"Siedziałam zgięta wpół, bo wtedy łzy kapały na podłogę i nie psuły makijażu". Modelka Cleo Ćwiek o chorobie dwubiegunowej

- Raz poleciałam do Londynu zrobić kampanię Issey Miyake. Czułam się fatalnie, mimo że to była absolutnie najlepsza produkcja, w jakiej kiedykolwiek brałam udział. Łatwa praca, świetne jedzenie, przemili, troskliwi ludzie. Było mi tak głupio, że nie potrafiłam w żaden sposób się tym cieszyć ani okazać innym swojego zadowolenia. Mimo że wszystko było okej, to kilka razy prosiłam o przerwę i wychodziłam do łazienki, żeby sobie popłakać. I tak siedziałam zgięta wpół, bo wtedy łzy kapały na podłogę, a nie po mojej buzi, i nie psuły makijażu - opowiada Cleo Ćwiek, popularna modelka, Agacie Trzebuchowskiej, w książce "Clou. Jak być sobą, gdy jesteś wszystkim innym".
Zobacz wideo

Fragment pochodzi z książki "CLOU. Jak być sobą, gdy jesteś wszystkim innym" Agaty Trzebuchowskiej i Cleo Ćwiek. Książkę możesz kupić tutaj.

Ostatnio, ze względu na inne leczenie, które zaburza działanie moich leków na dwubiegunówkę, zauważyłam lekki depresyjny relapse. Zwiększenie dawki antydepresantów mogłoby grozić wyrzuceniem na stronę maniakalną, więc uznałyśmy z moją psychiatrą, że nie będziemy tego robić. No więc jestem teraz w epizodzie depresyjnym i mogę śmiało stwierdzić, że to najlepszy epizod depresyjny w moim życiu. Bardzo dobrze sobie z nim radzę. Zaczęłam zapisywać symptomy i towarzyszące mi uczucia, które tak trudno jest uchwycić i odtworzyć, gdy jesteś poza epizodem.

Gdy czuję się dobrze, większość czasu spędzam poza głową i myślę o rzeczach, które są wokół mnie, jestem obecna w swoim życiu.

W epizodzie depresyjnym nagle mam masę zawiłych myśli i łatwo mi utknąć w głowie na cały dzień albo tydzień. Żyję w alternatywnej rzeczywistości i odpadam od prawdziwego życia wokół mnie. Mogłabym po prostu leżeć, patrzeć w sufit i myśleć.

Myśli pesymistyczne?

Czasami tak, a czasami po prostu próbuję tworzyć lepsze scenariusze odciągające mnie od przytłaczającej codzienności, która w dodatku wlecze się nieubłaganie, choć czas jednocześnie przyspiesza. Dni, minuty, godziny ciągną się bez końca, bo nie jesteś w stanie za nic się zabrać, wszystko wydaje się zbyt ciężkie. Ale później nagle orientujesz się, że znowu minął cały tydzień. Albo pół roku. Miałam kiedyś taki epizod, z którego pamiętam może trzy dni, reszta zlewa mi się w jedną bezkształtną masę.

W epizodach depresyjnych najtrudniejsze jest dla mnie poczucie, że nie mam nic do powiedzenia ani do zaoferowania, przez co izoluję się od ludzi. Postrzegam siebie jako najgorsze możliwe towarzystwo, obciążające i nieciekawe.

A tylko ty tak o sobie wtedy myślisz.

Oczywiście, dlatego jest to dla mnie szczególnie dotkliwe. Bardzo długo pracowałam nad poczuciem własnej wartości, a w epizodzie depresyjnym te lata pracy zupełnie przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Ogarnia mnie ogólny fatalizm – poczucie beznadziei i braku jakichkolwiek perspektyw.

Rzeczy, które dotąd mnie interesowały, w które wierzyłam, nagle wydają mi się totalnie pozbawione sensu i skazane na porażkę. To paraliżuje jakiekolwiek działanie.

No i bardzo dużo śpię. Ja i tak na co dzień śpię około dziewięciu godzin. W epizodach depresyjnych dobijam do dwunastu.

Przesypianie staje się źródłem wyrzutów sumienia i poczucia straconego czasu?

