Granty się skończyły, wsparcia brak. To koniec popularnej Bazy w Warszawie?

Anna Gmiterek-Zabłocka
Szefem kuchni jest tu Omaid. Za barem stoi Dasza. Jest też Kebeh, Amsal i inni - z różnych zakątków świata. W Bazie gotują, podają kawę, rozmawiają z warszawiakami i goszczą innych cudzoziemców. Tu, jak mówią, czują się jak w domu. Nietypowa inicjatywa daje uchodźcom pracę, zapewnia wsparcie i godne życie. Dziś ma jednak problemy finansowe.
Zobacz wideo

Baza istnieje w Warszawie od półtora roku, znajduje się przy ulicy Marszałkowskiej. To popularne miejsce zarówno wśród Polaków, jak i cudzoziemców. Niektórzy przyjeżdżają tu specjalnie, by spróbować, jak gotują uchodźcy. Lokal działa w ramach tzw. ekonomii społecznej - nikt na nim nie zarabia. Pieniądze ze sprzedawanego jedzenia idą na czynsz, pensje pracowników i opłaty za media. 

Baza do tej pory działała m.in. dzięki grantom z ambasad Niemiec i Szwajcarii. - Pozwoliło to częściowo utrzymać naszą działalność. Finansowanie skończyło się w maju, a co gorsza - w wakacje obroty działalności gospodarczej spadły o 40 procent - słyszymy od pracowników. Stąd internetowa zrzutka i walka o to, by Baza nie zniknęła. 

Nad wejściem do BazyNad wejściem do Bazy Fot. Anna Gmiterek-Zabłocka/ Radio TOK FM

22-letnia Amsal przyjechała do Polski pod koniec 2021 roku, tuż po tym, jak do Afganistanu weszli talibowie. Uciekła z kraju razem ze starszym bratem. Była studentką stosunków międzynarodowych, ale studia musiała przerwać. Jak wspomina, początki w naszym kraju nie były łatwe - nie znała języka, ludzi ani polskiej kultury. Mieszkała w ośrodku dla uchodźców w Dębaku. Przekonuje, że wszystko się zmieniło, gdy trafiła do Bazy. - Poznałam uśmiechniętych, pozytywnych ludzi i pogodną Polskę. I tu się odnalazłam - opowiada. 

Amsal świetnie mówi po angielsku. Rozpoczęła w Polsce studia na kierunku zarządzanie i przywództwo. Jednocześnie cały czas pracuje w Bazie - za barem. Przygotowuje koktajle, lemoniady, kawy, herbaty - alkoholu się tu nie sprzedaje. - Mamy chociażby Afghan Masala Chai, bardzo lubianą przez naszych klientów. To taki specjalny drink z mlekiem i czarną herbatą. Do tego oczywiście przyprawy - pokazuje.

Pracuje razem z innymi uchodźcami z Afganistanu, Iraku, Ukrainy i innych krajów. Pomaga też w organizacji realizowanych w Bazie wydarzeń, czasami robi tłumaczenia. - Dużo też rozmawiam z ludźmi, z naszymi klientami. Pytają, jak trafiłam do Polski z Afganistanu, jak się tu odnajduję. Opowiadam im o naszym jedzeniu - tłumaczy Amsal. 

Jedzenie jest bardzo zróżnicowane. Jak podkreślają uchodźcy, zawsze gotowane z miłością. - Mamy kuchnię wegańską i wegetariańską. Mamy m.in. różne potrawy z curry, ale też jajko po afgańsku czy afgańskie boloni - opowiada nasza rozmówczyni. Boloni to specjalne faszerowane warzywami placki. - Ludzie lubią tu przychodzić, bo Baza jest inna od podobnych tego typu miejsc. Dla mnie to miejsce jest jak dom. Nie czuję się tu jak w obcym kraju. Wprost przeciwnie - mówi Amsal.  

