"Rząd przygotował na nas pułapkę". Polonia w Londynie zrobiła eksperyment. Chodzi o wybory

Polonia alarmuje: po zmianach w Kodeksie Wyborczym część jej głosów może zginąć. Bo w ciągu 24 godzin, kiedy komisje z zagranicy będą musiały policzyć głosy, nie da się tego zrobić. Skąd to wiadomo? W Londynie zrobiono eksperyment.

Przedstawiciele Polonii wskazują na art. 71 zmienionego Kodeksu Wyborczego. Zapisano w nim, że "komisja liczy wyjęte z urny karty do głosowania i ustala liczbę kart ważnych i liczbę kart nieważnych oraz, odpowiednio do przeprowadzonych wyborów, liczbę głosów ważnych oddanych na poszczególnych kandydatów albo na poszczególne listy kandydatów i każdego kandydata z tych list, a także liczbę głosów nieważnych". W paragrafie 1 tego artykułu dodano, że "wszystkie czynności obwodowej komisji wyborczej ds. ustalenia wyników głosowania w obwodzie wykonywane są wspólnie przez członków komisji w liczbie stanowiącej co najmniej 2/3 jej pełnego składu, w tym przewodniczącego lub jego zastępcy". 

- Zauważyliśmy, że rząd przygotował na nas pułapkę. Głównym problemem jest zmiana samej procedury liczenia. Od 31 marca, gdy nowelizacja wchodzi w życie, komisja ma działać kolektywnie. A to oznacza, że każdy głos jest oglądany wspólnie przez wszystkich członków komisji i te czynności nie mogą być prowadzone w żadnych podgrupach. Do tej pory był to standard, szczególnie w tych największych komisjach, gdzie jest ponad 2 tysiące wyborców. Mamy takie komisje, w których jest nawet 4 czy 6 tysięcy wyborców - mówi Kamil Arendt, mieszkaniec Londynu, zaangażowany w działania profrekwencyjne. 

Wymyślili eksperyment

Inicjatywa "Polonia Głosuje" wymyśliła eksperyment, by zbadać, ile głosów da się policzyć w godzinę. W tym celu przygotowano - z rozdawanych w metrze darmowych gazet - "karty do głosowania" do Sejmu. - Chcieliśmy, by wszystko było tak, jak normalnie w dniu wyborów. Byłam już wcześniej w komisjach, więc wiem, jak to wygląda. Wiem, jakie jest zmęczenie po całym dniu głosowania, gdy przechodzi się do liczenia głosów - mówi Małgorzata Hallewell z inicjatywy "Polonia Głosuje". 

- Przystępujemy do liczenia głosów w 16-17 godzinie pracy i jesteśmy przemęczeni. Im dłużej liczymy, tym bardziej nasza koncentracja i wydajność spada. Dlatego poprosiłam znajomych, którzy przyszli do mnie liczyć głosy, by po całym dniu pracy, byli jak najbardziej zmęczeni. By oddać to zmęczenie z prawdziwej komisji. I licząc głosy według tych nowych zasad, udało się nam się w ciągu godziny policzyć ich tylko 98 - mówi pani Małgorzata. 

Część komisji zagranicznych jest niewielka, ale są też duże, z dużą liczbą głosujących. Przykładowo, komisja w zachodnim Londynie, największa na świecie - 6 tysięcy wyborców; Frankfurt nad Menem - 4,5 tysiąca głosujących; do tego 3 tysiące w Barcelonie czy 2,3 tysiąca w Lizbonie. - Ten nasz eksperyment pokazał, że w średniej komisji liczącej 2 tysiące głosujących w ciągu 24 godzin policzymy właśnie te 2 tysiące. A mówimy tylko o głosach do Sejmu, w ogóle nie podchodziliśmy do liczenia głosów do Senatu. Co z nimi? A co z większymi komisjami? - mówi Małgorzata Hallewell.

Polonia alarmuje, że głosy niepoliczone - przepadną

- W oparciu o przepisy, jeśli w danej komisji nie uda się policzyć wszystkich głosów, to wszystkie głosy z tej komisji uznaje się za nieważne i niebyłe. Wszystkie. Takich komisji na całym świecie, które przekroczyły 2 tysiące wyborców, było w poprzednich wyborach 51. Gdyby - teoretycznie - założyć, że nie uda się im na czas policzyć oddanych głosów, to wszystkie z nich będą unieważnione. A to oznacza, że nawet blisko 150 tysięcy głosów Polonii poszłoby do kosza. W naszej ocenie, takie ryzyko realnie w tej chwili istnieje - alarmują rozmówcy TOK FM. 

Polonia stara się pisać, gdzie tylko się da. Chce protestować, bo uznaje, że to niesprawiedliwe i niedopuszczalne. Poprosiła o interwencję m.in. sejmową Komisję Łączności z Polakami za Granicą i jej przewodniczącego, Roberta Tyszkiewicza. 

TOK FM PREMIUM