"Jesteśmy doprowadzeni do ostateczności". Na Śląsku protestują przeciw kolei do CPK i drżą o swoje domy

Bogdan Widawka
Mieszkańcy Mikołowa licznie przybyli na spotkanie dotyczące szybkiej kolei do Centralnego Portu Komunikacyjnego, która ma przebiegać przez Śląskie. Obawiają się, że przez tę inwestycję stracą dach nad głową. - Tu chodzi o mój dom, o dom mojego sąsiada, ale tak naprawdę chodzi o Śląsk i o to, że po raz kolejny zostaniemy zdewastowani - mówiła jedna z mieszkanek.
Zobacz wideo

"Nie dla CPK przez centrum Mikołowa. 900 osób do wywłaszczenia, 9 bloków i 79 domów do wyburzenia" - baner z takim hasłem zawisł na jednym z przedszkoli w Mikołowie. To miasto w województwie śląskim, położone na południe od Rudy Śląskiej. Dokładnie przez jego środek miałaby przebiegać szybka kolej do Centralnego Portu Komunikacyjnego.

Mieszkańcy nie chcą tej inwestycji. Istnieje bowiem groźba, że ze względu na budowę Kolei Dużych Prędkości wyburzyć trzeba będzie ponad 70 nieruchomości - domów, bloków czy zakładów produkcyjnych. Wywłaszczenia mogą dotyczyć też budynków komunalnych - i to w sytuacji, gdy miasto nie jest w stanie zaspokoić nawet obecnych potrzeb mieszkańców oczekujących na mieszkania latami.

Protesty przeciwko kolei trwają już od dawna. Mikołowianie pisali pisma, wychodzili na ulice, blokowali skrzyżowania. Mieli - i ciągle mają - nadzieję, że ktoś ich głosu wysłucha.

Z ich inicjatywy odbyło się także - w ostatnią niedzielę - spotkanie informacyjne. Zorganizowano je w auli Liceum Ogólnokształcącego im. Karola Miarki w Mikołowie. Przyszło bardzo dużo osób. Mieszkańcy przyznają, że było to największe takie zebranie do tej pory.

Mieszkańcy są żywo zainteresowani sprawą, bo w styczniu wybrany ma zostać wariant inwestorski przebiegu trasy Kolei Dużych Prędkości. 

Jak mówił burmistrz miasta Stanisław Piechula, wersje - jeśli chodzi o powiat mikołowski - są trzy. Najgorsza, jak podkreślał, to ta, która miałaby przebiegać przez centrum Mikołowa, przez ulice Mickiewicza i Stolarską. - To linia, która jest dla nas bardzo szkodliwa i tej [opcji] najbardziej się boimy - mówił burmistrz.

"Tak, jesteśmy doprowadzeni do ostateczności"

- Nie jesteśmy miejscem wykluczonym komunikacyjnie, jak nam się to próbuje wmówić - podkreślała Ewa Chmielorz, przewodnicząca miejskiej komisji ds. Centralnego Portu Komunikacyjnego. - Nie jesteśmy przeciwko rozwojowi, ale nie zgadzamy się na degradację środowiska i wywłaszczenie ludzi - dodawała.

- Jeżeli ktoś powie, że wychodzenie na ulice jest ostatecznością, to mogę powiedzieć: tak, jesteśmy doprowadzeni do ostateczności. Ale protest jest prawnie dopuszczalnym środkiem wyrażania naszej woli - mówiła dalej Chmielorz.

- Nie chcemy Kolei Dużych Prędkości biegnącej przez Mikołów w żadnej wersji - stwierdził z kolei Bartek Orszulik, mieszkaniec ulicy Stolarskiej. - Kolej Dużych Prędkości podzieli miasto na pół i nie trzeba być wybitnym socjologiem, żeby wyobrazić sobie, jaki to będzie miało skutek dla miasta i jego mieszkańców - dodał w rozmowie z nami.

- Teraz czekamy na wybór linii inwestorskiej, czyli jednego wariantu przebiegu trasy KDP. Następnie zostanie złożony wniosek o wydanie decyzji środowiskowej - mówiła Chmielorz. I przyznała, że "wywłaszczenia mieszkańców są jak najbardziej realne". - To się już dzieje w Polsce. Mamy materiały filmowe, które pokazują, że ludzie musieli opuścić swoje domy i mieszkają u rodziny. Boimy się, że nas też to dotknie - nie kryła obaw mieszkanka Mikołowa.

- Nie wiemy, jak to wszystko się zakończy, ale wierzymy, że nasze protesty i opór społeczny będą brane pod uwagę. Tu chodzi o mój dom, o dom mojego sąsiada, ale tak naprawdę chodzi o Śląsk i o to, że po raz kolejny zostaniemy zdewastowani - podkreślała nasza rozmówczyni.

Kolei Dużych Prędkości nie należy mylić z programem Kolej Plus, o który Mikołów stara się od lat. W ubiegłym tygodniu podpisano umowę, która zakłada, że przez miasto nie będzie przebiegała tylko "jednotorówka", ale dwie linie dla kolei podmiejskich (między Katowicami a Orzeszem-Jaśkowicami).

TOK FM PREMIUM