Urodziny Hitlera to nie była "niewinna impreza". "Polscy neonaziści mówili wprost, że uchodźców powinno się zabić"

- Państwo polskie od dawna lekceważy neonazistów, bo nie uprawiają terroru politycznego. Ale sytuacja się zmienia i w Polsce mamy już wielu uchodźców z Ukrainy. Te ruchy neonazistowskie mogą stać się atrakcyjne dla wielu osób, które już teraz są niechętnie nastawione do migrantów. Tacy ludzie będą mieli gdzie pójść - mówi Anna Sobolewska, współautorka reportażu TVN o urodzinach Hitlera.
Zobacz wideo

W sądzie rozpłakał się i mówił, że prokurator "chce go wsadzić do więzienia za imprezowanie w lesie". Żalił się, że gdy wszczęto wobec niego śledztwo, odwróciło się od niego wielu znajomych i został usunięty z grupy rekonstrukcyjnej. Miał też spotykać się z szykanami w pracy, obelgami, wyzwiskami, a nawet zostać pobity. - Ile jeszcze kar muszę otrzymać, żeby to się skończyło? - pytał. A przecież, jak dodał, chciał tylko dobrze się bawić.

Mateusz S., ps. "Sitas" mówił tak o urodzinach, które zorganizował w 2017 roku. Zaprosił na nie grupkę znajomych i młodą kobietę, którą poznał na Facebooku. - Przed urodzinami rozmawiałam z nim przez telefon. Śmiałam się i go zagadywałam, więc pewnie pomyślał, że warto zaprosić sympatyczną dziewczynę na imprezę. Był bardzo uprzejmy – wspomina Anna Sobolewska.

Urodziny odbywały się na wzgórzu w lesie koło Wodzisławia Śląskiego. Sobolewska szła tam z Piotrem Wacowskim udającym jej chłopaka. W telefonie słyszała głos "Sitasa", który tłumaczył, gdzie mają skręcić, by dotrzeć na miejsce. - Po 15 minutach drogi nagle zobaczyliśmy pagórek, a na nim łopoczące flagi III Rzeszy i swastyki. Byłam zszokowana. To połączenie kolorów – czerwonego, czarnego i białego – widziałam na zdjęciach z czasów nazistowskich Niemiec. Do tego ogień, który kojarzył się z płonącymi pochodniami. Nikt tam nie krył się z tą symboliką. Bardziej spodziewałabym się jej na planie filmu historycznego, a tu mieliśmy do czynienia ze współczesną imprezą w polskim lesie – opisuje Anna.

Były to 128. urodziny Adolfa Hitlera, które świętowali polscy neonaziści. Sześcioro uczestników tych "obchodów", w tym "Sitas", ma dziś (we wtorek 31 maja) usłyszeć wyrok w Sądzie Rejonowym w Wodzisławiu Śląskim. Prokuratura wniosła o wymierzenie oskarżonym kar bezwzględnego więzienia - od 8 do 16 miesięcy.

Quasi-religijny rytuał i kiełbaski

Anna Sobolewska była wtedy dziennikarką "Superwizjera" TVN, a Piotr Wacowski operatorem, który rejestrował urodziny Hitlera ukrytą kamerą. Chcieli pokazać od środka środowisko polskich neonazistów ze zdelegalizowanego już stowarzyszenia Duma i Nowoczesność, którego szefem był "Sitas". - Gdy dotarliśmy na miejsce, trwały jeszcze przygotowywania do imprezy. Faceci zbijali sobie z drewienek swastykę i rozwieszali kolejne flagi na drzewach. Układali też na torcie swastykę z wafelków – opowiada dziennikarka.

Wszystkim zarządzał "Sitas", który przebrał się w mundur SS. Sobolewska zapamiętała, że celebrował nie tylko Hitlera, ale też siebie. - Wydawał rozkazy tej grupie i mówił, że jest ich wodzem. Miałam wrażenie, że to nieszczęsny człowiek, który spełnia jakąś swoją fantazję. Wszystko dokładnie zaplanował i dbał o szczegóły. Zorganizował tort i zrobił ołtarzyk ze zdjęciami Hitlera. Widziałam, że spełnia się w tej roli i cieszy go każda minuta. Ewidentnie chciał czuć się ważny i napawać się swoim autorytetem. To mnie w nim niepokoiło – przyznaje.

"Sitas" rozdał wszystkim śpiewniki i puścił hymn nazistowskich Niemiec. Zadbał nawet o to, by w śpiewniku był fonetyczny zapis słów – dla tych, którzy nie znali niemieckiego. - Później wygłosił przemowę na cześć Hitlera. Mówił, że führer był wspaniałym dowódcą i wielkim politykiem. Że szanował wartości konserwatywne. Opiewał też jego przymioty osobiste, czyli że był rodzinny i szarmancki dla kobiet – relacjonuje dziennikarka.

