Ukraina urządziła "pokazuchę" przed szczytem z UE, ale na nie wiele się to zda. "Będzie rozczarowanie"

Ukraińcy mają wielkie oczekiwania wobec szczytu UE-Ukraina w Kijowie. - Pojawiało się nawet takie, że Ukraina miałaby w ciągu dwóch lat przystąpić do UE. I dlatego po szczycie będzie z pewnością pewne rozczarowanie - ocenił w TOK FM Michał Potocki z "Dziennika Gazety Prawnej".
Zobacz wideo

Unijni komisarze spotykali się w czwartek w Kijowie z ministrami ukraińskiego rządu. W piątek z kolei zaplanowano szczyt UE-Ukraina, w którym udział biorą - oprócz prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego - m.in. szefowa KE Ursula von der Leyen, wiceprzewodniczący KE Margrethe Vestager i Valdis Dombrovskis oraz wysoki przedstawiciel Unii ds. zagranicznych Josep Borrell. To pierwsze w tym formacie spotkanie od wybuchu wojny i pierwsze odkąd Ukrainie przyznano status kandydata do UE.

Jak mówił w TOK FM Michał Potocki, spotkanie nie jest jednak zaskoczeniem, bo wynika z ram instytucjonalnych - zgodnie z umowami podpisanymi przez Ukrainę i UE takie obrady muszą się odbywać regularnie. Zaskoczeniem może być jednak termin szczytu. - Sam fakt, że został przełożony - początkowo miał się odbyć w grudniu zeszłego roku, a odbywa się w lutym -  już jest dowodem na to, że nie cała praca po obu stronach została zrobiona - zastrzegł dziennikarz "Dziennika Gazety Prawnej" w "Popołudniu Radia TOK FM".

Dodał, że Ukraińcy mają wobec szczytu wielkie oczekiwania. Mówią nawet wprost, że zostanie na nim przedstawiony kalendarz członkostwa w UE. - Pojawiało się nawet oczekiwanie, że Ukraina miałaby w ciągu dwóch lat przystąpić do UE, co jest teoretycznie niemożliwe, nawet gdyby wszyscy w ramach UE byli co do tego zgodni. I dlatego po szczycie będzie z pewnością pewne rozczarowanie po stronie Ukrainy - dodał.

Inna rzecz, jak zastrzegł, że oczekiwania są na wyrost także dlatego, że Ukraina nie spełniła wszystkich siedmiu warunków, które UE postawiła przed nią w czerwcu, przyznając status kandydacki. Chodzi m.in. o reformę sądownictwa, weryfikację sędziów i procedur powoływania sędziów Sądu Konstytucyjnego, co miałby zakończyć pat, który w Sądzie Konstytucyjnym trwa jeszcze od czasów sprzed inwazji. W grę wchodzą także kwestia ustawy medialnej, która miałby być dostosowana do reguł panujących w UE, praw mniejszości narodowych i np. walki z praniem brudnych pieniędzy.

- Co prawda pod koniec roku parlament przyspieszył i pewne ustawy dotyczące tych warunków zostały podpisane przez prezydenta, to jednak nie wszystkie ich zapisy spełniają to, o co konkretnie KE chodziło. A w związku z tym eksperci, którzy zajmują się analizowaniem treści pod katem integracji europejskiej twierdzą: żaden z siedmiu warunków nie został spełniony w 100 proc. - podkreślił także dziennikarz "DGP". 

Do tego dochodzi także fakt, że "przed reformami instytucjonalnymi nie ma w ogóle co myśleć o rozszerzeniu Unii o tak duży kraj jak Ukraina". A i same zmiany instytucjonalne, jak dodał, to proces wieloletni, podobnie jak rozmowy akcesyjne. - Jak z naszej własnej historii wiemy, rozmowy akcesyjne to nie jest bułka z masłem. To proces rozpisany na lata albo - jak mówił Emmanuel Macron - nawet na dekady - dopowiedział Michał Potocki.

"Pokazucha przed szczytem"

Ukrainie nie pomaga też fakt, że tamtejszą opinią publiczną wstrząsnęła seria skandali korupcyjnych wśród władz. Efektem był szereg dymisji na kierowniczych stanowiskach w administracji państwowej. I tak tylko w ostatnich dniach ukraińska Rada Ministrów i prezydent Wołodymyr Zełenski zatwierdzili dymisje, które złożyli: zastępca szefa Biura Prezydenta Kyryło Tymoszenko, odpowiedzialny za nadzór nad administracją regionalną i za odbudowę kraju ze zniszczeń wojennych oraz pięciu wiceministrów (Jurij Szapowałow - wiceminister obrony odpowiedzialny za zakupy; Wasyl Łozyński, Iwan Łukeria i Wiaczesław Nehoda z Ministerstwa Rozwoju Wspólnot, Terytoriów i Infrastruktury oraz Witalij Muzyczenko z Ministerstwa Polityki Społecznej), a także dwóch szefów administracji obwodowych.  

- Rzeczywiście jest pewne przyspieszenie, które wynika z jednej strony z pokazuchy przed szczytem. Ale z drugiej strony z tego, że partnerzy zachodni, od których Ukraina jest mocno uzależniona - nie tylko jeśli chodzi o dostawy broni, ale pomoc makrofinansową, bo praktycznie połowa wydatków publicznych  pokrywana jest z pomocy zewnątrz - mają spory lewar, by zmuszać ją do tego, by poważnie traktowali zobowiązania dotyczące walki z korupcją - skomentował gość TOK FM.

Zastrzegł przy tym, że afery i dymisje to efekt tego, że po 24 lutego ponownie zmieniono prawo i duża część wydatków wojskowych została utajniona. Zezwolono też, jak wskazał, by wybierać dostawców z wolnej ręki, a niektóre zakupy przeprowadzać niejawnie. - Ludziom o złej woli ułatwia to nielegalne zarabianie - zastrzegł Michał Potocki, podkreślając, że to jak ukraińskie władze traktują walkę z korupcją będzie teraz papierkiem lakmusowym.

- To też nie tak, że jutro Biały Dom powie: "Przekręciliście jednej przetarg czy drugi, to nie damy wam następnych HIMARS-ów". Bardziej chodzi o to, że afery korupcyjne tworzą kiepski klimat, a rządy demokratyczne są pod naciskiem opinii publicznej. Jeżeli więc opinia publiczna dojdzie do wniosku, że pomoc jest rozkradana, to wtedy będzie nacisk, by ją ograniczać - mówił. Wskazał też, że na razie nie ma dowodów na to, że afery dotyczyły pomocy z zewnątrz, w tym defraudacji środki z zagranicy.   

Choć, jak od razu dodał, Biały Dom coraz bardziej dobitnie podkreśla: "Panowie i panie jesteście pod lupą i pilnujcie się. Dlatego, że jest to w waszym interesie, by nie było najmniejszych podejrzeń, że pomoc zagraniczna nie trafia do adresata, a znika w przepastnych kieszeniach ukraińskich urzędników". - Zełenski to rozumie jako specjalista od kreatywnej polityki wizerunkowo-informacyjnej. Wie, że Ukraina musi zamienić afery korupcyjne w swój sukces. Pokazać, że się z nimi rozlicza. Że są dymisje, zatrzymania, aresztowania, zaraz zarzuty, procesy sadowe i wyroki. I mam wrażenie, że to, co się dzieje w ostatnich tygodniach, to element rozliczania się, pokazania, że mimo wojny nie wahamy się nawet przed dymisją osobistego przyjaciela Zelenskiego jakim był Tymoszenko - skwitował rozmówca Filipa Kekusza.

TOK FM PREMIUM