Cimoszewicz o spocie MSWiA przed filmem "Zielona granica". "Wiadomo, jak to się skończy"
We środę w Warszawie odbyła się uroczysta premiera filmu Agnieszki Holland "Zielona Granica". Dramat poświęcony kryzysowi humanitarnemu na granicy polsko-białoruskiej budził emocje jeszcze przed ukazaniem się zwiastuna. Protesty przy okazji krakowskiej premiery filmu, która odbędzie się we czwartek, zapowiedziała już Młodzież Wszechpolska, a otwockie kino Oaza usunęło produkcję z repertuaru.
Wiceszef MSWiA Błażej Poboży zaproponował, by projekcję filmu w kinach studyjnych poprzedzał specjalny spot, który ma dementować rzekome kłamstwa zawarte w filmie Holland. - Ponieważ ten film pokazuje fałszywy i niesprawiedliwy obraz służb i sytuacji panującej na granicy, zdecydowaliśmy (...) że (...) film Holland będzie poprzedzony specjalnie przygotowanym spotem, który pokazuje te elementy, których zabrakło w tym filmie - przekazał Poboży.
Włodzimierz Cimoszewicz na antenie TOK FM pomysł MSWiA ocenił jako "absolutnie kuriozalny". - Żeby rząd finansował pokazywanie jakiegoś filmiku? Nie słyszałem o czymś podobnym nigdzie na świecie. Wiadomo, jak to się skończy. Ludzie na salach kinowych będą gwizdali - komentował w "A teraz na poważnie" poseł do Parlamentu Europejskiego, były premier i minister spraw zagranicznych.
To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj z oferty "taniej na zawsze". Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>
Atak na film Holland "wulgarny i prymitywny"
Krytykę, jaka spadła na Holland jeszcze przed premierą filmu, polityk porównał do antysemickiego i wymierzonego w intelektualistów przemówienia I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki, wygłoszonego po wydarzeniach z marca 1968 roku. - To wulgarny, prymitywny atak na twórców. To się po prostu w głowie nie mieści, żeby prezydent, premier i ministrowie mogli pozwalać sobie na taki prymitywizm, na taki atak na wolność twórczości - grzmiał Cimoszewicz w rozmowie z Mikołajem Lizutem.
Jak przyznał gość TOK FM, "Zielonej Granicy" jeszcze nie oglądał, jednak jako mieszkaniec Białowieży, wierzy, że "niezależnie od tego, jak okropne rzeczy pokazała Holland, są one prawdziwe lub bardzo bliskie prawdy". - Jest prawdą nieludzkie traktowanie wielu uchodźców - to, że w zimie nie pozwala się im udzielić pomocy, a ciężarną kobietę przerzucono przez druty kolczaste na stronę białoruską - powiedział Włodzimierz Cimoszewicz.
Jednocześnie - jak wskazał były premier - mamy do czynienia z aferą wizową. - Jak można pozwalać sobie na takie załgane, instrumentalne wykorzystywanie całej tej sytuacji i straszenie ludzi, zwłaszcza gdy PiS doprowadził do imigracji do Polski dziesiątek, jeżeli nie setek, cudzoziemców przebywających z tych samych krajów, z których pochodzą ci sami emigranci próbujący przedostać się nielegalnie przez granice? - pytał i dodał: - Różnica pomiędzy nimi polega na tym, że ci, którzy przechodzą przez granicę, nie zapłacili, więc są zawracani, a tamci dali łapówkę.
Morawiecki o wstrzymaniu dostaw broni do Ukrainy. "Całkowicie świadome działanie"
Rozmowa w TOK FM dotyczyła także stosunków Warszawy z Kijowem, które stają się coraz bardziej napięte. Zaczęło się od zniesienia przez Komisję Europejską embarga na ukraińskie zboże i decyzji polskiego rządu, by takie embargo wprowadzić na własną rękę.
Później - gdy Kijów złożył skargę na Polskę, Węgry i Słowację do Światowej Organizacji Handlu i zapowiedział embargo na polskie warzywa, prezydent Andrzej Duda w Nowym Jorku stwierdził, że "Ukraina jest jak tonący, który chwyta się wszystkiego, a my mamy prawo, by bronić się, by tonący nie zrobił nam krzywdy". Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełeński odparł mu, że "niepokojące jest to, jak niektórzy w Europie, niektórzy nasi przyjaciele w Europie, odgrywają w teatrze politycznym solidarność, robiąc thriller ze zbożem". Wypowiedź ta poskutkowała wezwaniem do ambasady MSZ ukraińskiego ambasadora Wasyla Zwarycza.
Do apogeum konfliktu doszło we środę, gdy premier Mateusz Morawiecki przekazał, że Polska wstrzymała dostawy broni na Ukrainę. - My już nie przekazujemy uzbrojenia na Ukrainę, ponieważ uzbrajamy teraz Polskę - powiedział w Polsat News.
Były szef MSZ nie ma wątpliwości, że zaostrzanie konfliktu polsko-ukraińskiego jest strategią wyborczą PiS. - Jest dość duże prawdopodobieństwo, że PiS może przegrać, poszukuje więc pojedynczych procentów wyborców, których można byłoby przyciągnąć do siebie, odrywając od Konfederacji czy obojętnych lub niepewnych, których trzeba pobudzić do głosowania. Są wyborcy, którzy określają wszystkich Ukraińców mianem banderowców i PiS o nich w tej sytuacji zabiega. I to całkowicie świadome działanie - zaznaczył Włodzimierz Cimoszewicz w rozmowie w TOK FM.