Coraz więcej dzieci z COVID-19 trafia do szpitala. Lekarzy niepokoi też zespół PIMS
O tym, że koronawirus coraz częściej atakuje dzieci, mówił w czasie piątkowego spotkania z dziennikarzami rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz. - Są to często dzieci dotknięte innymi chorobami, ale niestety poszerza się także grupa dzieci, które nie mają innych chorób towarzyszących - zaznaczył. Ciężki przebieg COVID-19 obserwuje się przede wszystkim u najmłodszych z cukrzycą, nadwagą oraz u niemowląt.
- Objawy występują podobne jak u osób dorosłych, przy tej wersji brytyjskiej koronawirusa coraz rzadziej mamy do czynienia z całkowitą utratą węchu i smaku, coraz częściej jest to kaszel, zmęczenie czy też ból gardła - to są objawy tej wersji brytyjskiej COVID-u - dodał Andrusiewicz.
Lekarzy jednak niepokoi także diagnozowany coraz częściej wieloukładowy zespół zapalny, zwany zespołem PIMS. Daje on o sobie znać w okresie od dwóch do sześciu tygodni od momentu zakażenia koronawirusem. - Na ogół rozpoczyna się wysoką gorączką, która trwa co najmniej trzy dni. Potem dołączają inne objawy. Dzieci trafiają do nas w bardzo ciężkim stanie - mówi prof. Magdalena Figlerowicz ze szpitala im Jonschera w Poznaniu. Zespół PIMS atakuje różne narządy, między innymi serce.
Medycy podkreślają, że wystąpienie u dzieci gorączki, biegunki, wymiotów zawsze powinno skłaniać do kontaktu z lekarzem rodzinnym. Gdy gorączka rośnie i pojawiają się drgawki, trzeba jak najszybciej jechać do szpitala.