Wstęga "Nie da się" przecięta. Gorzkie "otwarcie" przebudowywanego węzła w Gdyni

Społecznicy z Gdyni uroczyście "otworzyli" przebudowany węzeł na jednej z głównych ulic miasta. Włodarze sami nie mogli tego zrobić, bo choć deklarowany przy rozpoczęciu budowy termin zakończenia prac nadszedł, roboty - a wraz z nimi rozkopy, objazdy i korki - trwają w najlepsze. Podczas czwartkowego wydarzenia padło w kierunku władz miasta wiele gorzkich słów.
Zobacz wideo

Gdyński Węzeł Karwiny na wizualizacjach wygląda imponująco - szerokie jezdnie, buspasy, drogi rowerowe i parking przy stacji Pomorskiej Kolei Metropolitalnej. W rzeczywistości jednak to ciągle plac budowy. 

- To jeden z najważniejszych projektów infrastrukturalnych, które realizujemy w ostatnich latach w Gdyni - mówił w październiku 2021 roku wiceprezydent miasta Marek Łucyk. - Mieszkańcom Karwin i sąsiednich dzielnic będzie zdecydowanie łatwiej łączyć różne formy transportu, z naciskiem na komunikację zbiorową - dodawał. Zapowiadał zakończenie prac najpierw na koniec czerwca 2023 roku, a po deklaracjach wykonawcy, że roboty uda się przyspieszyć o 50 dni - na pierwszą połowę maja.

Prac nie udało się przeprowadzić szybciej. Nie ma też szans na termin czerwcowy. Okolice węzła to wciąż głębokie wykopy w miejscu jezdni, góry żwiru zamiast pokazywanej na wizualizacjach zieleni i wąskie przejazdy przez teren budowy wygodnej drogi w kierunku obwodnicy i Trasy Kaszubskiej.

"Wszyscy płacimy za ten remont"

Zamiast miejskiego święta, jakim mogłoby być oddanie inwestycji w terminie, w okolicy węzła odbyła się w czwartek gorzka uroczystość, zorganizowana przez zrzeszonych w ramach Gdyńskiego Dialogu społeczników i opozycję. - Przecinamy wstęgę z napisem: "Nie da się" - mówiła Natalia Kłopotek-Główczewska z Gdyńskiego Dialogu. - Tylko symbolicznie możemy dzisiaj otworzyć ten węzeł - rozkładała ręce.

- Wszyscy z własnej kieszeni codziennie płacimy za remont, który się przedłuża - mówił ze wzburzeniem Krzysztof Karnkowski, mieszkaniec sąsiadujących z budową dzielnic. - Płacimy własnym czasem i własnym paliwem. Gdyby zliczyć liczbę samochodów oraz liczbę godzin, które ludzie tutaj spędzają, liczbę straconych zajęć dla dzieci i ilość dwutlenku węgla, który się tutaj unosi, to okazałoby się, że inwestycja nie tylko przekracza w kosztach zamiary budżetowe miasta, ale również ciężar tego wszystkiego jest zrzucany bezpośrednio na nas, mieszkańców - przekonywał.

Rekord w korku? 2,5 godziny

- Przed rozpoczęciem remontu dojazd do pracy zajmował mi 25-30 minut - wyliczał Bartłomiej Austen z Gdyńskiego Dialogu. - Teraz to trwa przynajmniej 45 minut w jedną stronę. Codziennie Samorządność (rządzące Gdynią ugrupowanie) zabiera mi pół godziny życia. A teraz przemnóżmy to przez tygodnie, miesiące i lata - kręcił głową aktywista. Jak dodał, w skrajnych przypadkach przejazd przez remontowane ulice jest znacznie dłuższy. - Mój prywatny rekord to 2,5 godziny w jedną stronę. Wszystko tutaj jest totalnie "skasztanione", inwestycja powinna być już oddana, a tak naprawdę pytania są, czy zdążymy do końca roku - nie krył oburzenia.

- Jesteśmy w miejscu, w którym ma zostać wybudowana pętla trolejbusowa, a prace się w ogóle nie rozpoczęły - mówił z kolei Szymon Jaros z Gdyńskiego Dialogu. - Po drugiej stronie ma być wybudowany parking na 140 miejsc postojowych. Dziś jest to zaplecze budowy - dodał.

"Żądamy dymisji i przeprosin"

- Po takiej wtopie, jaką jest ta inwestycja, żądamy dymisji pana wiceprezydenta Marka Łucyka - oznajmił Marcin Strzelczyk z Nowej Lewicy. - Żądamy również umiejscowienia tablic informujących, kiedy inwestycja zostanie skończona. Na tablicach powinny znaleźć się też słowa przeprosin dla mieszkańców za to, co tutaj się dzieje. Za to, że stoimy w kilometrowych korkach - przekonywał.

Gdyński magistrat problem z remontem komentuje dosyć ogólnikowo, podając tylko orientacyjny czas zakończenia budowy. Biuro prasowe Urzędu Miasta Gdyni poinformowało, że trwają jeszcze ustalenia dotyczące aneksu z wykonawcą, a końca remontu należy spodziewać się jesienią.

TOK FM PREMIUM