Przez rok w Polsce wykonano 10 mln testów na COVID-19. Ekspert: Nie ma się czym chwalić
Hasło "10 milionów testów" na pierwszy rzut oka może robić wrażenie. Zwłaszcza, gdy przypomnimy sobie początki epidemii koronawirusa w Polsce, kiedy liczba wykonywanych badań dziennie oscylowała wokół 2-3 tysięcy. Dziś jest jakieś 30 razy większa. Ostatniej doby wykonanych zostało 62,8 tysięcy testów. Jest się z czego cieszyć?
Zdaniem dra Bartosza Fiałka, specjalisty w dziedzinie reumatologii, chwalić można by się było wtedy, gdyby liczba testów była zgodna z rekomendacją Światowej Organizacji Zdrowia. Mówi ona o tym, że udział pozytywnych wyników nie powinien być wyższy niż pięć procent wszystkich wykonanych danego dnia badań. - Oznacza to, że jeśli mamy na przykład 5 tysięcy potwierdzonych zakażeń, to powinniśmy wykonać tego dnia 100 tysięcy testów. A jeśli obecnie notujemy 15 tysięcy przypadków COVID-19 dziennie, to w ciągu doby powinno się wykonać około 300 tysięcy testów - wyjaśnia. Lekarz zaznacza, że w trakcie ostatniego roku epidemii w Polsce był taki czas, że odsetek pozytywnych testów sięgał nawet 50 procent wszystkich wykonanych badań. Obecnie oscyluje on około 25 procent. - To zdecydowanie za dużo - stwierdza.
W odniesieniu do 10 mln wykonanych testów w ciągu roku - dr Fiałek mówi krótko: "Ta liczba o niczym nam nie mówi". Lekarz podkreśla, że żeby znać przebieg epidemii w danym kraju ważne jest nie to, ile testów zrobiono, ale to, jak duży był odsetek wyników pozytywnych. - Te 10 mln testów na obecność SARS-CoV-2 wykonaliśmy rozpoznając ponad 1 mln 700 tys. przypadków COVID-19, co daje nam 17-proc. udział wyników pozytywnych w całej puli testów. To dużo za dużo - dodaje.
Dopytywany, jak sytuacja wygląda w innych państwach, podkreśla, że w większości krajów wysoko rozwiniętych ten odsetek nie przekracza 10 procent. - W Wielkiej Brytanii jest to około 7-8 procent, podobnie jak we Francji czy w Niderlandach. Takie kraje jak Niemcy czy Korea Południowa mają ten odsetek pozytywnych wyników na poziomie pięciu procent - podaje
W Niemczech zdecydowano w ostatnich dniach, że od 8 marca wszyscy mieszkańcy będą mieli dostęp do jednego testu tygodniowo - bez względu na to, czy mają objawy COVID-19, czy też nie.
Do informacji Niedzielskiego o 10 mln testów odniósł się w mediach społecznościowych także dr Paweł Grzesiowski. Przyznał, że dumy z tego faktu nie czuje. "Ograniczając testy u osób bezobjawowych utraciliśmy od września szansę na kontrolę transmisji wirusa" - stwierdził.
Koronawirus. Kogo powinniśmy testować?
W Polsce wciąż testuje się przede wszystkim osoby objawowe. W ostatnich tygodniach liczba zleceń na testy na koronawirusa rośnie, bo rośnie też liczba zakażonych. - Patrząc tygodniowo lekarze podstawowej opieki zdrowotnej zlecili ponad 110 tys. badań pod kątem obecności koronawirusa. To ponad 20 proc. wzrost w stosunku do poprzedniego tygodnia - mówił w środę rzecznik resortu zdrowia Adam Niedzielski.
Dr Fiałek, pytany o to, jakie grupy powinno się testować przekonuje, że badaniom powinny być poddawane wszystkie osoby objawowe, ale również "strategiczne grupy". - Czyli osoby wykonujące zawód, który wiąże się z większym, aniżeli standardowe, ryzykiem transmisji koronawirusa SARS-2, na przykład służby mundurowe, komunalne, nauczyciele oraz wszyscy pracownicy ochrony zdrowia i personelu pomocniczego, którzy nie są jeszcze zaszczepieni. Takie osoby, nawet jeśli nie mają żadnych objawów, powinny być testowane raz w tygodni - przekonuje.