Następnie wzniósł toast za "za Adolfa Hitlera i naszą ojczyznę, ukochaną Polskę", a po zmroku razem z innymi uroczyście zapalił drewnianą swastykę nasączoną podpałką do grilla. Wszyscy krzyczeli "Sieg heil!" i robili pamiątkowe fotki ze swastyką w tle.

Po odprawieniu quasi-religijnego rytuału na część wodza III Rzeszy nadeszła towarzyska część spotkania – z ogniskiem, kiełbaskami i alkoholem. - Ale nawet wtedy cały czas hajlowali. Najwyraźniej to lubili. Rozmawiali o tym, że Hitler szanował Polaków, a ci współcześni lewaccy politycy mają Polskę za nic, bo sprowadzają tutaj uchodźców. Gadali o tym całymi godzinami. Skarżyli się, że polskie służby ich gnębią i przyznawali, że nienawidzą tego państwa. Niepokoiła mnie ich fascynacja przemocą, nienawiścią do uchodźców i Żydów. Mówili wprost, że powinno się tych "wrogów" wykończyć, zabić. Imponował im plan Hitlera dotyczący "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej". I to, że miał pomysł na realizację tego planu. Ta ich brutalność była szokująca – wspomina Anna Sobolewska.

Ryzyko dekonspiracji

Umówiła się z Piotrem Wacowskim, że to ona porozmawia z uczestnikami urodzin Hitlera, a on będzie wszystko rejestrował ukrytą kamerą. Wcześniej postanowiła więc trochę wgryźć się w kod kulturowy, którym posługują się neonaziści. Słuchała piosenek takich zespołów jak "Honor" czy "Obłęd", które są dla nich kultowe.

- Gdy rozmawiałam z tymi ludźmi w sieci, zauważyłam, że nie mają wielkiej wiedzy historycznej i nie będą mnie z niej odpytywali. Widziałam też, że są bardzo wyczuleni na osoby, które chcąc wejść do ich grupy, popisują się skrajnymi poglądami. Wolałam więc, żeby mnie potraktowali jako zwykłą dziewczynę, która chce po prostu pójść z nimi na imprezę. Dlatego dobrze było znać utwory, które lubili. Na wypadek, gdyby zapytali, co puścić w następnej kolejności – mówi.

Na miejscu ekipa "Sitasa" potraktowała jednak Wacowskiego jako nazistę, a Sobolewską jako jego dziewczynę. Posadzili ją ze swoimi żonami, które rozmawiały o dzieciach, szkole i wakacjach, a Wacowskiego wzięli do siebie na pogawędki o żydowskich spiskach, lewakach i imigrantach. - Na niego spadł ciężar rozmawiania w taki sposób, żeby nas nie zdekonspirować. Gdyby tak się stało, to mogłoby się to dla nas źle skończyć. Nie wiem, jak mielibyśmy sobie poradzić z dziewięcioma facetami w lesie. Podejrzewałam, że byliśmy zagrożeni fizycznie. Ale miałam wystrzał adrenaliny, więc mniej o tym myślałam – tłumaczy.

Na szczęście, jak dodaje, prawie nikt ich nie przepytywał, bo uznano, że są znajomymi głównego organizatora imprezy. Tylko facet z siekierą był wobec nich podejrzliwy. - Rąbał drewno na ognisko i był wobec nas agresywny. Miał problem z tym, że nas nie zna. Pytał, czy jesteśmy z ABW i czy piszemy raport z tego spotkania. Ale on był kompletnie pijany i lekceważony przez pozostałych - relacjonuje.

Dziennikarze czuli jednak, że im dłużej trwa impreza, tym bardziej wzrasta ryzyko wpadki. Chcieli więc jak najszybciej z niej wyjść. - To była sytuacja ryzykowna, bo byliśmy zmuszeni do rozmawiania z tymi ludźmi przez wiele godzin. A ja przedstawiłam się jako dziewczyna z Rybnika, w którym nigdy wcześniej nie byłam. Wystarczyłoby więc, żeby ktoś podrążył ten temat i zostalibyśmy zdekonspirowani. Ale też nie mogliśmy wyjść za wcześnie. Wszyscy myśleli, że przyszliśmy tam się bawić, a nie wpaść na chwilę i się zmyć. Nawet jak wycofaliśmy się po wielu godzinach, jakoś o pierwszej w nocy, to mieliśmy wrażenie, że to budzi w nich podejrzliwość - tłumaczy.

