"Nie ma już tej nadziei, że wojna szybko się skończy". Przejmujące relacje ukraińskich uchodźców

Anna Gmiterek-Zabłocka
- To takie moje pierwsze doświadczenie w praktyce akademickiej, że nie namawiam do rozmów. Rozmawiam wyłącznie z osobami, które są gotowe się otworzyć, które są w pewnej ustabilizowanej sytuacji życiowej - mówi dr Anna Wylegała z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. Jest koordynatorką nagrań rozmów z uchodźcami z Ukrainy w ramach projektu ''Piąta rano. Świadectwa wojny''.
Zobacz wideo

- Pomysł na ten projekt pojawił się we Lwowie, w Centrum Historii Miejskiej. To tam zaczęto dokumentować wojnę w momencie, w którym ona wybuchła - zbierać zdjęcia, filmy, nagrywać rozmowy. Po jakimś czasie naukowcy stamtąd odezwali się do nas z pytaniem, czy nie chcielibyśmy im pomóc i włączyć się w ich inicjatywę. Widzieli, jak wielu uchodźców trafia do Polski albo stąd jedzie dalej, do innych krajów Europy - mówi TOK FM polska koordynatorka projektu dr Anna Wylegała z Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. 

Wywiady są zatem przeprowadzane wśród Ukraińców na Ukrainie i w Polsce. Na Ukrainie dotyczą przede wszystkim doświadczenia życia w kraju będącym w stanie wojny oraz wewnętrznego uchodźstwa i organizacji pomocy. W Polsce natomiast badacze skupiają się na tym, co przeżyli i przeżywają uchodźcy, którzy trafili do naszego kraju. "Staramy się zrekonstruować sytuację bezpośrednio przed wybuchem wojny, czas tuż po wkroczeniu wojsk rosyjskich, podejmowanie decyzji o opuszczeniu kraju, podróż, proces przekroczenia granicy oraz pierwszy okres po przybyciu do Polski" - piszą inicjatorzy projektu. 

Blisko 200 wywiadów

Początkowo u niektórych badaczy w Polsce pojawiły się wątpliwości etyczne - czy trwająca wojna i związane z nią trudne emocje to dobry czas na nagrywanie relacji. - Były na przykład postulaty, by zaczekać z dokumentacją aż skończy się wojna albo aż sytuacja się uspokoi. Tylko kto miałby decydować, co oznacza, że się uspokoiło - dla kogoś z Kijowa mogło się uspokoić, a dla kogoś z Bachmutu nie - mówi Wylegała.

Rozmawiano na ten temat m.in. z psychoterapeutami, w sprawie wypowiedziała się też Komisja ds. Etyki w IFiS PAN, wydając ostatecznie pozytywną rekomendację dla badań.

- Jako historycy i badacze społeczni skupiamy się na zapisie doświadczenia wojny z perspektywy jego uczestników - mówi Wylegała. I dodaje, że na dziś długich, rozbudowanych wywiadów, bardzo różnorodnych w swej treści, jest już blisko 200. Wszystkie trafią do Archiwum Danych Jakościowych PAN i będą udostępnianie wyłącznie do celów naukowych, ewentualnie również artystycznych. Na dziś nie ma mowy o tym, by - tak jak ma to miejsce przy innych nagraniach związanych z historią mówioną - były ogólnodostępne w sieci. 

Przygotowując się do rozmów z uchodźczyniami i uchodźcami z Ukrainy, badacze mieli kontakt z kolegami, którzy pracowali w Rwandzie, ale też osobami, które zbierały materiały na granicy polsko-białoruskiej. - Braliśmy to doświadczenie z projektów, które miały podobne dylematy metodologiczne i etyczne - wskazuje nasza rozmówczyni. 

"Nie namawiam do rozmów"

Nagrywane są głównie kobiety, bo to one w większości zamieszkały w Polsce, razem z dziećmi. - Rozmawiamy wyłącznie z tymi, które chcą rozmawiać. To takie moje pierwsze doświadczenie w praktyce akademickiej, że nie namawiam do rozmów. Rozmawiam wyłącznie z osobami, które są gotowe się otworzyć, które są w pewnej ustabilizowanej sytuacji życiowej - słyszymy. 

