Minister klimatu pisze, że Polska jest "zwolniona z neutralności klimatycznej do 2050". "To zakłamywanie rzeczywistości"
Wbrew temu, co napisał minister Kurtyka, Polska nie uzyskała zgody na osiągnięcie neutralności klimatycznej później niż pozostałe państwa wspólnoty. Dostała czas na zmianę zdania, na namysł, na przygotowanie się do działania.
- To pismo jest niczym więcej jak kurtuazyjną odmową podjęcia jakichkolwiek działań i przede wszystkim dowodem na zakłamywanie rzeczywistości, fałszowanie faktów - komentuje Marzena Wichniarz z "Rodziców dla klimatu", nieformalnej organizacji, która powstała na fali młodzieżowych strajków klimatycznych i której celem jest podjęcie merytorycznego dialogu z rządem. Dialogu prowadzonego przez rodziców, ale w imieniu dzieci. I właśnie z tą myślą 4 czerwca w kancelarii premiera "Rodzice dla klimatu" złożyli petycję z apelem do polskich polityków o przystąpienie do realizacji celu polegającego na osiągnięciu neutralności klimatycznej do 2050 roku.
O co właściwie chodzi? Unia Europejska ratyfikowała porozumienie paryskie 5 października 2016 r., dzień później polski Sejm przyjął w tej sprawie ustawę. Tym samym zobowiązaliśmy się do realizowania zapisów porozumienia. Mimo to w grudniu ubiegłego roku, podczas posiedzenia Rady Europejskiej, Polska była jedynym krajem, który nie zobowiązał się do uczestniczenia w osiągnięciu przez UE neutralności klimatycznej do 2050 roku. W konkluzjach Rady z tego posiedzenia, dostępnych po polsku w sieci, napisano: "W świetle najnowszej dostępnej wiedzy naukowej i w związku z potrzebą zintensyfikowania globalnych działań na rzecz klimatu Rada Europejska zatwierdza cel polegający na osiągnięciu przez UE neutralności klimatycznej do 2050 r., zgodnie z celami porozumienia paryskiego. Na tym etapie jedno państwo członkowskie nie może, jeżeli o nie chodzi, zobowiązać się do realizacji tego celu; Rada Europejska wróci do tej kwestii w czerwcu 2020 r.". Tym państwem była właśnie Polska.
Węgiel wciąż w obiegu
Tymczasem mamy lipiec, a rząd premiera Mateusza Morawieckiego wciąż planu osiągnięcia neutralności klimatycznej nie przedstawił. Mimo że wywiązania się z zapisów porozumienia i Polski bez węgla już w 2030 roku chce aż 78 proc. obywateli. Tak przynajmniej wynika z badania ośrodka Kantar. Nie zanosi się również na za przestanie czy ograniczenie wydobycia węgla. Nie wstrzymujemy też dostaw surowca z zagranicy. Co jednoznacznie przekłada się na polski "wkład" w atmosferę - jak napisano w opublikowanym 8 czerwca raporcie firmy McKinsey zajmującej się doradztwem strategicznym: emisja gazów cieplarnianych w 2017 r. w Polsce wynosiła 380 MtCO2e, czyli przeszło 800 g CO2e na każde euro PKB, co jest trzecim najwyższym wynikiem wśród państw UE.
Właśnie dlatego "Rodzice dla klimatu" poprosili resort Michała Kurtyki o informację, kiedy Polska przedstawi plan transformacji energetycznej i odejścia od spalania paliw kopalnych. W odpowiedzi usłyszeli: Rozwiązanie tego problemu nie jest zadaniem łatwym. - Nie wiem nawet, jak to skomentować - przyznaje Wichniarz. - Problemy i wyzwania, szeroko i wieloaspektowo przytaczane przez pana ministra w nadesłanym piśmie, związane ze zmianą modelu życia całego społeczeństwa we wszystkich praktycznie dziedzinach i wpływem, jaki te wszystkie decyzje będą wywierać na dziesiątki najbliższych lat, są nam dość dobrze znane i spędzają sen z powiek również naszym dzieciom, które często zadają nam pytania: "Jak mamy się do tego wszystkiego przygotować?" - dodaje.