Czasami tak, ale staram się nie hodować w sobie poczucia winy, bo wychodzę z założenia, że sen jest dla mnie leczniczy, nie traktuję go jako ucieczki. Na co dzień łatwo jest mi zmotywować się do robienia różnych rzeczy. Zwłaszcza kiedy mnie coś interesuje. A teraz wyjątkowo trudno. Na przykład kurs, który obecnie robię. Zazwyczaj w tydzień przerabiam materiał przeznaczony na trzy tygodnie. Teraz od dwóch tygodni nie jestem w stanie skończyć nawet jednego rozdziału. Podobnie jest z innymi sprawami, które do tej pory sprawiały mi dużo radości.

Problemy z motywacją to chyba jeden z najczęstszych symptomów depresji.

Innymi, przynajmniej w moim wypadku, są taka płaczliwość w oczach oraz trudne do zdefiniowania poczucie samotności. Tak jak już mówiłam, jestem raczej indywidualistką i introwertyczką. Zdecydowaną większość czasu spędzam sama i zawsze tak było. Nie przeszkadza mi to. Praca mnie do tego przyzwyczaiła. Samotne podróżowanie, lotniska, hotele. Do czasu, kiedy poznałam mojego poprzedniego chłopaka, właściwie nigdy nie leciałam razem z kimś samolotem, także samotność mam naprawdę nieźle obcykaną. Ostatnio jednak odczułam jej dojmujący ciężar. To takie wrażenie odizolowania, niezrozumienia i nieumiejętności odnalezienia się w sytuacjach społecznych. To samotność trudna do opisania, bo nie wynika z bycia samemu. Chyba brakuje mi odpowiedniego określenia. Może istnieje w innym języku, Inuici mają na przykład pięćdziesiąt określeń na śnieg.

Jeffrey Eugenides we wspaniałej Intrydze małżeńskiej opisał to tak: „Samotność jest nadzwyczajna, ponieważ nie ma charakteru fizycznego. Jest nadzwyczajna, ponieważ czuje się ją w towarzystwie kochanej osoby. Jest nadzwyczajna, ponieważ tkwi w naszych głowach, najbardziej odludnym ze wszystkich miejsc".

Nasze myśli mają niesamowitą siłę. W depresji interpretujemy rzeczywistość wokół nas w najmniej korzystny dla siebie sposób. Kiedyś utknęłam w swojej głowie na parę miesięcy. To było w Nowym Jorku. Mieszkałam sama i nie miałam siły w ogóle nic robić. Odłożyłam się wtedy na kanapie i zbierałam siły witalne, żeby pójść do pracy. Po jednym zleceniu przez kolejnych parę dni nie robiłam absolutnie nic. Raz poleciałam do Londynu zrobić kampanię Issey Miyake. Czułam się fatalnie, mimo że to była absolutnie najlepsza produkcja, w jakiej kiedykolwiek brałam udział. Łatwa praca, świetne jedzenie, przemili, troskliwi ludzie. Było mi tak głupio, że nie potrafiłam w żaden sposób się tym cieszyć ani okazać innym swojego zadowolenia. Mimo że wszystko było okej, to kilka razy prosiłam o przerwę i wychodziłam do łazienki, żeby sobie popłakać. I tak siedziałam zgięta wpół, bo wtedy łzy kapały na podłogę, a nie po mojej buzi, i nie psuły makijażu.

Totalnie widzę ten obraz.

Potworność. Najbardziej pomogła mi wtedy moja przyjaciółka Danielle. Ona jest dizajnerką i zajmuje się robieniem scenografii do sesji zdjęciowych. Któregoś dnia zadzwoniła do mnie i powiedziała, że potrzebuje zdalnie sterowanej łódki oraz takich dyni, które wyglądają jak łabędzie, i czy mogłabym tego dla niej poszukać.

To mnie od razu postawiło na nogi. Cały dzień biegałam po mieście, szukając dla niej tych rzeczy, co wcale nie było proste. Bardzo nie chciałam jej zawieść, a tryb zadaniowy, w jaki weszłam, sprawił, że tego dnia ani przez chwilę nie zastanawiałam się, jak się czuję. Taka forma dystrakcji najlepiej na mnie działa.

Bardzo ciekawi mnie sformułowanie, którego użyłaś – „odłożyć się".

Bo to nie jest zwykłe położenie się jak do łóżka, w którym jest ci dobrze i wygodnie. W Nowym Jorku miałam taką wąską sofę, złożoną z dwóch modułów, bez oparcia z jednej strony. Totalnie niewygodna, ale idealnie wpasowywała się we wnękę między kuchnią i sypialnią. I to na niej się odkładałam. A właściwie odłożyłam na osiem miesięcy.

