Wścieklizna na Mazowszu. Ekspert tłumaczy, jak zadbać o swoje zwierzęta

Do mieszkańców Mazowsza został rozesłany specjalny alert RCB, który ostrzega przed wścieklizną u zwierząt. - Lisy, które mogą być nosicielami wirusa, występują na obrzeżach miast, więc na spacerze z psem jest możliwość kontaktu. Tak samo narażone są koty wolno wychodzące, zwłaszcza, że one mają dość silne zachowania łowne - przestrzegał prof. Tadeusz Frymus z Instytutu Medycyny Weterynaryjnej, Katedry Chorób Małych Zwierząt Kliniki Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
Zobacz wideo

W związku z nowymi przypadkami wścieklizny do mieszkańców Warszawy, Radomia oraz powiatów: otwockiego, garwolińskiego, kozienickiego, radomskiego, zwoleńskiego, wołomińskiego, mińskiego i warszawskiego zachodniego został wysłany alert RCB o treści: „Uwaga! Nowe przypadki wścieklizny. Proszę o utrzymywanie zwierząt domowych i gospodarskich w zamknięciu oraz o szczepienie psów i kotów przeciwko wściekliźnie."

Skąd nowe przypadki wścieklizny w Polsce

O to, na ile sytuacja jest niepokojąca pytany był w TOK FM prof. Tadeusz Frymus z Instytutu Medycyny Weterynaryjnej, Katedry Chorób Małych Zwierząt Kliniki Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Ekspert tłumaczył, że takie ogniska wścieklizny pojawiają się co jakiś czas, również na tych terenach, gdzie choroba została w dużym stopniu zwalczona. - Od kliku lat stwierdzaliśmy u zwierząt ok. dziesięć przypadków wścieklizny rocznie, z czego kilka u nietoperzy - podał profesor.

Wyjaśnił, że udało się to poprzez rozrzucanie bardzo skutecznej, doustnej szczepionki dla lisów. Podkreślił jednak, że jest to akcja dość kosztowna i nasi sąsiedzi - Ukraina i Białoruś - tego nie robią. - Listy z tamtych rejonów przechodzą przez granicę i czasem powstają z tego większe, lokalne epidemie. Taką od początku ubiegłego roku mamy w części województwa mazowieckiego, świętokrzyskiego i podkarpackiego - ocenił gość audycji.

Podkreślił jednak, że mówimy tu o ok. stu przypadkach wykrytych od początku ubiegłego roku. - Jak porównamy to z sytuacją sprzed 30 lat jest to bardzo mało, natomiast w porównaniu z ostatnimi latami np. 2019 rokiem, widać nasilenie - wskazał. Ekspert wyjaśniał, że to właśnie tutaj może leżeć źródło problemu. - Bodajże w 2015 roku zaprzestano szczepień lisów w całej Polsce, bo już nie było potrzeby. Szczepiono tylko ten wschodni pas przygraniczny. Dopiero jesienią ubiegłego roku zaczęto znowu rozrzucać szczepionkę w obecnie zagrożonych rejonach - wskazywał prof. Frymus.  Dodał, że taka jest też specyfika chorób zakaźnych. - One przebiegają cyklicznie. Raz jest mniejsza, a raz większa fala. Co teraz dobrze widać na przykładzie koronawirusa - podkreślał ekspert. 

Czy zwierzęta domowe są zagrożone wścieklizną?

W związku z alertem RCB wielu właścicieli psów czy kotów zaczęło się obawiać o swoje zwierzęta. Czy słusznie? - Lisy występują na obrzeżach miast, więc na spacerze z psem jest możliwość kontaktu. Tak samo narażone są koty wolno wychodzące, zwłaszcza, że one mają dość silne zachowania łowne - ocenił prof. Frymus.

Dodał, że właśnie dlatego w rejonach zagrożonych wprowadzono teraz obowiązek szczepień kotów.  - Kot kanapowy w domu się nie zarazi, ale ponieważ nie można rozróżnić, który kot wychodzi, a który nie, wprowadzono obowiązek szczepienia wszystkich kotów - mówił.

Przypomniał, że cały czas raz w roku przeciw tej chorobie należy szczepić psy. Jednocześnie ubolewał, że nikt tego obowiązku nie kontroluje. - Czasem to wychodzi, gdy pies pogryzie człowieka. Wtedy niejednokrotnie się okazuje, że nie był szczepiony już dłużej niż rok, ale to są oczywiście pojedyncze obserwacje - mówił lekarz. 

Wścieklizna u ludzi

Profesor podkreślił, że na wściekliznę wciąż umierają na świecie dziesiątki tysięcy osób. - Jest lepiej niż 20-30 lat temu, ale szacuje się, że choroba powoduje śmierć 30-60 tys. ludzi rocznie. Dotyczy to w dużym stopniu Indii, Afryki, częściowo Ameryki Południowej, Azji Południowej. Przyczyną jest brak szczepienia psów w tych rejonach - tłumaczył profesor. 

Problem stanowi znalezienie skutecznego leku, który mógłby działać u ludzi. - Człowiek może zachorować na wściekliznę nawet po wielu miesiącach od pogryzienia przez wściekłe zwierzę. Wtedy proces ten jest już tak zaawansowany, że nawet gdyby był skuteczny lek, który wstrzymuje namnażanie się tego wirusa, to ten proces jest już za daleko posunięty - tłumaczył i dodał: Jest znanych dosłownie kilka przypadków wyleczonej wścieklizny u człowieka, ogromnym kosztem i ogromnym nakładem środków. 

Prof. Tadeusz Frymus podkreślił, że nie należy więc lekceważyć żadnego ugryzienia przez zwierzę. Należy niezwłocznie zgłosić się do lekarza i jeśli będą do tego wskazania, zaszczepić się przeciwko wściekliźnie.

TOK FM PREMIUM