Rozwiązania podsuwa wspomniany wcześniej raport McKinsey. Na przykład tym zapisem: "Pełna dekarbonizacja polskiej gospodarki jest osiągalna do 2050 r. i może poprawić niezależność energetyczną, przynieść rozwój nowych branż (…). Z naszych analiz wynika, że znaczące korzyści gospodarcze mógłby Polsce przynieść rozwój niskoemisyjnych gałęzi gospodarki. Chodzi na przykład o produkcję komponentów pojazdów elektrycznych, morską energetykę wiatrową na Bałtyku, produkcję elektrycznych pomp ciepła oraz elektrycznych maszyn rolniczych, a także działalność badawczo-rozwojową i wdrożenia technologii (BE) CCUS (tj. bioenergii z wychwytywaniem, wykorzystaniem i składowaniem dwutlenku węgla). Te pięć obszarów ma potencjał, by zwiększyć wzrost gospodarczy o 1-2 proc. i przyczynić się do powstania 250-300 tys. nowych miejsc pracy".
Z tej perspektywy wydaje się, że odejście od węgla to nie tylko wyzwanie, ale i szansa. I że rozwiązania nasuwają się same. Co innego jednak wynika z pisma ministra klimatu. "(…) wpływ na życie ludzkie i gospodarkę sprawia, że nie ma tutaj oczywistych rozwiązań" - napisał Michał Kurtyka w liście. - Ależ oczywiście, że wszystko jest tu oczywiste - komentuje Wichniarz. - Rozwiązania, owszem, nie są identyczne na różnych etapach dochodzenia do gospodarki zeroemisyjnej i w krajach o zróżnicowanym miksie energetycznym czy poziomie rozwoju, ale łączy je jeden "oczywisty" cel - całkowite odejście od węgla i przejście na zeroemisyjny model gospodarczy - przekonuje.
"Skala wyzwania będzie znacząco różniła się dla poszczególnych państw UE i co do zasady będzie trudniejsza dla państw o niższym poziomie PKB, do których zalicza się Polska" - pisze dalej w swoim liście Kurtyka. I dodaje: "Dlatego niezbędne będą nowe źródła finansowania na poziomie UE dla państw członkowskich takich jak Polska". A Wichniarz znów ripostuje: "Według najnowszych danych Polska jest liderem wzrostu PKB w Unii Europejskiej i nawet na skutek pandemii spadek jego poziomu jest najniższy w całej Europie, czym niedawno szczyciła się Kancelaria Premiera". I dodaje, że gdyby spojrzeć na poziom PKB na mieszkańca, gdzie Polska plasuje się w ostatniej dziesiątce wśród krajów UE, ten sam powód nie przeszkadza na wyznaczenie daty odejścia od węgla takim krajom jak Słowacja (2023) czy Węgry (2030). - Oprócz zatem szafowania poziomem PKB wedle pasujących przesłanek, chcemy zwrócić uwagę, że celowe opóźnienia i uniki we wdrażaniu regulacji w tym zakresie powoli odsuwają nas od szansy na zdobycie ogromnych funduszy w ramach Sprawiedliwej Transformacji - mówi dalej Wichniarz.
Chodzi o 8 mld euro, jakie miałyby przypaść Polsce. Skorzystałyby na nich przede wszystkim Górny i Dolny Śląsk, Wielkopolska Wschodnia, Zagłębie Turoszowskie, Bełchatowskie i Lubelskie. Tyle że z informacji, jakie przekazuje Komisja Europejska, dość jednoznacznie wynika, iż w przypadku braku wyznaczenia konkretnej i zgodnej z dążeniem całej Unii daty odejścia od węgla, środki, które miałyby przypaść Polsce, trafią do innych krajów.