To słowo konotuje bezużyteczność. Odkładasz coś, czego nie potrzebujesz albo co należy przeczekać. Czytałaś Mój rok relaksu i odpoczynku Ottessy Moshfegh? Bohaterką jest dziewczyna, która postanawia przespać rok swojego życia. To całkiem udana metafora depresji, ale też buntu wobec przymusu produktywności, nakładanego przez świat wokół i nas samych. W depresji trudno zachować tę aktywność. Słyszymy wtedy: „Jak można przespać tyle czasu? Takie marnowanie życia…". Sama nie jestem od tego wolna.

Ja też nie. Często się zastanawiam, czy robiąc coś, nie marnuję potencjału na zrobienie czegoś innego, czy nie tracę swoich najlepszych lat. Oceniam swoje doświadczenia w kontekście doświadczeń innych osób, niekoniecznie w podobnym wieku. Swoją drogą ocenianie wieku to jedna z najtrudniejszych dla mnie rzeczy. Często z góry zakładam, że ktoś jest w moim wieku, a potem się okazuje, że pomyliłam się o dekadę. To niestety nie pomaga. No i tak, żyjemy w czasach i w świecie, w którym każdy ma poczucie, że powinien stale coś robić. A życie składa się z wielu momentów, kiedy nie robi się nic albo w każdym razie niewiele.

Ludziom chorującym na depresję często zarzuca się lenistwo.

A większość z nich marzy tylko o tym, żeby się wyrwać z tego impasu. Ja mam teraz startup do odpalenia i bardzo chciałabym się tym zajmować non stop, tak jak jeszcze przed paroma tygodniami, ale po prostu nie jestem w stanie się do tego zabrać. Skąd się bierze ta niemoc i jak ją wytłumaczyć innym? Nie mam pojęcia.

Wydaje mi się, że ludzie zaczynają lepiej rozumieć, czym jest depresja i że jeśli ktoś nie jest w stanie zwlec się z łóżka, to nie dlatego, że jest leniwy. Ale z drugiej strony mam też taką pesymistyczną myśl, że pełne zrozumienie i akceptacja chyba nigdy nie nastąpią. Jeśli sam nie przeżywasz czegoś podobnego, to strasznie trudno jest z takim stanem empatyzować. Wiem to po sobie. Mimo własnych doświadczeń i sporego obycia z tematem wciąż trudno mi zrozumieć czyjąś depresję, kiedy sama w niej nie jestem. Widzę to w relacji z siostrą, która przewlekle choruje. Niby teoretycznie to rozumiem, ale i tak mam wobec niej oczekiwania i mówię: „Ola, zabierz się za coś". Oczywiście mówimy tu o depresji, w której mimo braku motywacji i sił witalnych jesteś w stanie jako tako funkcjonować, a nie o przypadkach, kiedy ktoś nie może wstać z łóżka, zjeść, umyć się. Ta lżejsza forma wydaje mi się paradoksalnie jeszcze cięższa do zrozumienia, bo przecież, jak musisz, to jesteś w stanie coś zrobić, więc dlaczego teraz nie możesz?

Z jednej strony światowa kariera w modelingu, z drugiej pobyt w szpitalu psychiatrycznym i zaburzenia ze spectrum. Cleo Ćwiek bez autocenzury opowiada Agacie Trzebuchowskiej o euforiach i depresjach, miłości i gaslightingu. O wieloletniej terapii. O pracy modelki od pierwszych kroków, po sukces. A także o odkrywaniu i uczeniu się zupełnie nowych rzeczy i poczuciu sprawczości, jakie daje rozwijanie pasji.Z jednej strony światowa kariera w modelingu, z drugiej pobyt w szpitalu psychiatrycznym i zaburzenia ze spectrum. Cleo Ćwiek bez autocenzury opowiada Agacie Trzebuchowskiej o euforiach i depresjach, miłości i gaslightingu. O wieloletniej terapii. O pracy modelki od pierwszych kroków, po sukces. A także o odkrywaniu i uczeniu się zupełnie nowych rzeczy i poczuciu sprawczości, jakie daje rozwijanie pasji. fot: materiały prasowe

TOK FM PREMIUM