Udało się! Znalazł się ośrodek dla 19-latka z autyzmem, któremu pomocy odmówiło wcześniej ponad 80 placówek

Dominik Krynicki trzy ostatnie lata spędził w szpitalu psychiatrycznym, głównie przypięty pasami. Rodzice nie mogli zabrać go do domu ze względu na bardzo silne zachowania agresywne - w stosunku do siebie, ale również do nich. Opieki nad nim nie chciała się podjąć żadna z dziesiątków placówek. Dziś, gdy Dominik jest wreszcie w nowym otoczeniu, agresji jest coraz mniej.
Zobacz wideo

Historię Dominika opisywaliśmy kilka miesięcy temu. Już wtedy jego rodzice wiedzieli, że ich syn musi opuścić szpital, bo placówka ustawiła "termin graniczny", do którego mógł w niej przebywać. Ośrodka dla syna szukali na własną rękę, pomagał też Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Gdyni. Rozesłano zapytanie do ponad 80 domów pomocy społecznej - większość odmówiła. Pojedyncze wyraziły wolę przyjęcia 19-latka, ale... za minimum 2-3 lata, bo taką mają kolejkę oczekujących. Całą historię opisaliśmy jako pierwsi.

Po nagłośnieniu sprawy przez media do rodziców Dominika zgłosił się szef ośrodka w miejscowości Dąbie pod Bytowem, z jasną deklaracją przyjęcia chłopca. Rodzice nigdy nie ukrywali, jak zachowuje się ich syn i że może być dla otoczenia niebezpieczny. Chłopak w ataku agresji wszystko demoluje i niszczy, rzuca się na podłogę. To nie zraziło jednak prezesa i terapeutów z ośrodka w Dąbiu.

W nowym miejscu, bez pasów

- Pan prezes mimo wszystko był dobrej myśli. Powiedział, że zrobi wszystko, by Dominikowi pomóc. Z pełną odwagą i ze zrozumieniem przyjął wyzwanie i dlatego wielki ukłon w jego stronę - mówi Arkadiusz Krynicki, tata Dominika.

Najtrudniejsze były pierwsze dni, choć - jak mówią rodzice - od początku na twarzy syna widzieli, że w Dąbiu mu się podoba. Założenie było takie, by nie zakładać pasów. - Pożyczono pasy, na wszelki wypadek, ale były schowane. W pierwszą noc Dominik położył się na łóżku tak, jak się kładł w szpitalu, gotowy do zapięcia pasów. Ale pasów nie było - opowiadają.

Pobierz Aplikację TOK FM i słuchaj sprytnie:

Dominikiem na co dzień zajmuje się terapeutka, pani Ania. Ma z nim dobry i ciepły kontakt. Dzięki niej chłopiec znowu - po latach w szpitalu - zaczął sam jeść czy korzystać z toalety. Sam się ubiera. - Nawet sam myje zęby, jak mówi nam pani Ania - opowiada mama.

Ośrodek jest położony spory kawałek od Gdyni, dlatego rodzice nie są w stanie być u syna codziennie (jak to było w szpitalu), ale odwiedzają go raz w tygodniu, w weekendy. Na miejscu mogą przenocować i dzięki temu spędzić z synem dwa dni. - Jak tylko przyjeżdżamy, Dominik od razu się ubiera i chce iść do samochodu. Zawsze lubił jazdę autem i to się nie zmieniło. Cieszy się, gdy przyjeżdżamy - opowiada pan Arkadiusz.

Dominik w ośrodku dwa razy dziennie ma seanse w komorze hiperbarycznej - zagranicą jest to dość popularna metoda wsparcia dla dzieci z autyzmem. Tlen, który jest podawany pod zwiększonym ciśnieniem w specjalnej komorze, pomaga w odżywianiu i regeneracji komórek. Dominik ma dwa godzinne seanse dziennie, a raz wytrzymał nawet półtorej godziny. Czy to mu pomaga? - Na razie trudno ocenić, ale na pewno jest dużo spokojniejszy na co dzień - słyszymy od rodziców.

- To, co Dominik dostał w tym ośrodku, pokazuje, że priorytetem w pracy z takimi osobami jest odpowiednie podejście - z empatią, z życzliwością, z ciepłem, ze zrozumieniem. To są główne przyczyny tego, że zachowania syna są w tej chwili takie, jakie są - mówi pan Arek, dodając, że agresji - w porównaniu z tym, co było wcześniej - jest naprawdę niewiele.

Dominik KrynickiDominik Krynicki Archiwum prywatne rodziców Dominika

Żeby gmina nie przestała pomagać

Ogromne wsparcie wykazały władze Gdyni, w tym wiceprezydent Michał Guć - to właśnie gmina finansuje pobyt chłopca w ośrodku. - Pobyt Dominika musiał być "skonstruowany" w oparciu o jego indywidualne potrzeby, w związku z tym jest inaczej finansowany, znacznie drożej niż pobyt innych podopiecznych tego DPS-u - mówi pani Karina. W grę wchodzi kwota ok. 10 tysięcy zł przelewana co miesiąc na konto placówki.

Rodzice są szczęśliwi, oddychają z ulgą, choć nie kryją obaw. - Boimy się, co byłoby, gdyby gmina się wycofała z tego finansowania. Mamy takie myśli. Ale jest jeszcze coś - wiemy, że nasz syn dziś ma dobrą opiekę, uśmiecha się, ale dzieci innych rodziców tego nie mają. Brakuje rozwiązań systemowych w tym zakresie, brakuje ośrodków dla takich podopiecznych. I to jest poważny problem - mówi Karina Krynicka. - Nam się udało, ale zdaję sobie sprawę, że jest mnóstwo takich rodziców, którzy nie mają w sobie tyle siły, by się podnieść i zawalczyć.

"My już dawno nie mamy marzeń"

- My się musimy na nowo nauczyć marzyć, ale oczywiście priorytetem był i jest dla nas nasz syn - mówi pan Arkadiusz. - Byliśmy zawsze skupieni na tym, co tu i teraz i zapomnieliśmy o marzeniach. A oczekiwania? Żeby było tak, jak jest teraz - nic mi więcej nie potrzeba - mówi mama Dominika.

TOK FM PREMIUM