Rozmówczyniami w zdecydowanej większości są kobiety ze wschodniej Ukrainy, z reguły dobrze wykształcone. Wśród nich są nagrania z mieszkankami Mariupola, które nie mają gdzie wracać, bo ich domów już nie ma. Opowiadają m.in. o swojej dzisiejszej pracy. - Oczywiście, tu nie można dokonywać uogólnień, ale bardzo często jest to praca poniżej ich kwalifikacji. Nagrywałam na przykład prawniczkę, która myje podłogi czy menadżerkę, której firma nie przeniosła się do Polski i ona teraz opiekuje się dziećmi. Część kobiet pracuje też zdalnie w Ukrainie. To, co je łączy, to ogromna determinacja, by się w Polsce jakoś utrzymać - mówi Wylegała. 

Dr Anna WylegałaDr Anna Wylegała Fot. Anna Gmiterek-Zabłocka/ Radio TOK FM

Dokumentacją dźwiękową zajmuje się 10-osobowy zespół, w tym dwie badaczki, które same są uchodźczyniami. Wszyscy starają się przeprowadzać rozmowy według wcześniej założonego kwestionariusza. - To jest rozbudowana lista kilkunastu pytań. Są bardzo szczegółowe. To jest tak naprawdę pewien scenariusz, który ma pomóc osobie nagrywającej oraz osobie nagrywanej, bo ona dostaje tę listę wcześniej. Oczywiście, rozmowa jest otwarta, nie ograniczamy naszych rozmówców. Zawsze zaczynamy od ogólnego pytania: "Proszę mi opowiedzieć o sobie wszystko, co ma znaczenie w kontekście wojny" - mówi TOK FM badaczka. Bywa, że odpowiedź tylko na to pierwsze pytanie trwa nawet dwie godziny. 

- Zaczęliśmy nagrywać równo rok temu. Te relacje były wtedy zupełnie inne od tego, co nagrywamy teraz. Tamte były naprawdę bardzo, bardzo świeże. Słychać było głównie niesamowite zaskoczenie faktem, że coś takiego mogło się wydarzyć. Jednocześnie wspomnienia z dnia wybuchu wojny były wtedy niemal fotograficzne - wspomina nasza rozmówczyni.

Dziś, jak dodaje, część rozmówców pewnych szczegółów już nie pamięta. W opowieściach pojawia się dystans. - Nie ma już tej ogromnej nadziei, która była przed rokiem, że wojna szybko się skończy. Dziś więcej jest o utracie - utracie bliskich, dotychczasowego życia, statusu społecznego, domu, znajomych, stabilizacji. Ja bym nawet powiedziała, że teraz te opowieści są bardziej smutne i trudniejsze niż rok temu - podkreśla Anna Wylegała. 

Opowiada, że dla niej jedną z najbardziej wstrząsających historii była opowieść 30-latki z Dniepra, która musiała uciekać z kraju miesiąc po tym, jak urodziła pierwsze dziecko. - To jest opowieść, w której nie ma dramatu, nikt nie zginął. Ale poruszyła mnie, tak po ludzku, do głębi. Ta kobieta przyjechała z Dniepra samochodem, z dzieckiem przy piersi. I ten ojciec zobaczył synka ponownie dopiero po wielu miesiącach, jesienią. Żona pojechała z tym synkiem do Lwowa i tam się spotkali. Jakie musiały być w tych ludziach emocje? Chodzi m.in. o więzy rodzinne, często zerwane, na stałe albo na długo. To jedna z wielu takich poruszających historii - mówi gościni TOK FM.  

Czymś, co różni historie sprzed roku i te teraźniejsze jest też kwestia śmierci. - Coraz częściej pojawiają się opowieści o tym, że ktoś na tej wojnie zginął. Bliski, znajomy, kolega, przyjaciel. Minął rok wojny, wiele z naszych rozmówczyń ma synów, mężów, przyjaciół, kuzynów i oni na tej wojnie giną. Niejednokrotnie jako żołnierze. Mieliśmy sytuację, gdy jedna z badaczek nagrała wywiad, a kilka dni później zginął mąż tej kobiety, zostawiając ją z czwórką dzieci. Ta wojna trwa, wszyscy to niestety wiemy - podsumowuje Anna Wylegała. 

TOK FM PREMIUM