Rząd lubi ciszę i spokój w górnictwie, mówił o tym niedawno w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" prof. Marek Szczepański, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego. Dlatego węgiel i górnicy od wielu lat są pod parasolem ochronnym rządu. Starania o ich poparcie i przychylność okazują się ważniejsze niż głos reszty społeczeństwa. Dowód na to widzieliśmy po raz kolejny, gdy ogłoszono zamknięcie 12 kopalń z powodu wykrytych wśród ich pracowników przypadków koronawirusa. Wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin poinformował wówczas, że wszyscy górnicy za trzy tygodnie postoju dostaną 100 proc. pensji. "Znów Prawo i Sprawiedliwość tworzy lepszych i gorszych obywateli, lepszych i gorszych pracowników" - napisała wtedy na Twitterze Barbara Nowacka z Koalicji Obywatelskiej, zaznaczając, że decyzja dobra dla górników pozostaje krzywdząca dla wszystkich innych zatrudnionych. - Wszystkie polskie rządy popełniły wiele grzechów klimatycznych i to są w szczególności grzechy zaniechania - mówił w podcaście "Koniec świata" dr Marcin Stoczkiewicz z fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi. - Wiele z nich prowadziło politykę, która miała przede wszystkim chronić polski sektor paliwowo-energetyczny, a mniej klimat. W bardzo dużym stopniu Polska subsydiowała i wciąż subsydiuje paliwa kopalne. Te subsydia są wyższe niż subsydia przyznawane odnawialnym źródłom energii, co jest swego rodzaju absurdem, ponieważ te subsydia się wzajemnie znoszą. I wreszcie - rządy polskie przez wiele lat robiły wiele, aby nie implementować prawa klimatyczno-energetycznego Unii Europejskiej - wylicza Stoczkiewicz. Kilka lat temu fundacja wydała raport zatytułowany "Black Paper", w którym wykazała brak implementacji lub implementację z błędami poszczególnych dyrektyw.
Czy należy więc rozumieć, że przedstawiciele rządu nie wiedzą lub nie mają pomysłu na to, jak tę transformację skutecznie przeprowadzić? Bo gotowe rozwiązania i wsparcie finansowe dostają od ekspertów i samej Unii Europejskiej na tacy. "Rodzice dla klimatu" już dziś deklarują, że listu ministra Kurtyki i jego argumentów nie kupują. - Będziemy się od resortu domagać się konkretów, bo tu chodzi o przyszłość naszych dzieci i wnuków. Osób, które są dla nas najważniejsze. Jesteśmy zdeterminowani, by drążyć temat, póki nie osiągniemy zamierzonego celu. I mamy nadzieję, że będzie przyłączać się do nas coraz więcej osób - zapowiada Marzena Wichniarz.
-
Marsz Miliona Serc zadedykowano pani Joannie, ale nikt jej nie zaprosił. "Moja historia została wykorzystana"
-
Nagły zwrot Niemiec. "Traktują Ukrainę jako zasób"
-
Spór o religię w lubelskim liceum. "Mamy się tłumaczyć?". Rodzice oburzeni, dyrekcja dementuje
-
Gdyby nie on, Ruda Śląska mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. "To bardzo źle, że nie został upamiętniony"
-
Wybory na Słowacji. Szykuje się wielki powrót. "To już inny Robert Fico"
- Marsz Miliona Serc osłabi Trzecią Drogę? "Największe zagrożenie dla obecnej opozycji"
- Szef dyplomacji UE odwiedził Odessę. "Będziemy z Ukrainą tak długo, jak będzie trzeba"
- Twitter, czyli "syndrom Szymborskiej-Gołoty". Prof. Matczak o "igrzyskowości polityki" [FRAGMENT KSIĄŻKI]
- Wybory na Słowacji. Kolejki w Bratysławie. Kilka skarg na naruszenie ciszy wyborczej
- Wypadek na A1. Łódzka policja wydała oświadczenie: Kierowcą nie był funkcjonariusz ani jego syn