"Lokalna półka" PiS w praktyce. Ekspertka nie gryzie się w język. "To trzeba się w głowę puknąć"

PiS przedstawił w środę program "Lokalna półka", zgodnie z którym minimum dwie trzecie asortymentu w sklepach ma pochodzić od lokalnych dostawców. Jak ostrzegała w rozmowie z tokfm.pl prof. Katarzyna Duczkowska-Małysz z Politechniki Warszawskiej, doprowadzi to do wzrostu cen żywności, i tak już wysokich z powodu inflacji. - Naprawdę ludzie nie są w stanie wydawać więcej tylko dlatego, że PiS tak powiedział - twierdziła była wiceminister rolnictwa.
Zobacz wideo

Prawo i Sprawiedliwość przedstawiło w środę kolejny punkt swojego programu wyborczego. Po obietnicy wyremontowania bloków z tzw. wielkiej płyty i poprawy jakości szpitalnego jedzenia padła propozycja pod hasłem "Lokalna półka". To wprowadzenie obowiązku, aby sieci handlowe w swojej ofercie miały minimum dwie trzecie owoców, warzyw, produktów mlecznych i mięsnych oraz pieczywa pochodzących od lokalnych dostawców. 

- PiS ma w ogóle pomysły z sufitu wzięte. Tak powstał holding rolniczy, który miał się przyczynić do tego, że ceny żywności w Polsce będą niskie, a tu nie tylko wyskoczyła inflacja, ale najbardziej wzrosły ceny żywności. Teraz PiS uważa, że jak nakaże, że dwie trzecie żywności ma pochodzić od lokalnych dostawców, to od razu jutro tak się sklepy zapełnią - mówiła w rozmowie z tokfm.pl prof. Katarzyna Duczkowska-Małysz z Kolegium Nauk Ekonomiczno-Społecznych Politechniki Warszawskiej, była wiceminister rolnictwa.

Zdaniem ekspertki nie ma więc możliwości, żeby tę obietnicę wyborczą w ogóle wdrożyć. I to co najmniej z kilku powodów. - Po pierwsze to narusza prawo. Ja rozumiem, że dla PiS-u prawo nic nie znaczy, ale każdy, kto prowadzi sklep, ma prawo decydować, gdzie kupi produkt, jaki będzie ten produkt, bo bada swoich odbiorców i musi dla tych klientów mieć ofertę, inaczej upadnie. Takie rozwiązanie narusza zasady jednolitego rynku UE, zasadę wolności gospodarczej i nie będzie mogło być zrealizowane, tak jak się PiS-owi zdaje, że jak rzuci hasło, to się tak stanie - podkreśliła prof. Duczkowska-Małysz.

"Ludzie nie są w stanie wydawać więcej tylko dlatego, że PiS tak powiedział"

Kolejną kwestią są ceny. W ocenie byłej wiceminister rolnictwa, Polaków na lokalne produkty po prostu nie stać. - Powinna być zorganizowana strategia konkurencyjności naszego rolnictwa na rynku międzynarodowym, ale na razie nie jest. Więc te wszystkie lokalne produkty i surowce są niestety bardzo drogie. Przecież rodzina wydaje przeciętnie prawie jedną trzecią środków na żywność. I naprawdę ludzie nie są w stanie wydawać więcej tylko dlatego, że PiS tak powiedział - wskazała ekspertka.

Jak zapewniał jednak w spocie PiS były minister rolnictwa - Jan Krzysztof Ardanowski, zaletą ma być dostęp do świeżych i smacznych produktów. W ocenie prof. Duczkowskiej-Małysz klienci nieraz muszą kierować się innymi względami. - Wystarczy wyjść na zwykły bazar. Tam są zawsze skrzynki z tzw. produktami o obniżonej jakości, podobnie w supermarketach i klienci wiedzą, że są takie produkty, gdzie cena jest wyjątkowo niska, ale jakość jest bardzo zła. To są te przejrzałe banany, uszkodzone papryki, połamane ogórki i już po południu tych produktów nie ma, ponieważ jest taka część społeczeństwa, wcale niemała, którą urządza to, że nawet jak jakość jest gorsza, to przede wszystkim cena jest niższa - mówiła prof. Duczkowska-Małysz

Nie jesteśmy w tej chwili, jeśli chodzi o wszystkich obywateli, bo ci, co miliony zarabiają czy setki tysięcy to może tak, na takim etapie, że dbamy o jakość. My dbamy przede wszystkim o to, żeby spiąć budżet przeciętnej rodziny z miesiąca na miesiąc. Jeżeli ma się na rodzinę kilka tysięcy, w tym dwoje dzieci to najważniejsze jest długów nie zaciągać i przetrwać do pierwszego - zaznaczyła wykładowczyni Politechniki Warszawskiej.

"A jak gdzieś nie ma produktów lokalnych, to co zrobi taki człowiek, zamknie sklep?"

Rozmówczyni tokfm.pl zwróciła także uwagę, że już teraz wiele sieci supermarketów w Polsce korzysta z zaleceń dotyczących polskich produktów w ofercie. - Ale co innego promocja produktów polskich, a co innego założenie, że sprzedaż będzie na nich oparta. Poza tym nie ma mowy o tym, że lokalnych. Polskie a lokalne to też jest różnica. W Warszawie może być przecież produkt z Podlasia - mówiła prof. Duczkowska-Małysz.

