Kosowo zyskuje, a Serbia traci w oczach Zachodu. "I to zaczyna Serbię denerwować"

Po 19 dniach Serbowie po północnej stronie granicy rozbiorą barykady na drogach prowadzących do Merdare. Od 10 grudnia zablokowane są też dwa inne przejścia na granicy Serbii z Kosowem. - Mieszkańcy przyglądają się coraz bardziej zaniepokojeni temu, co się dzieje. Z jednej strony czują naciski Kosowa, a z drugiej Belgradu. Napięcia pojawiają się nie wtedy, gdy w Kosowie coś się dzieje, tylko wtedy, gdy Belgradowi to odpowiada - mówiła w TOK FM Marta Szpala z OSW.
Zobacz wideo

Serbia nie uznaje niepodległości swojej byłej południowej prowincji, zamieszkałej w przeważającej mierze przez Albańczyków, która proklamowała niepodległość w 2008 roku. Kilkuset kosowskich Serbów wzniosło na początku grudnia blokady drogowe w północnym Kosowie, aby zaprotestować przeciwko aresztowaniu byłego serbskiego policjanta, który sparaliżował ruch na dwóch przejściach granicznych z Serbią.

Generał Milan Mojsilovic, dowódca armii serbskiej, poinformował, że został wysłany przez prezydenta Serbii Aleksandara Vucicia na granicę z Kosowem. - Sytuacja tam jest skomplikowana - wskazał. Dodał, że wymaga to "obecności armii serbskiej wzdłuż linii administracyjnej", jak określają władze serbskie granicę z Kosowem.

Prezydent Serbii Aleksandar Vucic poinformował w środę wieczorem, że Serbowie w północnym Kosowie, rozpoczną w czwartek rano usuwanie barykad.

Jak zwróciła uwagę Marta Szpala z Ośrodka Studiów Wschodnich, z naprzemiennym eskalowaniem i deeskalowaniem serbsko-kosowskiego konfliktu mamy do czynienia już od jesieni zeszłego roku. - Po obecnej eskalacji, z którą mamy do czynienia od 10 grudnia, widzimy, że te wszystkie kwestie sporne, bardziej niż powodami, były pretekstami do eskalacji napięcia - oceniła badaczka.

Gościni TOK FM zaznaczyła, że barykady zostały wzniesione nie z inicjatywy miejscowej ludności, a członków partii Serbska Lista, będącej narzędziem polityki Belgradu w Kosowie. - Mieszkańcy północy przyglądają się coraz bardziej zaniepokojeni temu, co się dzieje. Z jednej strony czują naciski Kosowa, a z drugiej Belgradu. Napięcia pojawiają się nie wtedy, gdy w Kosowie coś się dzieje, tylko wtedy, gdy Belgradowi to odpowiada - tłumaczyła Marta Szpala.

"Rosja, jak zwykle, chciałaby pokazać, że kreuje sytuację. Jednak tak nie jest"

Dlaczego więc Belgradowi odpowiada właśnie ten moment? Zdaniem gościni "Światopodglądu" ma to nierozerwalny związek z odmiennymi postawami Kosowa i Serbii wobec wojny na Ukrainie. - Kosowo pomaga Ukrainie, pomimo że Ukraina nie uznała niepodległości Kosowa. W Kosowie są szkoleni ukraińscy saperzy. Ponadto Kosowo otworzyło szereg stypendiów dla dziennikarzy i artystów z Ukrainy. Dla kontrastu - Serbia przyjmuje uciekinierów z Rosji i otwiera szeroko drzwi przed pracownikami IT, którzy szukają azylu w Europie. I to zaczyna Serbię denerwować. Chodzi o to, żeby pokazać Kosowo w bardzo złym świetle, pokazać, że prześladuje ono serbską mniejszość i podważyć pozytywny wizerunek na arenie międzynarodowej - mówiła ekspertka.

Jak uważa badaczka OSW, celem Serbów jest również "pokazanie, że Kosowo nie jest w stanie sprawować pełni władzy na całym swoim terytorium". - Blokady służą temu, żeby służby porządkowe Kosowa nie były w stanie wjechać na północ. Poza tym to też pokazanie, że część ludności dzięki ochronie Belgradu jest wyłączona spod regulacji kosowskich - wyjaśniła Marta Szpala w TOK FM.

Wielu politologów sądzi, że eskalacją serbsko-kosowskiego konflikt całkowicie steruje Rosja. Badaczka OSW jednak nie przeceniałaby udziału Kremla. - Wszystkie napięcia na Bałkanach wynikają raczej z lokalnej dynamiki. Rosja oczywiście przyklaskuje wszelkim niepokojom na Bałkanach i stara się zaznaczać swoją obecność. To nie jest tak, że Moskwa steruje tym, co się dzieje. Robi to Belgrad. A Rosja, jak zwykle, chciałaby pokazać, że jest silna na Bałkanach, że kreuje sytuację. Jednak tak nie jest - mówiła w rozmowie w TOK FM.

TOK FM PREMIUM