Szefem kuchni w Bazie jest Omaid z Afganistanu. W swoim kraju - przed wejściem talibów - był nauczycielem biologii i chemii. Zawsze lubił gotować. W domu robił to najczęściej z mamą - tak zdobywał doświadczenie. Uciekał z Afganistanu razem z tysiącami innych osób. Na lotnisku, czekając na jakikolwiek samolot, stał dwie doby. Dziś ma już w Polsce status uchodźcy. Podobnie jak Kebeh z Liberii. Ona z kolei przepłynęła - razem z innymi migrantami - Morze Śródziemne. Jest samotną matką z dwójką dzieci. Trafiła do Polski. Dziś pracuje w Bazie na zmywaku. 

Za barem możemy też spotkać Daszę - Białorusinkę, która jest w Polsce już trzy lata. - Odwiedzają nas osoby, które chcą zjeść coś dobrego, ugotowanego z miłością, bo wszystko gotujemy z miłością. Jest na przykład omlet po irańsku ze szpinakiem, jajkiem czy tofu. Wiele osób regularnie do nas wraca - również na dobre kawy czy niespotykane nigdzie indziej lemoniady - mówi Dasza. - Mamy też barszcz ukraiński, który jest u nas codziennie i cieszy się powodzeniem - opowiada. Jak dodaje, Baza to jednak nie tylko jedzenie, ale cała masa spotkań czy warsztatów. - Na przykład były warsztaty, na których wykonywano łapacze snów. I one teraz u nas wiszą - tłumaczy. 

Krzysztof Górniak z Białorusinką, Daszą w BazieKrzysztof Górniak z Białorusinką, Daszą w Bazie Fot. Anna Gmiterek-Zabłocka/ Radio TOK FM

- Nasza Baza została stworzona przez Stowarzyszenie Inclusive.Buzz. To miał być dom kultury, takie community center - miejsce otwarte na różne inicjatywy, na wydarzenia aktywistyczne. Udało nam się zebrać fundusze na otwarcie i dajemy radę - mówi Krzysztof Górniak, menadżer Bazy. - I od początku założyliśmy otwarcie kuchni. Postanowiliśmy postawić na uchodźców, którzy będą tu pracować. I tak jest. Nasi pracownicy nie do końca mówią po polsku, ale mówią po angielsku, co nie jest problemem w centrum Warszawy - mówi gość TOK FM.

Dziś w Bazie pracuje osiem osób z różnych stron świata. - Mieliśmy pewne obietnice wsparcia finansowego, które miało trwać trochę dłużej, ale to się nie udało. Skończyły nam się granty, które mieliśmy, m.in. na organizacje zajęć i dokarmiania młodzieży ukraińskiej - w zajęciach brało udział kilkaset osób. Jesteśmy oczywiście w trakcie kolejnych procedur grantowych, ale w tej chwili są wakacje, na granty czekamy, a zamówień - z uwagi na wyjazdy i uropy - jest mniej. Stąd nasze problemy i stąd zrzutka, by to miejsce mogło dalej działać - mówi Krzysztof. 

Baza to nie tylko jedzenie. W ostatnim roku odbyły się tu m.in. warsztaty dla grup ze środowisk klimatycznych, równościowych, społeczności LGBTQ czy uchodźczych. To tu odbywała się też nauka języka polskiego dla migrantów czy zajęcia taneczne w projekcie Refugees Dance Club. Były również cotygodniowe spotkania pod hasłem Wolne Czwartki dla młodzieży uchodźczej. Odbywały się liczne koncerty, wieczory poetyckie, śpiewogry i wernisaże.

"O rety, ludzie, Baza to rzadki skarb! Miejsce, gdzie udaje się nam z Polskie Forum Migracyjne pracować wspierająco z młodzieżą migrancką" - pisze na Facebooku Agnieszka Kosowicz, prezeska Polskiego Forum Migracyjnego. 

TOK FM PREMIUM