Ponadto, jak zauważyła, w wielu regionach żadnych produktów lokalnych się nie wytwarza. - A jak gdzieś nie ma produktów lokalnych, to co zrobi taki człowiek, zamknie sklep tylko dlatego, że PiS powiedział, że ma być dwie trzecie, a on nie ma skąd tego zorganizować? Będzie latał po wsi i pytał wśród tych, co jednego świniaka produkują na swoje potrzeby? Przecież to trzeba się w głowę puknąć - bulwersowała się ekspertka. 

I pytała: "Czy oni wiedzą, co to jest HACCP (System Analizy Zagrożeń i Krytycznych Punktów Kontroli, mający na celu zapewnienie bezpieczeństwa zdrowotnego żywności-red.), czy oni wiedzą, jakie warunki musi spełnić produkt, który dociera do przetwórstwa? Czy ktoś wie w ogóle na ten temat?". Specjalistka podkreśliła, że w związku z tym, że jesteśmy w UE, obowiązują nas bardzo szczegółowe wymagania dotyczące produktów spożywczych i w niektórych miejscach nie jest możliwe, żeby produkt je spełniał. - Można w ten sposób w ogóle utopić dziecko z kąpielą. Ktoś może błysnął, wydawała mu się to atrakcyjna propozycja, ale realnie rzecz biorąc to jest w ogóle nie do zrobienia - oceniła prof. Duczkowska-Małysz.

Co jest produktem polskim? "Pozbądźmy się tej fobii, że to jest argument, żeby ktoś kupił"

Skalę skomplikowania problemu pokazuje też to, że trudno czasem ocenić, co jest produktem polskim. W powszechnej świadomości jogurt z marakują raczej nim nie jest. W ocenie ekspertki powinien być on jednak tak kwalifikowany, jeśli ma polskiego producenta. - Produkty mają rozmaite wsady. W ten sposób wszystkie przyprawy, takie jak np. cynamon czy pieprz można by uważać za niepolskie, bo u nas pieprz też nie rośnie. Więc jeżeli ten jogurt jest robiony z polskiego mleka, na terenie Polski to jest uważany za produkt polski - tłumaczyła rozmówczyni tokfm.pl.

Jak zapowiada PiS, to, z jakiego kraju pochodzi produkt, będzie można sprawdzić na paragonach. Według prof. Duczkowskiej-Małysz tak naprawdę nie ma to jednak żadnego znaczenia. - Zasada jednolitego rynku mówi, że my z krajami UE handlujemy na takich samych warunkach jak Wielkopolska z Małopolską - bez ceł, bez barier, bez limitów. Więc jakie to ma znaczenie, czy produkt został tu, czy tam wyprodukowany - pytała retorycznie.

- Zresztą, jak popatrzymy w jakimkolwiek sklepie i spojrzymy na wózki, to zobaczymy, ile paragonów jest w koszach i na tych wózkach, bo klienci się w ogóle nie interesują tym, co jest napisane na paragonie. Pozbądźmy się tej fobii, że ta polskość produktu to jest argument, żeby ktoś kupił. To tak nie jest. W tej chwili decyduje przede wszystkim cena, dopiero potem smak czy jakość - oceniła prof. Duczkowska-Małysz.

Czy "Lokalna półka" pomoże rolnikom?

Zdaniem ekspertki "Lokalna półka" nie pomoże także polskiemu rolnictwu, które trzeba przeorganizować tak, żeby było konkurencyjne na wspólnym, europejskim rynku. - Nie ma mowy o tym, żeby Polska zamknęła granice jednostronnie, bo wspólna polityka handlowa nie należy indywidualnie do krajów członkowskich tylko do Komisji Europejskiej. Trzeba zmienić strategię rozwoju rolnictwa. Nie przeznaczać wszystkiego na socjale, tylko na wsparcie określonych kierunków produkcji. Tylko to wymaga aktywnych organizacji rolniczych, niepukania do państwa, żeby państwo wsparło - przekonywała była wiceminister rolnictwa.

Jej zdaniem w polskiej polityce dominuje zaś populizm. - Zawsze powtarzam, że kłamstwo jest takie soczyste, a prawda taka sucha. Nikt nie lubi słuchać, że trzeba się jakoś wysilić, żeby mieć rezultaty. U nas ta kartka wyborcza jest takim argumentem, że o niczym innym się nie myśli tylko o tym, żeby zagłosowali na mnie. I dlatego tak jest z tym rolnictwem, modernizujemy je od 30 lat i nic się właściwie nie zmieniło, jeśli chodzi o model produkcji. Wieś pchnęły do przodu unijne pieniądze - zaznaczyła.

Według rozmówczyni tokfm.pl także na jedynie wyborczy efekt obliczona jest "Lokalna półka". - Może to jako wyborcze hasło to jest chwytliwe, ale nie tylko nie rozwiąże żadnego problemu, ale prawnie jest w ogóle niedopuszczalne - podsumowała prof. Duczkowska-Małysz.

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj z oferty "taniej na zawsze". Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

TOK FM PREMIUM