Ziobro ujawnił zeznania wspólnika Falenty i wątek "łapówki dla M.T.". Michał Tusk: To bzdura

Prokuratura Krajowa upubliczniła w środę wieczorem na swojej stronie protokoły dot. relacji wspólnika Marka Falenty. W jednym z nich Marcina W. stwierdził, że wręczył M.T. łapówkę w wysokości 600 tys. euro. Według mediów chodziło o syna lidera PO Donalda Tuska. - To totalne bzdury - skomentował Michał Tusk.
Zobacz wideo

Jak podkreślał we wtorek Ziobro, powodem ujawnienia tych materiałów jest wypowiedź szefa PO Donalda Tuska. "Przewodniczący Platformy Obywatelskiej publicznie postawił poważne oskarżenia wobec prokuratury dotyczące rzekomego zatajania informacji i zaniechań w śledztwie. Powołał się na jeden z protokołów wyjaśnień Marcina W., pomijając inne jego relacje procesowe pozostające w związku z tematem wczorajszej konferencji. Dlatego postanowiłem, że interes publiczny wymaga, by obywatele poznali całość złożonych przez niego relacji dotyczących wątku kryminalno-politycznego w kontekście związków z Rosją" - napisał Ziobro w zamieszczonej na stronie Prokuratury Krajowej decyzji o ujawnieniu materiałów.

Po godz. 18 na stronie PK zamieszczono pięć protokołów - z 23 września 2014 r., 24 sierpnia 2015 r., 20 listopada 2017 r., 16 września 2019 r. i 11 czerwca 2021 r.

W jednym z nich Marcin W. twierdził, że wręczył M.T. - to inicjały z protokołu, w którym dane są anonimizowane - łapówkę w wysokości 600 tys. euro. Według mediów chodziło o syna lidera PO Donalda Tuska - Michała.

Michał Tusk odniósł się do sprawy w rozmowie z portalem Onet. - Nigdy nie poznałem Marka Falenty, nie znam Marcina W. - powiedział. Przypomniał, że informacje o wspomnianych zeznaniach pojawiały się już w mediach. - To totalne bzdury. Prokuratura ma je od lat. Nigdy przez te wszystkie lata nie byłem nawet przesłuchiwany w tej sprawie - powiedział Onetowi Michał Tusk.

Tusk o komisji śledczej

We wtorek szef PO Donald Tusk wypowiedział się podczas konferencji prasowej ws. publikacji "Newsweeka". Według tygodnika Marcin W. - wspólnik skazanego za zorganizowanie podsłuchów najważniejszych osób w państwie Marka Falenty - zeznał w śledztwie dotyczącym spółki, której współwłaścicielem był Falenta, że zanim taśmy nagrane w restauracji "Sowa i Przyjaciele" wstrząsnęły polską sceną polityczną, trafiły w rosyjskie ręce. Zdaniem gazety "prokuratura wszczyna śledztwo, ale unika wątku szpiegostwa" w tej sprawie.

Jak mówił Tusk, tylko komisja śledcza, niezależna od ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, mogłaby wyjaśnić, na czym polega wpływ rosyjskich służb na energetyczną politykę PiS-u.

Tzw. afera podsłuchowa była jedną z głośniejszych spraw w ostatnich latach. Ujawnione w mediach nagrania wywołały w 2014 r. kryzys w rządzie Donalda Tuska; po wyborach w następnym roku do władzy doszło PiS.

"Wszystko wskazuje, że Putin zatwierdził operację"

O swoich ustaleniach nt. afery podsłuchowej mówił niedawno w TOK FM Grzegorz Rzeczkowski z "Newsweeka". - W świetle moich ustaleń mogę stwierdzić na 99 proc., że aferę podsłuchową przygotowały i w dużej mierze przeprowadziły służby rosyjskie. Wszystko wskazuje na to, że stało się to po zatwierdzeniu tej operacji przez głównego lokatora Kremla, czyli Władimira Putina - stwierdził.

Według Rzeczkowskiego, Rosjanie nie tylko przeprowadzili tę operację, ale także zacierali po niej ślady. Ale czy na tyle skutecznie, że przez osiem ostatnich lat polskiej prokuraturze nie udało się na nie wpaść? - Tu dotykamy kolejnego problemu, czyli uwikłania obecnej władzy w tę aferę. Mamy zeznania czy wypowiedzi Marka Falenty, który sugerował, że przed wybuchem afery był w kontakcie z funkcjonariuszami CBA związanymi z PiS-em. To byli ludzie Mariusza Kamińskiego (obecnego koordynatora służb specjalnych - przyp. red.). Czyli ta operacja była też kontrolowana przez ludzi PiS. To wyjaśnia, dlaczego prokuratura jest ślepa i głucha na to, co ewidentnie wskazuje na zaangażowanie Rosji w tę sprawę - wskazał w rozmowie z Piotrem Maślakiem.

TOK FM PREMIUM