Marsz 4 czerwca. Przedsiębiorczyni z Łomży o hejcie po spotkaniu z Tuskiem. "Mojej córce grożono gwałtem"

Na Marszu 4 czerwca głos zabierali nie tylko politycy, ale także obywatele. Była wśród nich Karolina Gardocka, właścicielka studia fryzur z Łomży, która opowiadała, że w czasie objazdu po Polsce Donald Tusk odwiedził jej studio. - Po tym wydarzeniu stałam się obiektem hejtu, a mojej córce grożono gwałtem - wskazała.
Zobacz wideo

Przez centrum Warszawy przeszedł Marsz 4 czerwca organizowany przez opozycję. Głos na nim zabierali nie tylko politycy, ale także eksperci, aktywiści, przedsiębiorcy, obywatele z różnych stron kraju. Jedną z nich była Karolina Gardocka, przedsiębiorczyni - właścicielka studia fryzur w Łomży.

- Jestem tutaj chociaż wymaga to ode mnie ogromnej odwagi - zaczęła swoje wystąpienie. - Dlaczego? W styczniu zeszłego roku, podczas swojej podróży po Polsce, Donald Tusk odwiedził moje studio, żeby porozmawiać o sytuacji polskich przedsiębiorców. Po tym wydarzeniu stałam się obiektem hejtu, pomówień, a mojej córce grożono gwałtem - relacjonowała Gardocka.

I podkreśliła: - Jestem tu, bo nie zgadzam żyć w państwie, w którym jest przyzwolenie na nienawiść wobec tych, którzy mają odmienne poglądy polityczne. Nie zgadzam się żyć w państwie, w którym trzeba stalowych jaj, żeby być kobietą i prowadzić biznes. Jestem tu, bo mam dość państwa, w którym posłowie pozwalają sobie na pogardę wobec kobiet protestujących w obronie swoich praw. Byłam wśród nich i jestem wśród nich - mówiła przedsiębiorczyni. 

Przedsiębiorczyni dodała, że "jest wiele osób, które uginają się pod ciężarem hejtu i dyskryminacji". - Póki mam siłę, będę się temu przeciwstawiać. Tak jak teraz, a jeśli trzeba będzie, to jeszcze mocniej - dla nich, dla mojej córki, dla was - podsumowała.

Marsz 4 czerwca [RELACJA NA ŻYWO]

TOK FM PREMIUM