jej wyraźną prośbę - przeprowadzono jej test. Wyszedł ujemny, a to oznacza, że objawy, które miała, mogły świadczyć o innej infekcji niż koronawirus. - Ta cała sytuacja pokazała mi tylko, że swoje prawa trzeba niejako "wyrywać", trzeba o nie walczyć, prosić - mówi.
Na tym samym weselu był też pan Wojtek (imię na jego prośbę zmienione). Też 30 sierpnia trafił na kwarantannę, też do dziś nie miał testu, mimo, że o niego walczy. - Mam w domu małe dziecko. Boję się o nie - mówi. Dlatego chciałby wiedzieć, czy ma koronawirusa czy też nie. W przeciwieństwie do pani Karoliny, on nie miał tak oczywistych objawów. Owszem, pojawiła się niewielka gorączka czy bóle mięśni, ale dość szybko minęły. - Gdy poprosiłem o test w sanepidzie, usłyszałem, że teraz to lekarze rodzinni kierują na testy. Tyle, że lekarze mówią, że na razie nie mają takich uprawnień - opowiada. - Cały czas jestem odsyłany do kolejnych instytucji i znów do sanepidu. Gdybym miał szczerze powiedzieć, co o tym wszystkim myślę, to musiałbym nie przebierać w słowach - mówi pan Wojtek.
Teraz bałagan powinien się skończyć. Minister zdrowia podpisał we wtorek 8 września rozporządzenie, formalnie dające już lekarzom podstawę prawną do kierowania na testy. W rozporządzeniu jest mowa o tym, że skierowanie na wymaz wymaga przeprowadzenia badania fizykalnego pacjenta albo teleporady (o co walczyli sami lekarze). "(...) brzmienie przepisu wskazuje wprost, że kaszel, duszności i temperatura ciała powyżej 38°C muszą wystąpić łącznie wraz z co najmniej jednym z dwóch symptomów (utrata węchu, utrata smaku)" - czytamy w uzasadnieniu. Tylko w tej sytuacji - wystarczy teleporada.