"Musimy wypisywać jedne, żeby zrobić miejsce dla tych bardziej chorych". Szpitalne oddziały dla dzieci "na krawędzi"

- Cały czas jesteśmy na krawędzi. Przyjeżdżają do nas dzieci, które wymagają tlenu. To kilkanaście przyjęć dziennie, a więc te osoby, które tylko mogą istnieć poza szpitalem musimy wypisywać, żeby zrobić miejsce dla tych bardziej chorych - mówiła w TOK FM dr Lidia Stopyra, specjalista chorób zakaźnych i pediatrii.
Zobacz wideo

W czwartek ruszyły szczepienia dzieci w wieku 5 - 11 lat przeciwko COVID-19. Wystawionych jest 2, 7 mln skierowań dla tej grupy wiekowej. Dotychczas, według danych Ministerstwa Zdrowia, na zastrzyk zapisanych jest ponad 150 tys. dzieci. Zainteresowanie w miastach takich jak Warszawa, Kraków czy Łódź  jest spore. Gorzej w mniejszych miejscowościach, o czym pisała "Gazeta Wyborcza". Małe punkty szczepień nie zamawiają szczepionek dla dzieci, bo mają mało chętnych, a Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych wysyła tylko pakiety, w których jest minimum sto dawek. Dopiero od przyszłego tygodnia ta liczba zmniejszy się do 20. 

- Rodzice mają obawy w dwóch kwestiach: odnośnie do skuteczności szczepionek oraz bezpieczeństwa - powiedziała w TOK FM dr Lidia Stopyra, kierownik Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala Specjalistycznego im. Żeromskiego w Krakowie. Jak dodała, wciąż wiele osób myśli, że dzieci chorują na koronawirusa łagodnie, wobec tego rodzice są przekonani, że to szczepienie nie jest ich pociechom potrzebne.

- Ale to nie jest prawda. Nigdy nie wiemy, które dziecko zachoruje ciężko. U osób dorosłych jesteśmy w stanie bardziej to przewidzieć (...). U dzieci też są takie przypadki, które są "kandydatami" do ciężkiego przebiegu choroby, ale mamy również pacjentów zupełnie zdrowych, nieobciążonych, którzy chorują na COVID-19 i mają zajęcie płuc na poziomie 80-90 procent - podkreśliła lekarka.

Obawy rodziców

Dr Stopyra wskazywała, że rodzice boją się o bezpieczeństwo swoich dzieci m.in. przez to, że "trafiają na mnóstwo fałszywych informacji" w internecie. - Kiedy wpiszemy w wyszukiwarkę hasła "szczepienia COVID u dzieci", niestety ukazuje się bardzo dużo bzdurnych i fałszywych informacji. Nie wiem, jak to się stało, że takie zupełnie irracjonalne jest otoczenie tych szczepień - dziwiła się.

Lekarka zwracała uwagę, że miliony dzieci w wieku 5-11 lat zostały już zaszczepione przeciwko COVID-19 w Stanach Zjednoczonych i szczepienia "są bezpieczne". 

Rozmówczyni Agnieszki Lichnerowicz przestrzegała też, że skutki przechorowania koronawirusa mogą być znacznie poważniejsze. - Myślę tu głównie o PIMS, czyli o zespole zapalnym pocovidowym, który może uszkadzać wiele narządów. Szczególnie niebezpieczne jest zapalenie mięśnia sercowego, które doprowadza do niewydolności krążenia i to jest sytuacja zagrażająca życiu dziecka - mówiła dr Stopyra. 

Oprócz tego, jak dodała, występują liczne choroby autoimmunologiczne. - Mamy olbrzymią liczbę dzieci, u których ujawnia się cukrzyca, choroby nieurologiczne albo choroby o charakterze zakrzepowości, które mogą powodować niedowłady. Mamy również zaostrzenia innych chorób przewlekłych, np. dermatologicznych. Badamy dzieci też pod kątem uszkodzenia płuc czy innych powikłań, na które musimy być wyczuleni, bo każda fala jest inna i może przynieść coś nowego, o czym nie wiemy - wyjaśniała lekarka. 

Na razie, jak mówiła, widać przede wszystkim rosnącą liczbę dzieci z PIMS. Wszystko dlatego, że PIMS występuje około 2-4 tygodnie po przebytym zakażeniu COVID-19. - W tym czasie mniej więcej zaczęła narastać liczba zakażeń, więc teraz zaczyna nam narastać fala PIMSów - powiedziała gościni TOK FM. 

Pytana o obecne obłożenie w swoim szpitalu wskazała, że na 45 łóżek 38 jest zajętych. - Cały czas jesteśmy na krawędzi. Przyjeżdżają do nas dzieci, które wymagają tlenu. To kilkanaście przyjęć dziennie, a więc dzieci, które tylko mogą istnieć poza szpitalem, musimy wypisywać, żeby zrobić miejsce dla tych bardziej chorych - przyznała na koniec lekarka. 

TOK FM PREMIUM