Kiedy maseczka będzie mniej skuteczna niż wełniany szalik? Ekspert o mało znanym scenariuszu
Minister zdrowia Adam Niedzielski przyznał na konferencji prasowej, że rząd będzie chciał wycofać możliwość zastępowania maseczek chustami, szalikami czy przyłbicami. - Co do rodzaju maseczek, to będzie tylko forma miękkiej rekomendacji Rady Medycznej - mówił.
A właśnie o rodzajach maseczek mówił w "TOK360" prof. Tadeusz Zielonka, specjalista chorób płuc i chorób wewnętrznych z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Tłumaczył, że skuteczność maseczek należy analizować z dwóch perspektyw.
Maseczka, która ma zapobiegać roznoszeniu wirusa
Pierwsza z nich dotyczy osoby chorej - maseczka ma sprawić, że nie zakazi ona innych. W tej sytuacji, jeśli zakażony koronawirusem będzie miał na twarzy maseczkę chirurgiczną, ryzyko przekazania wirusa innym jest zerowe.
Jeśli chodzi o maseczki materiałowe - jest to zawsze uzależnione od tekstury materiału. Im jest ona gęstsza, tym ryzyko przeniesienia wirusa maleje. Ale np. w przypadku wełnianego szalika - będzie wysokie.
Ale jest pewna sytuacja, na którą zwrócił uwagę prof. Zielonka. Chodzi o korzystanie z maseczki, która ma zastawkę. - Ta maseczka ochroni zdrowego, ale chory będzie zakażał przez wentyl. Zastawka powoduje, że ryzyko zakażenia przez chorego w takiej maseczce wzrasta do 80 proc. - powiedział ekspert. W tej sytuacji wirusa lepiej powstrzyma nawet wełniany szalik.
Maseczka jako ochrona przed zakażeniem
Inaczej wygląda sytuacja, kiedy mamy osobę zdrową, a maseczka ma ją ochronić przed zakażeniem. - Jeśli mam maseczkę chirurgiczną, a chory nie ma maseczki, to ryzyko, że się zakażę, wynosi aż 80 proc. - mówił prof. Zielonka. Dlatego w tej sytuacji najlepiej zadziała maseczka z filtrem, np. FFP2. - To są te starsze maseczki antysmogowe. Tu ryzyko z 80 proc. spada do 18 proc. - podkreślał. I w tym przypadku właśnie skutecznie zadziała wspomniana wcześniej maseczka z filtrem, wyposażona w zastawkę.