Zapamiętała też twarz Bertolda Kittela, trzeciego autora materiału, który czekał na nich w samochodzie. - Gdy wróciliśmy do niego, był potwornie blady. Bał się o nas, bo przez te wszystkie godziny nie miał z nami kontaktu – wspomina już ze śmiechem.

"Fala ludzi wznosi ręce do salutu nazistowskiego"

Prawnicy Mateusza S. utrzymywali w sądzie, że nie może odpowiadać karnie za propagowanie faszyzmu na urodzinach Hitlera, bo miały charakter prywatny. Jednak zdaniem prokuratury impreza była publiczna. Bo choć zorganizowano ją w lesie, to jej uczestnicy zgromadzili się w widocznym miejscu - na wzgórzu, wokół którego są ścieżki dla spacerowiczów i rowerzystów, a kilkaset metrów dalej zabudowania i publiczna droga z przystankami autobusowymi. Jak dodała prokurator, spotkanie odbywało się, gdy było jeszcze widno i z łatwością mogła je dostrzec każda osoba, znajdująca się w pobliżu.

Zresztą "Sitas" został oskarżony przez prokuraturę o propagowanie nazistowskiego ustroju nie tylko w czasie urodzin Hitlera, ale również podczas koncertu w rybnickiej dzielnicy Boguszowice oraz na festiwalu Orle Gniazdo.

- A Orle Gniazdo to publiczna i ogromna impreza, na którą kupuje się bilety. Przyjeżdżają tam setki osób, w tym rodziny z dziećmi. Byłam tam i wiem, że choć festiwal uchodzi za narodowo-patriotyczne wydarzenie, to jest tam mnóstwo nazistowskiej symboliki. Podobnie jak na bardziej zakonspirowanych urodzinach w lesie. Widziałam, jak fala ludzi wznosi ręce do salutu nazistowskiego i krzyczy "sieg heil!". Słyszałam, jak wokalistka mówi ze sceny, że zdrajcę Tuska powinno się ugodzić nożem prosto w serce. Tam było przyzwolenie na przemoc i przekonanie, że polityka powinna się nią żywić. A wszystko to działo się przy dzieciach – opisuje Anna Sobolewska.

Dlatego nie przyjmuje tłumaczeń, że nie ma w Polsce neonazistowskiego środowiska, a takie incydenty jak urodziny Hitlera są niewinną, bo groteskową zabawą historyczną. - Nasz reportaż o urodzinach Hitlera i Orlim Gnieździe to opowieść o szerszym zjawisku. O ludziach, którzy potrafią zorganizować ogromne imprezy w Polsce. To nie jest przypadek, że są przesycone akurat nazistowską symboliką i zachwytem nad Hitlerem. Ludzie tam fascynują się przemocą i nienawiścią. Uważają, że tych wszystkich uchodźców należy mordować. Nie można tego bagatelizować. Mieliśmy w Polsce przecież sporo pobić i podpaleń na tle rasistowskim. Do tego jeszcze zabójstwo polityka Pawła Adamowicza – podkreśla dziennikarka.

"Pisali, że powinnam zostać ogolona na łyso"

Jak dodaje Anna Sobolewska, po emisji reportażu to środowisko nie zapadło się ze wstydu pod ziemię. Choć zachowania neonazistów potępił premier Mateusz Morawiecki, to politycy z obozu Zjednoczonej Prawicy i sprzyjające rządowi media zadały sobie wiele trudu, by zaciemnić przekaz materiału TVN i uśmierzyć ten wstyd, jaki on wywołał. Portal wPolityce.pl sugerował, że z urodzinami Hitlera mogła być powiązana sama stacja telewizyjna, ponieważ "Sitas" miał twierdzić w prokuraturze, że otrzymał 20 tys. zł za zorganizowanie imprezy. Dostał jednak warunek: przyjąć na urodziny dziennikarkę "Superwizjera".

- Potem prawicowe media wyjęły z naszego reportażu zdjęcia, na których trzymamy śpiewniki, i pisały, że to były scenariusze tego wydarzenia. Czyli miało być wyreżyserowane. A to przecież były śpiewniki, które rozdał nam "Sitas" - mówi Sobolewska.

Ówczesna rzeczniczka PiS Beata Mazurek pytała publicznie, "czy TVN zapłacił za zorganizowanie tego materiału, czy ludzie nagłaśniający ten temat byli świadomi szkód, jakie wyrządzali Polsce i Polakom". W podobnym tonie wypowiadali się: poseł PiS i szef Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański, a także ówczesna posłanka PiS Krystyna Pawłowicz i Witold Gadowski, wiceprezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, które jest powiązane z partią rządzącą.

Po publikacjach prorządowych mediów Anna Sobolewska zaczęła dostawać groźby. - Ludzie pisali do mnie, że powinnam zostać ogolona na łyso albo, że zrobią ze mną to, co z Żydówkami podczas wojny. Że nie będę już mogła chodzić bezpiecznie po ulicach. Do Piotra Wacowskiego podchodzili na ulicy z groźbami i wyzwiskami. To było podłe – ocenia.

Do drzwi operatora TVN zapukali funkcjonariusze ABW. Wręczyli mu wezwanie na przesłuchanie w charakterze podejrzanego o propagowanie faszyzmu. Chodziło o to, że Wacowski na urodzinach Hitlera wykonywał gest "Heil Hitler". Ale tłumaczył, że nie propagował faszyzmu, a hajlowanie było konieczne do zrealizowania reportażu pod przykryciem. Jak pisała "Gazeta Wyborcza", sprawę prowadził jeden z "najbardziej sprawdzonych śledczych Zbigniewa Ziobry". Ostatecznie jednak prokuratura umorzyła śledztwo.

"Wyborcza" informowała również, że organizatora urodzin Hitlera wspierał poradami prawnymi Jakub Kalus. To mężczyzna, który zasłynął tym, że uczestniczył w "happeningu", podczas którego narodowcy wieszali na szubienicach podobizny polityków opozycji. Kalus był wtedy asystentem sędziego, który pracował na delegacji w Ministerstwie Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.

- Wersja o ustawionym reportażu pomogła wielu ludziom zachować dobre samopoczucie. Pomyśleli, że nie ma w Polsce problemu środowiska neonazistowskiego. Byli jacyś dziwacy w lesie, trochę śmieszni, a trochę straszni, którzy mieli zostać wyreżyserowani przez nas. Odwrócono uwagę od poważnego problemu, z którym od paru ładnych lat polskie państwo nie daje sobie rady. Bo niektórzy z uczestników tych neonazistowskich imprez bawili się tam w najlepsze, mimo że wcześniej byli rozpracowywani przez ABW i usłyszeli wyroki za propagowanie faszyzmu. Później bawili się z reprezentantami narodowców, którzy dostali się do Sejmu. Skoro służby wiedzą o przenikaniu się tych środowisk, dlaczego nie reagują? – zastanawia się dziennikarka.

Co z uchodźcami z Ukrainy?

Anna Sobolewska przyznaje, że do dzisiaj nie wie, dlaczego kult przemocy jest tak bardzo nęcący dla pokazanych przez nią neonazistów. - Niektórzy myślą o nich jako o tych, którzy odreagowują swoje niepowodzenia w życiu. Rzeczywiście, niektórzy z uczestników urodzin Hitlera byli górnikami, niezbyt majętnymi i w trudnej sytuacji życiowej. O takich ludziach mówi się, że jeśli czują się gorsi, pogardzani przez system, to szukają np. imigrantów, w stosunku do których będą mieli poczucie wyższości. Ale ja tego po prostu nie wiem o osobach, które pokazałam w reportażu – mówi.

Nadal nie umie sobie wytłumaczyć, dlaczego setki osób zabierają swoje rodziny i dzieci na imprezy, gdzie się hajluje i usprawiedliwia zbrodnie Hitlera. - Nie przeczytałam na ten temat żadnych wyjaśnień, które by mnie przekonały. Ani niczego takiego sama nie odkryłam. Wciąż tego nie rozumiem - stwierdza.

Podkreśla jednak, że państwo polskie pozwoliło stworzyć neonazistom bazę, która w niedalekiej przyszłości może okazać się niebezpieczna. Do Polski przybyło bowiem wielu uchodźców z Ukrainy, a wszyscy migranci są wrogami neonazistów. Gdyby jeszcze w Polsce wybuchł kryzys gospodarczy, uchodźcy mogliby stać kozłami ofiarnymi.

- Neonaziści zorganizowali stowarzyszenia, ale też cykliczne koncerty, pogadanki, spotkania w wielu miastach Polski, gdzie się spotykają i integrują. Państwo to od dawna lekceważy, bo nie uprawiają terroru politycznego. Ale sytuacja się zmienia. W Polsce mamy już wielu uchodźców z Ukrainy. Te ruchy neonazistowskie mogą się stać atrakcyjne dla osób, które już teraz są niechętnie nastawione do migrantów. Może ich skusić neonazistowska ideologia, która podsunie łatwe wytłumaczenie pogarszającej się sytuacji gospodarczej. Tacy ludzie będą mieli gdzie pójść. Bo państwo zlekceważyło tę bazę – podsumowuje Anna Sobolewska.

TOK FM PREMIUM